Wstęp: Jedząc śniadanie w jednej z restauracji z panoramicznym przeszkleniem patrzymy, jak nasz statek powoli wtacza się do głównego portu
Bahrajnu - sześćdziesiątego odwiedzanego przeze mnie państwa! Czasu na lądzie nie ma za dużo – ledwie 7h, więc chcemy je maksymalnie wykorzystać. Ustawiamy się do wyjścia punktualnie – o 10 czasu ZEA, jednak Bahrajn jest przesunięty o godzinę w tył. Trzeba się więc pilnować, bo godzina powrotu ustalona jest wg czasu okrętu – na 17.00 (czyli 16:00 czasu lokalnego – a bardzo niefortunnie byłoby się pomylić…). Wrócimy jednak perfekcyjnie na czas, wchodząc na okręt 7 minut przed wyznaczoną porą powrotu pasażerów…
Cel: Zobaczyć Bahrajn – kolejna naftowa monarchia Zatoki Perskiej.
Materiały i metody: *Transport: UBER sprawdził się doskonale (na szczęście znajomi mieli telefon z e-sim, i jeden z pakietów obejmował nie tylko ZEA ale też m.in. kraje Zatoki Perskiej). Plan zrealizowaliśmy czterokrotnie korzystając z taksówek: Z portu do Fortu: 7.88 BDH, Z Fortu pod Bab al. Bahrain: 2.64 BHD, z Bab do Siyadi Mosque: 3.20 BHD, powrót do portu: 5.48 BHD. Podsumowując, całodzienny transport wyniósł nas 4.80 BHD na osobę (przy 4 os).
*Jedzenie: Haji’s Cafe, dania po 2-3 BDH, napoje 0.15-0.35 BHD, dodatki 0.4-0.8 BDH. 4 osoby najadły się za 7.85 BDH. Uwaga na przerwy w środku dnia, miejscie niby działa od 5:00 do 21:00, ale z przewrą między 11:00-12:30 oraz 16:30-17:30.
*Zwiedzanie: Wstęp do „Fortu” Qal’at al-Bahrain i budynków Perłowego Szlaku są darmowe.
*Obywateli Polski obowiązuje w Bahrajnie wiza – nie wiem, czy prawo morskie zakłada jakieś wizy tranzytowe, czy była ona po prostu wliczona w koszty – ale nie płaciliśmy nic. Nie widzieliśmy też dalej naszych paszportów.
*Waluta:
dinar bahrański, BHD, 1 BHD = +/- 10,80 PLN. Przy czym gotówki nie widzieliśmy, wszędzie płacąc kartą.
Przebieg: Niepozorny Bahrajn - wyspiarskie państewko o powierzchni 1,5x Warszawy - ma doprawdy imponująco starożytną metryczkę – zwłaszcza, gdy porównamy go z takim emirackim Dubajem. Ma również aż trzy wpisy na liście UNESCO, co daje wyjątkowo dobry stosunek powierzchni państwa do Świtowego Dziedzictwa.
Współczesny mezopotamskim Sumerom, jest wspominany w ich zapisanych pismem klinowym tabliczkach – jako kraina
Dilmun. Był to ważny partner handlowy, leżący u wybrzeży „Dolnego Morza” (jak nazywano Zatokę Perską i Morze Arabskie) -idealnie na skrzyżowaniu szlaków łączących Mezopotamię, Persję, Wschodnią Arabię i Dolinę Indusu. Do tego - hojnie obdarzony przez naturę źródłami artezyjskimi pompującymi cenniejszą od złota słodką wodę. Materialną pozostałością kultury Dilmun jest wpisane na listę UENSCO
Qal’at al-Bahrain, stanowisko archeologiczne dokumentujące ludzkie osadnictwo tutejszej zatoki, sięgające od 2 tys. lat p.n.e aż do XVI w. n.e. Tam właśnie ruszamy błyskawicznie zamówionym UBERem, i ten refleks zapewnił nam miejsce praktycznie tylko dla siebie – przynajmniej na pierwsze 20 minut, nim wycieczki z nie jednego, a dwóch wycieczkowców zacumowanych w porcie, zaczęły napływać wartkim nurtem…
Qal’at al-Bahrain jest położone nad niewielką zatoczką, którą odpływ pozbawił tego ranka wody. Samo stanowisko archeologiczne jest tzw.
