Kto wie, czy to nie była jedna z cięższych decyzji mojego pobytu w Szkocji... Czy zostać w mieście i skorzystać z ostatniego dnia
Festiwalu Fringe, który tak mnie wciągnął, czy skorzystać z nieprawdopodobnie korzystnej prognozy pogody i przestoju prac laboratoryjnych, przedłużyć weekend i spontanicznie ruszyć na zachód – w kierunku kolejnych szkockich wysp?
Ostatecznie sobotnim wieczorem spakowałam plecak, kupiłam bilet kolejowy, zarezerwowałam nocleg w hostelu i przed 8 rano w niedzielę stawiłam się na centralnym dworcu Edynburga – Waverley. W lecie kursują stąd bezpośrednie (tzn. bez przesiadki w Glasgow) pociągi do
Oban - małej mieścinki na zachodnim wybrzeżu Szkocji, która niemniej jest ważnym, lokalnym portem i bramą do wielu wysp
Hebrydów Wewnętrznych.
Do miasteczka dotarłam po około 4 godzinach, część trasy kolejowej przebiegała przez Park Narodowy Loch Lomond and the Trossachs – szkockie Pogórze widokowo nigdy nie zawodzi. Bez zwłoki ruszyłam z niewielkiego dworca kolejowego do znajdującej się naprzeciwko, sporej przystani promowej Caledonian MacBrayne, by w mniej niż pół godziny później sprawnie opuścić stały, szkocki ląd. Kierunek -
Wyspa Mull. Jak miało się szybko okazać, ta druga co do wielkości (po
Skye) wyspa Hebrydów Wewnętrznych, choć dużo mnie popularna niż powierzchniowa liderka – w zasadzie nie ustępuje jej urokiem. Jak tu nie kochać szkockich wysp! Po kolejnych 45 minutach prom z Oban ląduje w Craignure – punkcie w południowo-wschodnim rogu Mull, po środku zupełnie niczego, skąd jedna droga biegnie widokową trasą na zachód (i to był plan na kolejny dzień), druga zaś biegnie na północ – do głównej osady wyspy („stolicy” – jeśli tak szumnie chcielibyśmy ją nazwać) -
Tobermory. Ubogi transport publiczny wyspy jest na szczęście sensownie skomunikowany z promami; niemniej pokonanie niecałych 35 km do Tobermory zajmuje na wąskich, jednopasmowych drogach Mull prawie godzinę. Po 14, po łącznie 6 godzinach w pociągu, promie i autobusie – jestem na miejscu!
*
Tobermory to urocza wioska nad małą zatoczką, nad którą stoją kolorowe, wiktoriańskie domki. Na betonowym nabrzeżu suszą się klatki na homary, niewielkie łódki leżą na ciemnym piachu czekając na przypływ. Miejsce do złudzenia przypomina Portree na Skye – z jednym, istotnym dodatkiem – ponad dwustuletnią, klasyczną destylarnią… Na mojej liście „rzeczy do zrobienia w Szkocji” wizyta w takim przybytku ciągle była nieodhaczona. Miałam szczęście, akurat zostało jedno jedyne miejsce na wycieczkę o godzinie 16…
I tutaj w końcu jest okazja, by przyjrzeć się procesowi produkcji dumy i największego towaru eksportowego Szkocji -
whisky. Liczba wysyłanych stąd w świat butelek przyprawia o zawrót głowy – jest to 1.3 miliarda – a więc prawie co 6 osoba na świecie mogłaby posiadać butelkę szkockiej!
Whisky (uwaga na pisownię, Szkoci oburzą się gdy użyjecie irlandzkiej czy amerykańskiej wersji - whisk
ey), czy z galeickiego
uisge beatha – woda życia, to mówiąc najoględniej spirytusowy napój powstały z destylacji zacieru zbożowego, który według szkockiego prawa musi dojrzewać w drewnianych beczkach przynajmniej 3 lata. Do produkcji napoju wystarczą trzy składniki – zboże, woda i drożdże. Podstawowy podział jaki w tym miejscu można różnić to ten na whisky słodowe – z jęczmienia (
malt), i zbożowe (
grain) – z różnych gatunków zbóż, np. parzenicy lub żyta. Kolejne ważne rozróżnienie to to między niemieszaną whisky jęczmienną -
single malt, i whisky „mieszaną”,
blended, gdzie typowy stosunek to 60% zbożowej i 40% słodowej.
