Wstęp: Po trwającym mniej niż godzinę locie z Taszkentu przestawiamy zegarki o godzinę do przodu i o 16.30 lokalnego czasu lądujemy w Biszkeku – a w zasadzie na oddalonym od niego o niecałe 40km, międzynarodowym lotnisku Manas. Szybko kupujemy karty sim, wymieniamy trochę dolarów na nową walutę – kirgiskie somy – i z wielkim mozołem staramy się przestawić na nowy przelicznik, po uzbeckich s
umach (najłatwiej tu mają mieszkańcy strefy Euro, bo 1 EUR to ok. 100 KGS…). Kurs na lotnisku jest tylko trochę gorszy niż na mieście – ale nie ma co wymieniać większych sum – Kirgistan ma największe zagęszczenie kantorów na metr kwadratowy jakie gdziekolwiek widziałam… Tego dnia mamy w zasadzie tylko jeden, ale bardzo ważny plan – przeprać ubrania na resztę podróży (w Uzbekistanie nie ma w zasadzie pralni, hotele przyjmują ubrania licząc od sztuki – więc wychodzi to bardzo drogo) – więc nie chcemy tracić czasu na opcje transportu publicznego. Na szczęście działa tu Yandex; cena dość wysoka – ale i droga długa. A że były to godziny popołudniowego szczytu, to zrobiło się z tego dobrze ponad 1,5h przejazdu, z czego większość w korkach stolicy. Czyli ta przeprawa zajęła więcej czasu niż podróż z Uzbekistanu do Kirgistanu…
Cel: Pierwsze kroki w Kirgistanie i maksymalne wykorzystanie słonecznej pogody:
Park Ala Archa i
Wieża Burana.
Materiały i metody: *Lot Taszkent- Biszkek, Uzbekistan Airways: 120$.
*Karta sim: Operator O! – 245 KGS na tydzień (ponoć) nieograniczonego Internetu. Wygląda jednak na to, że nie mogę zrobić hotspota dla laptopa… Karty koniecznie kupować po wyjściu z airside – wcześniej jedyny operator chciał 17$ za minimalny pakiet tygodniowy…
*Yandex lotnisko Manas – centrum Biszkeku: 875 KGS. Jest też ponoć jakaś marszrutka i autobus za coś koło 60/200 KGS – może będziemy tego szukać w drodze powrotnej.
*Noclegi: Biszkek – hotel Nomad Inn, standard jak w akademiku (ale pokoje spore, czyste) – wybrany głównie ze względu na darmową pralkę i suszarkę: 29/26$ pokój 2/1os.| Bałykczy: Issyk Kol hotel, znaleziony na bieżąco – z ulicy chcieli 3600 KGS za pokój dwuosobowy (ale ta cena obowiązywała tylko na dwa łóżka pojedyncze!), jednoosobowy: 2000 KGS.
*Wynajem auta – firma Ruska Trojka, polecana na wielu forach. Ponad 20 letni Lexus 4x4 automat, z ponad 460 tys. kilometrów na liczniku: 4500 KGS/dzień (łącznie 257$ za 5 dni); 500$ depozytu gotówką.
*Bilety wstępu: Ala Archa – 200 KGS od osoby; wieża Burana – chyba 120 KGS, ale spokojnie można by wejść na teren bokiem (też teoretycznie zamykane o 17 – ale jak się spóźnicie to wejdziecie bez problemu od innej strony…).
*Waluta:
som kirgiski, KGS. 1 PLN = +- 23 KGS; 1$ = 87 KGS.
Przebieg: Kolejnego dnia stawiamy się punkt 8 rano odebrać samochód, który ma nam służyć przez kolejne dni. Jako, że plan zakłada też wycieczkę w miejsce, gdzie wypożyczalnie nie godzą się posyłać osobowe auta – wybieramy opcję 4x4, z wyższym prześwitem – dobrze utrzymany, mający ponad dwie dychy na karku Lexus, który na liczniku ma ponad 11 okrążeń Ziemi… Prawdopodobnie tutaj ma swoje drugie lub trzecie życie, i raczej pracowitą emeryturę (choć wypożyczalnia zakłada limit 300km na dzień). Odbiór auta przebiegł sprawnie, akurat nie mieli na miejscu terminala do płatności kartą (ktoś pojechał z nim na lotnisko…) – więć zabrano tylko depozyt w gotówce i puszczono w drogę, sam wynajem mamy opłacić po powrocie…
*
Plan zwiedzania miał być zupełnie inny – jednak patrząc na bardzo pesymistyczną i deszczową prognozę pogody na gros naszego krótkiego pobytu w tym kraju – zdecydowaliśmy się go w ostatniej chwili zmienić. Wyglądało na to, że jedyny prawdziwie słoneczny dzień przypada na dzisiaj – a teoretycznie mieliśmy go spędzić głównie w samochodzie, prując do Karakołu- położonego po drugiej stronie największego jeziora kraju:
Issyk-Kul (skąd dopiero kolejnego dnia planowaliśmy trekkingi). Aby w pełni wykorzystać cenną, słoneczną pogodę zmieniamy koncepcję – i w zamian ruszamy do położonego jakieś 35km na południe od Biszkeku
Parku Ala-Archa.
