Wstęp: Ukajali, kawałeczek dalej. Kolejny dzień, strach pytać, kiedy dopłyniemy do Iquitos.
Cel: Przyśpieszyć czas, nieustająco – dopłynąć do Iquitos (tak, by zdążyć zahaczyć o prawdziwą dżunglę, czyli z hiszpańskiego
selva).
Przebieg: Drużyna piłkarska odsypia kilka trunków, nieprzyzwyczajonym szkodzi….
Kolejny kilkuminutowy postój w Orellana, miejscowości, która swoją nazwę zawdzięcza jednemu z okrutnych konkwistadorów i wielkich podróżników hiszpańskich, Francisco de Orellana. W dziejach eksploracji świata zapisał się jako pierwszy, który przepłynął z rejonów dzisiejszego Peru aż do ujścia Amazonki, do Oceanu Atlantyckiego – choć wyszło mu to poniekąd przez przypadek, jako efekt uboczny pogoni za jedną z bardziej tajemniczych legend Nowego Świata: El Dorado…
Sama miejscowość jest niewielka i podobna do wszystkich innych rozsianych na brzegu Ukajali. Za każdym razem w portach ma miejsce podobny rytuał: na pokład wkraczają ‘obnośni’ sprzedawcy owoców, ryb i dań w liściach palmowych (juan), są także osoby sprzedające wodę i napoje gazowane, a nawet ludzie przynoszący stacjonarne, przenośne telefony świadcząc usługi telekomunikacyjne…
Kiedy będziemy w Iquitos? Sobota, może piątek, bo poziom rzeki powinien się pomału podnosić w pobliżu Amazonki. Iquitos dzieli od Pucallpy ok. 800km, przy czym statek meandrując po zakolach rzeki prawdopodobnie musi pokonać drugie tyle…
Rzeka i las dają swoim mieszkańcom wszystko, czego im potrzeba: schronienie, wodę i jedzenie, lekarstwa. Wydawałoby się, ze będą ją traktować z należytym szacunkiem. Jednak nagminne jest tu wyrzucanie wszystkiego, w tym plastikowych butelek, woreczków, puszek, prosto do rzeki. Co ciekawe, pytani o to, dostrzegają niepoprawność zachowania… Jest to olbrzymi problem, bo w końcu nawet jeśli wyrzucą śmieci do jakiegoś hipotetycznego kosza (teoretycznie jest taki w łazienkach, dość naiwnie wrzucamy tam nasze odpadki), to „służby porządkowe” statku i tak opróżniają kosze do rzeki. Nawet jakby gdzieś je składowały, i dowiozły do portu Iquitos, co tam można z nimi zrobić? To bardzo niekorzystne tereny na wysypiska ze względu na poziom wód gruntowych itd., a przecież nikt nie będzie przewoził śmieci z powrotem do Pucallpy…
Nie jest to jedyny problem… Gdy podpływamy do brzegu, widzimy również wielkie, ścięte pnie egzotycznych drzew. Pytamy, czy jest to legalne. Oczywiście nie, jednak „policja tutaj nie przychodzi”, wiec nie ma możliwości egzekucji prawa…
Ledwie wychodzi słońce, a my już tęsknimy za chłodem... Przed nami ściana lasu równikowego, o nieprawdopodobnie intensywnej zieleni. Od czasu do czasu przelatują nam nad głowami ptaki, szczęśliwcy mogą obserwować bawiące się delfiny rzeczne. Miedzy taflą rzeki a brzegiem lasu jest kilkunastometrowa skarpa świadcząca o wahaniach poziomu wody. Słońce opada coraz niżej, wszystko zostaje zalane zlotem. Po chwili widzimy już tylko nieregularny, czarny kontur drzew na czerwonopomarańczowym tle zachodu. Gdy schodzi się na najniższy pokład można podejść na sam „dziób” statku, unoszący się mniej niż 50cm nad powierzchnią wody. Wtedy dopiero odczuwa się, z jaką prędkością prujemy wody Ukajali, i z takiej pozycji można poczuć się przez chwilę jak prawdziwy Pan i Władca na Krańcu Świata…