tellem, czyli kopcem powstałym w wyniku wielowiekowego nakładania się kolejnych warstw ludzkiej bytności. Na szczycie wyróżnia się nieźle zachowany fort z połowy XVI w. – czasów 80-letniej kolonizacji portugalskiej (dlatego też całe miejsce nazywane jest – nieco mylnie „Fortem”. W budowlach odkryto różne ślady osadnictwa, w tym
madbasę - pomieszczenie ze żłobioną podłogą w której dojrzewały daktyle i z których pozyskiwano sok do produkcji cennej, daktylowej melasy. Całość jest dowodem ciągłości tradycyjnych praktyk rolniczych w regionie, obejmujących uprawę gajów palm daktylowych, przynajmniej od przełomu milleniów. Wciąż też odkopuje się kolejne historyczne warstwy, znajdując sumeryjskie tabliczki, greckie i chińskie monety, perskie figurki. Część znalezisk prezentuje się niewielkim muzeum – niestety z racji poniedziałku zamkniętym tego dnia…
*
Odpuszczamy kolejny UNESCOWy wpis – kopce grobowe kultury Dilmunu, - bo choć oczywiście mają wartość historyczną, tak fotografie nie przekonały mnie, by zwiedzać je przy tak krótkiej wizycie. Kierujemy się więc do centrum stołecznej
Manamy, pod bramę
Bab al Bahrain. Za nią znajdziemy trochę uliczek targowych, trochę sklepów z pamiątkami – choć głównie ciągniętymi z Indii i Turcji, trochę złota. Siadamy na lunch w
Haji’s Cafe, knajpce która uchodzi za jedną z najstarszych w Manamie (założono ją w 1950 roku). Królują dania z ryżem – biryani i typowo bahrański
machboos - z ryżem gotowanym na mięsnym wywarze. Porcje są ogromne – dwiema z dodatkami najadły się cztery osoby…
*
Zwiedziliśmy coś ważnego, zjedliśmy coś lokalnego – spełnione zostały więc dwa konieczne i minimalne wymagania, bym mogła uznać, że odwiedziłam dany kraj. Bez zbędnej zwłoki jednak ruszamy dalej podbijać kraj. W tak niewielkim powierzchniowo państwie, o skondensowanym na północy osadnictwie, nie zauważa się, gdy przejeżdża z miasta do miasta. Taksówka wywozi nas jednak ze stolicy do
Muharraqu - miasta, które pełniło taką rolę do 1932 roku. W splątanych, wiekowych, lecz intensywnie remontowanych uliczkach kryją się „miejsca związane z połowem pereł jako świadectwem gospodarki wyspowej” – cytując z UNESCOwego wpisu. Najwygodniej podążać wyznaczonym
Pearling Path,
Perłowym Traktem (choć to nie dosłowne tłumaczenie) - jako drogowskazy służą (lekko toporne) lampy, zwieńczane białymi kulami symbolizującymi perły. My zaczynamy od końca, przy najpiękniej wyremontowanej posiadłości bogatego kupca pereł -
Siyadi Majlis. Poza odrestaurowanym, przydomowym meczetem funkcjonuje tu niewielkie Muzeum Pereł – same będące architektoniczną perełką. Zwięzłe opisy tłumaczą rolę wyspecjalizowanych kupców pereł z Zatoki Perskiej -
tawawish (l.poj.