Ulubione miejsce weekendowych wypadów i pikników mieszkańców stolicy, było w tygodniu słabiej uczęszczane – ale na pewno nie puste. Kiedyś dotarcie do niego bez swojego samochodu było nieco bardziej skomplikowane – bo z marszrutki docierało się do bram parku, spod których trzeba było kolejne 12km albo dreptać asfaltem, albo łapać taksówkę. Teraz w opłacie za bilet wstępu są kursujące regularnie meleksy i busiki, które zabierają wszystkich spod bram parku do początku szlaku (nie da się już wjechać własnym autem).
Miejsce ma typowo alpejski charakter – jesteśmy wszak na ponad 2000 m.n.p.m. I nie jest to jakość szczególnie dużo w tym górskim kraju, gdzie ponad 90% powierzchni leży na ponad 1000 m.n.p.m, 40% - na ponad 3000 m. Pod kątem średniej wysokości nad poziomem morza Kirgistan przebija tylko Bhutan, Nepal i sąsiedni Tadżykistan… I jest tu faktycznie pięknie - dookoła żywa zieleń stoków, wyżej ostre, poszarpane granie kryte śniegiem. Szmaragdowe stożki drzew iglastych, kobierce polnych kwiatów i srebrząca się, wartka rzeka, której doliną wiedzie jeden z popularniejszych szlaków trekkingowych – bardzo ożywcza odmiana po Uzbekistanie. Moglibyśmy spokojnie spędzić tu cały dzień, jednak czas naglił – i z żalem zawracamy ze szlaku…
*
Mimo wszystko mieliśmy tego dnia jeszcze jedno miejsce w planach i chcieliśmy przynajmniej dojechać nad jezioro Issyk-Kul - a drogi są w wielu miejscach kiepskie, czasem fatalne – więc kilometrów ubywa powoli… GPS na szczęście poprowadził nas do kolejnego punktu omijając Biszkek – po korkach, jakie widzieliśmy poprzedniego dnia nie mieliśmy zupełnie ochoty tam wracać. Droga była kręta, szosa miała często więcej dziur niż asfaltu – ale trasa była bardzo widokowa – łagodne pagórki, pokryte jakby lekko wytartym, zielonym suknem.
W końcu, chwilę po 16, dotarliśmy do
Wieży Burana - miejsca stanowiącego część UNESCOwego wpisu „Jedwabny Szlak: sieć dróg w korytarzu Chang’an - Tienszan”. Najbardziej charakterystyczny punkt stanowiska to właśnie owa wieża – czyli ceglany minaret z XI w., a raczej to, co z jego pełnej wysokości zostało. Są to i tak najlepiej zachowane „szczątki” starożytnego miasta Balasagun. Oświetlona ciepłym popołudniowym słońcem, na tle ginących w chmurach stoków
Tien-Szan, Niebiańskich Gór – jeden z najbardziej ikonicznych landszaftów Kirgistanu. Poza samym minaretem, na szczyt którego prowadzą wybitnie klaustrofobiczne schody, w tym miejscu zgromadzono pościągane z różnych miejsc artefakty. Znajdziemy m.in. żarna kolejnych osad, kilka kamieni z petroglifami – oraz pewną ciekawostkę –
balbale - nazywane również kurganowymi stelaami, kamieniami ojcowskimi - lub najbardziej finezyjnie- babami kamiennymi. Te antropomorficzne stelle, prawdopodobnie kamieniami nagrobnyne, są znajdowane na terenie stepów całej Azji Środkowej – tworzone przez różne kultury w różnym czasie – lecz z podobną intencją – by pamiętać o przodkach.
*
Wiele dalej tego dnia nie dojedziemy, ale przynajmniej docieramy nad Jezioro Issyk-Kul. Wynajmujemy pierwszy hotel z brzegu w kompletnie nieciekawej Bałykczy – by kolejnego dnia rano czym prędzej kontynuować podróż brzegiem jeziora – a będzie to męcząca przeprawa…