Sam proces produkcyjny zaczyna się od słodowania (
malting), czyli kiełkowanie ziarna – w tym czasie enzymy rozbijają zawartą w ziarnach skrobię na cukry proste, które potem są pożywką dla drożdży w trakcie fermentacji alkoholowej. Następnie skiełkowane ziarno osusza się, a w niektórych przypadkach wręcz wędzi w torfowym dymie – tak powstałe szkockie mają bardzo wyraźny, specyficzny smak (z ang.
peaty, od słowa
peat - torf), do którego jak na razie się nie przekonałam. Następny etap to zacieranie (
mashing), gdzie wysuszone i zmielone ziarna zalewa się gorącą wodą, w której rozpuszcza się cukier. Po przefiltrowaniu takiego zacieru otrzymujemy brzeczkę (
wort), do której dodaje się drożdże i wszystko wlewa na kilka dni do drewnianych lub metalowych kadzi warzelniczych. Płyn na tym etapie ma bardzo charakterystyczny, słodki, zbożowy i nieco mdły zapach, który unosi się w pobliżu każdej destylarni whisky. Dalej, przefermentowany, żółtawy płyn o kilku-kilkunastu procentach alkoholu destyluje się w miedzianych aparatach w kształcie cebuli (
pot still). Szkocja whisky destylowana jest dwukrotnie (irlandzka – trzy razy, amerykański Burbon – tylko raz). Tak otrzymany mocny alkohol przelewa się na kilka lat do dębowych beczek (w których wcześniej leżakowano sherry, porto albo inne alkohole), i w tym czasie whisky dojrzewa, nabiera złocistego koloru i charakterystycznego smaku. W trakcie leżakowania z destylat stopniowo ulatnia się (ok. 2% do 3% objętości rocznie) i traci nieco na mocy – ten tracony procent to tzw.
angel's share („dola” dla aniołów) – i ponoć ze wszystkich krajów w których produkuje się whisk(e)y - w Szkocji (dzięki odpowiedniej wilgotności powietrza) traci się najmniej…
Ostatnia rzecz, o której należałoby wspomnieć to regiony produkcyjne szkockiej whisky. Oficjalnie wyróżnia się ich pięć:
-
Lowland - południe kraju, produkowane tu whisky mają zwykle łagodny i lekki smak, słomkową barwę, kwietne i trawiaste aromaty.
-
Speyside – skupisko destylarni nad rzeką Spey między Elgin i Dufftown (skrawek wydarty z Pogórza między Inverness i Aberdeen). Whisky z tego regionu są najsłodsze, często o owocowych aromatach, często polecane dla „początkujących”.
-
Highland - największy i różnorodny region, ogólnie z dość wyważonymi whisky, i znajdą się tu różne nuty - owocowe, słodkie, często także z korzenne i ziołowe. Czasem wydziela się z niego dodatkowy region -
Islands, kilka wysp z destylarniami produkującymi single malt: Arran, Jura, Orkney, Skye oraz właśnie Mull – tu zwykle jest więcej torfowych i morskich nut.
-
Islay - wyspa tak charakterystyczna, że stanowi odrębny region, urodzajny w torf – co czuć w olbrzymiej większości produkowanych tu dymnych i torfowych whisky. Zdecydowany smak dla koneserów…
-
Campbeltown - niewielki region na półwyspie Kintyre, a produkowane tu whisky mają być złożone, z morskimi i dymnymi nutami.
Cóż tu więcej dodać -
Slàinte mhath (czyt. Slancze va), na zdrowie!
Informacje praktyczne:*Pociąg Edynburg – Oban, bilet w dwie strony – powrót w ciągu miesiąca: £65.90. Gdyby kupować z większym wyprzedzeniem można by taki bilet kupić taniej. Większość połączeń wymaga przesiadki w Glasgow, ale zdarzają się też przejazdy bezpośrednie.
*Prom z Oban do Craignure (wyspa Mull), obsługiwany przez Caledonian MacBrayne Ferries: £7.80.
*Autobus z Craignure do Tobermory – w niedziele tylko kilka dziennie, ale sensownie skomunikowane z promami. W dwie strony: £13.70.
*Wizyta w destylarni Tobermory (w cenie dwa kieliszki whisky – £18.50)
*Nocleg – Tobermory Youth Hostel (Main Street, Tobermory, Isle of Mull PA75 6N); łóżko w dormitorium - £21 (cena zawiera dodatkową, dzienną opłatę za „członkostwo” w sieci Hostelling Scotland w wysokości 3£. Roczna oplata za członkostwo to 20£, wiec jeśli planujemy więcej niż 6 noclegów to będzie się ta opcja nam bardziej opłacać).