tawwash) – zawodu, który istniał przynajmniej od czasów rzymskich. Islamscy uczeni spisali tysiące specjalistycznych określeń na perły – w zależności od ich koloru, rozmiaru i kształtu. Tu poznajemy niektóre z nich: najcenniejsze, okrągłe nazywano
jiwan, te w kształcie łzy -
sijni. Perły o nieregularnym kształcie nazywano
badlah - w Europie znane jako baroque – nazwę tę zapożyczył cały okres sztuki. Wystawa jest niewielka, ale połączenie nowoczesnej formy z elegancko odnowionym salonem przyjęć, gdzie dobijano targu -
majlis - zrobiła na nas duże wrażenie. Od wielkich, szklanych drzwi z formą przypominającą powierzchnie muszli, po trawertynowe toalety…
Spacerując dalej – cokolwiek opustoszałymi uliczkami – można zobaczyć kilka innych posiadłości, odrestaurowane, drewniane drzwi i balkony – podobne do tych, które widzieliśmy z zanzibarskim Stonetown – tylko tutaj wszystko jest pięknie wyremontowane. Ktoś mógłby uznać, że dzielnica straciła trochę oryginalnego charakteru – jednak nam połączenie tradycyjnej architektury z nowoczesnym wzornictwem bardzo się podoba. Królują tu proste formy – zresztą podobne widzieliśmy w innych, nowych założeniach architektonicznych miasta. Arabski Bauhaus. Biel, piaskowiec, błękit okiennic, la strico z wtopionymi muszlami perłopławów.
Tak, Bahrajn to kraj, po którym nie wiedziałam czego się spodziewać i nie spodziewałam się wiele – i bardzo przyjemnie nas zaskoczył!
*
Na koniec jednak, jak to zwykle była w tym regionie świata, obraz mąci łyżka dziegciu. Choć oczywiście te fakty turyście w żaden sposób nie uprzykrzają zwiedzania….
Najmniejszy kraj Zatoki Perskiej (trzeci najmniejszy w Azji – kto zgadnie, co go wyprzedza?) był jednocześnie pierwszym, w którym odkryto złoża ropy naftowej. Stało się to już w latach 30. XX w. - w samą porę, by wypełnić próżnię gospodarczą w jaką wpędziło kraje Zatoki upowszechnienie się pereł hodowlanych. Kraj ogłosił niepodległość na początku lat 70. XX w., rezygnując z opcji włączenia do tworzonego wówczas ZEA. Wtedy, jak i teraz, jak i 200 lat wcześniej, krajem rządziła pochodząca z Półwyspu Arabskiego, sunnicka dynastia Al Chalifa. Prowadzi to do napięć między władzą a szyicką większością (wszak kraj ma bogatą historię perskiego osadnictwa). Zarzucają władzy faworyzowanie sunnickeij mniejszości Bahrajnu, sprawiając, że Szyici czują się obywatelami drugiej kategorii. Kumulowane latami pretensje wobec władzy były powodem, dla którego w Bahrajnie – jako jedynej naftowej monarchii – wybuchły protesty na fali Arabskiej Wiosny z 2011 roku. Stłumiono je – nie bez rozlewu krwi, miedzy innymi dzięki interwencji Tarczy Półwyspu (zbrojnego ramienia państw należących do Rady Współpracy Zatoki Perskiej – mini-Unii łączącej Arabię Saudyjską, Bahrajn, Katar, Kuwejt, Oman i ZEA). Od tego czasu władza stara się w zarodku zduszać wszelkie ugrupowania opozycyjne… Choć na pierwszy rzut oka jest to miejsce znacznie bardziej otwarte i tolerancyjne niż sąsiednia Arabia Saudyjska (na takie też mozolnie się kreuje wykorzystując wszelkie PRowe możliwości) – rzeczywistość jest mniej kolorowa:
Od 2011 roku drastycznie wzrosła w Bahrajnie też liczba wyroków śmierci, często wydawanych na podstawie zeznań wymuszonych torturami. Od czasu Arabskiej Wiosny na śmierć skazano ponad 50 osób.
Według Freedom House Foundation Bahrajn jest jednym z najbardziej opresyjnych państw na Bliskim Wschodzie. O łamaniu praw człowieka zarówno szyitów, jak i pracowników imigranckich w Bahrajnie donosił w 2022 roku Komitet Narodów Zjednoczonych ds. Likwidacji Dyskryminacji Rasowej, podkreślając, że od dekad nie zaobserwowano w tym zakresie poprawy.
Ostatnia niezależna gazeta w Bahrajnie została zamknięta w 2017 roku. W rankingu wolności prasy Reporterów Bez Granic Bahrajn znajduje się na 168. miejscu (na 180 państw ujętych w zestawieniu).Dział zagraniczny – „Królestwo jednego narodu”, Anna Mikulska (18/03/2024)