Wstęp: Jednym z żelaznych punktów większości objazdowych wycieczek po Egipcie jest rejs po Nilu - na odcinku między Asuanem a Luksorem. Rejsy takie trwają zwykle 2 noce/3 dni (w dół Nilu, z Asuanu – w odwrotną stronę zwykle dzień dłużej). Pierwotnie nawet myślałam, żeby na coś takiego się skusić – jednak ostatecznie kolejny, było nie było, pobyt „all inclusive” w trakcie tej wycieczki, nie licował ani z naszym sposobem ani z tempem zwiedzania. Dużo fajniejszą opcją byłby rejs feluką – jednak one trwają jeszcze dłużej (a i tak nie ma pewności, dokąd się uda dopłynąć). Zdecydowaliśmy się więc na przejazd pociągiem – przy czym chcieliśmy się zatrzymać w przynajmniej jednej z odwiedzanych w trakcie takich rejsów świątyni. Wybór padł na tę w Edfu (odpuściliśmy zatem Kom Ombo) – jako że jest ona uznawana za najlepiej zachowaną świątynię Starożytnego Egiptu.
Cel: Przejazd z Asuanu do Luksoru, z przystankiem w świątyni Horusa w Edfu.
Materiały i metody: *Przejazd z Asuanu do Edfu, pociąg „express” AC, I klasa – 45 EGP/os, niecałe 2h. Przejazd z Edfu do Luksor, pociąg najniższej klasy „ordinary”-cóż… koniec końców 0 EGP, bo nikt nie wiedział jak nam, turystom, sprzedać bilet… Koło 2h.
*Przejazdy tuk tukami z dworca do świątyni/z powrotem: po 30 EGP.
*Wstęp do świątyni w Edfu: 200 EGP.
*Waluta: funt egipski, EGP ; 1 PLN = 5 EGP.
Przebieg: Rankiem stawiliśmy się na mało imponującym dworcu w Asuanie i kupiliśmy trzy bilety na pociąg odjeżdżający o 7.30 do Edfu. Pociągów w Egipcie jest kilka rodzajów, od jakiegoś czasu turyści mogą swobodnie kupować bilety (także przez Internet) na pociągi z klimatyzowanymi wagonami 1 i 2 klasy – i są one generalnie całkiem tanie. Same pociągi byłyby przyzwoite - siedzenia wygodne, klimatyzacja wydajna – gdyby nie ten brud. Wżarty w plastik, w tapicerkę brud, jakby nikt nigdy nic tu nie wymył…
Linia kolejowa biegnie częściowo wzdłuż Nilu – a przynajmniej w wąskim, zielonym pasie uprawnych pól, który aż do delty nie rozciąga się dalej niż na kilka kilometrów od rzeki. Jak popatrzeć na wschód – szmaragdowy pas, trzcina cukrowa, papirus, kapusta, soczyście zielone poletka, zaorane groble, potem ostatnie plamy, wydma piasku, i dalej już tylko pustynia, nic, aż do Morza Czerwonego. Na zachód to samo, tylko jeszcze dramatyczniej, bo za ostatnią palmą Sahara, wielkie nic, kilka oaz. Okiem można na tym odcinku objąć prawie całą szerokość nadającego się do zamieszkania Egiptu. Nie dziwi fakt, że ponad 95% mieszkańców kraju żyje w dolinie i delcie Nilu.
*
Po niecałych 2 godzinach docieramy na zapyziały dworzec w
Edfu. Miasto w połowie drogi między Asuanem i Luksorem, rozkopane i zupełnie nieciekawe –a kiedyś było ważnym i zamożnym punktem na skrzyżowaniu szlaków handlowych z Pustyni Arabskiej nad Morze Czerwone z wodną drogą Nilu. Było ośrodkiem kultu Horusa, a swą obecną, okazałą świątynię zyskało za panowania helleńskich Ptolemeuszy. I budowla zdecydowanie zrobiła na nas spore wrażenie – wielki, wysoki na 35 metrów, trapezowy pylon, hypostyle, przestronne dziedzińce, potem coraz mniejsze, coraz ciemniejsze, coraz świętsze sale. Łagodnie podświetlone reliefy, snopy światła wpadające do ciemnych sal kolumnowych.
Jest w tym zwiedzaniu staroegipskich świątyń coś surrealnego. Wszystko jest nam w pewnym stopniu znane, historie nie są zupełnie obce – nie tak, jak w świątyniach hinduistycznych czy buddyjskich. Królewski Horus z głową sokoła, bogini piękna - Hator z krowimi rogami, zielony Ozyrys w białej szacie – zmartwychwstały bóg życia pozagrobowego, waleczna Sechmet z głową lwa, Anubis z głową szakala. Krzyże
ankh z pętelką, symbole życia. Wężowe ureusze, które strzegą faraonów. Skarabeusze, których kulki z gówna kojarzyły się Egipcjanom ze słońcem – więc symbolizowały wędrówkę słońca i odrodzenie. Tyle razy to widzieliśmy, od podręczników szkolnych po papkę pop-kultury – że aż trudno uwierzyć, że to gdzieś istnieje naprawdę.
