Wstęp: Nadchodzi ten dzień, gdy dowiemy się, czy te bardzo okazyjne bilety w ogóle będą honorowane...
Cel: Stambuł, dalej Dar es Salaam.
Materiały i metody: Trolejbus na lotnisko w Simferopolu: 1,25 UAH (wolniejszy niż wszystkie marszrutki). Dojazd z lotniska do centrum Istambułu: 4 LT (1 LT = ok. 2 PLN). Muzeum Podziemnych Cystern: 10 LT, Hagia Sofia: 25 LT. Wiza turecka: 15 Euro.
Przebieg: Owocowe śniadanie i po 7 opuszczamy nasz komunistyczny przybytek. Oddając klucz Nataszy okazuje się, że przed wyjściem musimy "zdać pokój", i najpierw dyżurna musi sprawdzić, czy dalej są 4 szklanki, 4 kubeczki i 4 lóżka. Gdy fakt ten został poświadczony stosownym druczkiem mogliśmy wreszcie opuścić hotel Artek, pożegnani dumnym wzrokiem łypiącego ze ściennego portretu Jankuowycza.
Podróż trolejbusem dłuży się, w końcu docieramy na lotnisko - niewielki budynek, nic specjalnego.
Znajdujemy z trudem nasz "counter" i podajemy nr biletów... Wszystko idzie gładko. Chcemy jeszcze dopytać gdzie odbierzemy bagaże i jak uzyskać kolejny
bording pass, ale dziewczyna przy ladzie niewyraźnie odpowiada po ukraińsku.... Tak można wynajmować pokój, ale w sprawach zasadniczych wolimy język angielski - powtarzamy pytanie w tym międzynarodowym języku, na co oburzona kobieta odpowiada:
- No ale ja przecież nie mówię po polsku!
- A po angielsku?? - odkrzykujemy chórem - tu zapada milczenie, przybiega inna pani i rozwiewa nasze wątpliwości. Obsługa międzynarodowego portu lotniczego, która nie mówi po angielsku? To chyba tylko na Ukrainie...
Krótki lot, niebieska plama morza Czarnego pod nami, smaczny, drobny lunch i lądujemy w Stambule. Mamy kilka godzin na przesiadkę, nie będziemy marnować ich na lotnisku. W mgnieniu oka uzyskujemy wizę, chwila w kolejce przy
transit desk po kolejny
bording pass, odprawa paszportowa i oto jest - Stambuł, skrzyżowanie kultur, religii, kontynentów.
Turkish Airlines oferują swoim klientom przy dłuższych przesiadkach darmowe wycieczki do centrum - my nie zdążymy tym razem, ale w drodze powrotnej będziemy się do niej przymierzać. Niestety kończy się trochę za późno, ale można z niej wcześniej zdezerterować - przeglądamy plan, i to, co mogłoby nas ominąć zwiedzamy teraz. Na pierwszy ogień - przepiekane podziemne cysterny, dawny zbiornik wody dla Konstantynopola, teraz muzeum. Z ciemności wyłaniają się rzędy kolumn, lustro wody odbija ciepłe światło… Niewątpliwą atrakcję stanowią dwie głowy Meduzy będące podstawami kolumn w północno-zachodniej części cystern – prawdopodobnie jak wszystkie inne elementy zdobnicze są tu czysto przypadkowo, jako „materiał z rozbiórek”, przywleczony z innych budowli. Takiemu samemu recyklingowi podlegały kolumny – na co wskazuje ich odmienny styl, rodzaj marmuru i rozmiar.
Jest jeszcze chwila, by delektować się prawdziwym kebabem, zapiekanym bakłażanem i obowiązkową, turecką herbatką. Mijamy sklepy z pamiątkami - to jedno z tych miejsc na świecie, gdzie chciałoby się kupić wszystko i zjeść wszystko co tylko oczy widzą...
Na czas wracamy na lotnisko, odprawa paszportowa i prosto do samolotu. Lot trwa trochę ponad 7 godzin, i poza rozlanym winem przebiega bez zakłóceń. Nasze problemy mają się dopiero zacząć...