Wstęp: Dziś możemy w wyjątkowy sposób uczcić 22 urodziny Agi. Jednak co, jak co, ale mało kto ma z takiej okazji możliwość przelecieć się nad tajemniczymi geoglifami z Nazca.
Cel: 1) Zobaczyć jedną z najbardziej zagadkowych pamiątek pozostawionych przez ludy prekolumbijskie.
2) Celebrować należycie pierwsza rocznicę 21 urodzin Agi:)
Metody i środki: 1) Lot nad geoglifami – ok. 35 min, we wszystkich agencjach min. 95 $ (w sezonie wysokim do 15.09). Po ubiegłorocznej katastrofie jednej z awionetek zaostrzono przepisy (np. dwóch pilotów) i zamknięto połowę agencji – stąd 100% wzrost cen względem poprzednich lat.
2) Zakupy, pamiątki, dwa dzbanki sangrii i cztery piwa.
Przebieg: Po długich poszukiwaniach i sprawdzeniu wszystkich agencji w mieście i na lotnisku musiałyśmy skonfrontować nasze portfele ze smutnym faktem: ceny w stosunku do ubiegłych lat podwoiły się. Ale przecież nie po to jest się na wakacjach życia, żeby teraz się wycofać! Dodatkowo usprawiedliwia nas jubilatka. Po 10-tej idziemy po malutkiej płycie lotniska do jednej z Cesn. Samolot zaczyna hałasować, buczeć, rozpędza się i delikatnie odrywa od pasa startowego. To jest jeden z takich momentów w podróży, ale także i w życiu, kiedy spełniają się marzenia – jestem wtedy tak wzruszona, że bardzo, ale to bardzo muszę powstrzymywać się, żeby nie płakać jak dziecko. Wznosimy się nad zieloną dolinę i dookoła jest już tylko brązowo-szary bezkres płaskowyżu nazwanego od żyjącego tu ok. 200-600 r.n.e. ludu Nazca. Prawdopodobnie właśnie ten lud pozostawił nietypowe świadectwo – kilkudziesięciometrowe rysunki i figury geometryczne, wielokilometrowe linie. Wszystko „wygrzebane” w twardym podłożu i zachowane dzięki ekstremalnie suchemu klimatowi. Z góry widać jak znaki krzyżują się i przecinają, jest ich cale mnóstwo. Najpierw trzeba się zorientować, czego szukać w tej plątaninie. Pilot przelatuje nad każdą figurą od lewej i prawej strony, by wszyscy mogli dobrze zobaczyć rysunki. Przechyla awionetkę dość mocno, więc nie jest to najlepsza zabawa dla osób o słabych żołądkach i kapryśnym błędniku... Pod nami wieloryb, koliber, papuga, kondor, pająk, małpka, a nawet tak zwany kosmonauta. Ich przeznaczenie dalej pozostaje kwestią sporną. Bo i na co komu wymagające pracy i wysiłku wielu osób znaki, które można zobaczyć jedynie z lotu ptaka, co przecież nie było możliwe 1500 lat temu. Teorii jest wiele: kalendarz, wielka mapa nieba, obrazy dla bogów, szlaki rytualnych pielgrzymek, czy nawet lądowiska lub drogowskazy dla gości z kosmosu…
Nim nocnym autobusem udamy się do Arequipy, wreszcie możemy pofolgować pamiątkowemu szaleństwu. Część jest oczywiście kiczowata, część ładna, ale bezużyteczna, a mimo to, i tak wchodząc do sklepu ma się ochotę zapakować wszystko i wysłać kontenerowcem do Polski.
Musi również zostać czas na świętowanie. Znajdujemy przyjemny lokal, mniej przyjemne ceny, ale zastaw się, a postaw się! Dzbanki pysznej sangrii wędrują na stół. Po paru godzinach opuszczamy Nazca jako najweselsze pasażerki. Nawet, gdy po pięciu minutach jazdy, zatrzymujemy się na godzinny postój (obowiązkową kolacja kierowców), nie szkodzi to szampańskiej zabawie. Jadący z nami Francuzi bez pudła odgadują, że jesteśmy z Polski… :-)