Gdy się nad tym zastanowić, niezwykła jest też stylistyczna spójność kultury, która trwała 3 tysiące lat. Patrzymy na ptolemejską świątynię, którą kończono budować w I w. p. n. e. – a przybysz ze Starego Państwa nie odróżniłby kanonu przestawień, przybysz z Nowego Państwa niemal nie zauważyłby różnic w architekturze.
Spójność, tradycja i tworzenie dla czasu
dżet, czy zachowawczość, stagnacja? Badacze zauważają, że choć już w Starym Państwie budowano wielkie konstrukcje (piramidy!) i tworzono zaawansowane państwo, pieniądza nie stosowano jeszcze przez kolejne 2 tysiące lat. Wskazują na (biorąc pod uwagę olbrzymi okres czasu) relatywny brak innowacyjności, usprawnień – nie było rolniczej rewolucji ani intensyfikacji, nie było produkcji niczego, na szeroką skalę. Rozwój technologiczny, który napędza nasza cywilizację – nie był tam żadnym celem. Mimo inżynieryjnego zaawansowania koniecznego do budowy piramid i faktu, że obliczenia były do tego konieczne – tak w handlu jak i na placu budowy – nie rozwinięto matematyki jako abstrakcyjnej dziedziny. Ich system zapisu ułamków jest zaskakująco skomplikowany – poza 2/3 wszystkie ułamki miały w liczniku 1, a bardziej skomplikowane były zapisywane jako suma: np. 6/7 jako ½+1/4, a 8/9 jako ½ + ¼ +1/18 + 1/18 +1/36.*
A jednak, była to cywilizacja, której zawdzięczamy znacznie więcej, niż wyrytą w osadzie pamięci stylistykę mitologicznych przedstawień bogów i władców.
„
Prawdziwy geniusz Egipcjan przejawiał się gdzie indziej. Nie tyle w budowlach, które wznosili, czy systemach, które stworzyli, ile w sile ich wyobraźni. To im zawdzięczamy ogólne pojęcia czasu, kosmosu i władzy politycznej. Stworzenie abstrakcyjnej koncepcji państwa narodowego było zapewne istotniejsze niż budowa konkretnych struktur tego państwa. Egipcjanie w jakiś sposób wytworzyli w sobie mocną wiarę w swój kraj i swojego władcę – króla-boga. (…) Okazali się genialni w kształtowaniu tradycji. Niektóre z ich koncepcji – dzień sądu ostatecznego, święty wizerunek matki i dziecka, historia o bogu który umiera i zmartwychwstaje – legły ostatecznie u podstaw chrześcijaństwa. Coroczną pielgrzymkę do Abydos uważa się często za prekursorkę muzułmańskiego hadżdżu.”
Peter Hessler,
Pogrzebana. Życie, śmierć i rewolucja w Egipcie *
Potem jeszcze trzeba było wydostać się z Edfu i dostać do Luksoru. Kolejny z klimatyzowanych, „ekspresowych” pociągów jechał za kilka godzin, wcześniej jednak miał jechać pociąg lokalny – na stronie
seat61 (kopalni kolejowej wiedzy ze świata) opisany jako „ordinary”. Nie można na niego kupić biletów on-line, i nie są to pociągi, którymi „powinni” jeździć turyści. Ale co nie jest zakazane, jest wszak dozwolone. W okienku (po pewnej niezrozumiałej dla nas dyskusji) poinformowano nas, że odjedzie o godzinie 12, ale nie sprzedadzą nam biletów- mamy je kupić w pociągu, u konduktora. No to dobrze. Pociąg się sporo spóźnił, ale w końcu się pojawił, policjanci powiedzieli, że jedzie do Luskoru i mamy wsiadać, jakieś panie w czarnych hidżabach kręciły głowami, że nie, ale mędrzec w jasnej galabii je zestrofował, rzucił nam z uśmiechem „welcome to Egypt”, i mamy wsiadać. No to dobrze. Gdy pojawił się konduktor na naszą chęć zakupu biletów zafrasował się, mędrzec w galabii z nim chwilę dyskutował, konduktor gdzieś zadzwonił, gdzieś poszedł, siadł kilka rzędów od nas z jakimś blankietem – ale biletów nie sprzedał. Cały wagon nam się bacznie przygląda, byliśmy ewenementem. Poszliśmy się znowu upomnieć o bilet, znowu niezrozumiała dyskusja- nikt nie wie co z nami zrobić – nie przewidziano scenariusza, w którym obcokrajowiec mógłby kupić taki bilet, ani że będziemy nim podróżować. Ale co nie jest zakazane, jest wszak dozwolone. Mędrzec w galabii przetłumaczył –niema dla nas biletu, więc turyści jadą tym pociągiem za darmo! No i dobrze :)
-------------------
*O tym wszystkim pisze Peter Hessler, cytując różnych badaczy tematu, w bardzo dobrej książce
Pogrzebana. Życie, śmierć i rewolucja w Egipcie - gdzie opisuje równolegle starożytne dziedzictwo tego kraju i dzieje Arabskiej Wiosny – którą śledzi na bieżąco mieszkając kilka lat w Kairze. Cytują ją tu zresztą kilka razy i polecam!