Geoblog.pl    migot    Podróże    Raporty ze Szkocji (2022)    Edynburskie festiwale – Fringe i cała reszta
Zwiń mapę
2022
27
sie

Edynburskie festiwale – Fringe i cała reszta

 
Wielka Brytania
Wielka Brytania, Edinburgh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1468 km
 
Całe lato to w Edynburgu czas wszelkiej maści festiwali – a sierpień to ich apogeum. O uwagę mieszkańców i turystów konkuruje kilka wydarzeń, z czego trzy są naprawdę szczególne.

Wszystko zaczęło się od Edinburgh International Festival - Międzynarodowego Festiwalu w Edynburgu. Zorganizowano go po raz pierwszy w 1947 roku, by po II Wojnie Światowej „zapewnić platformę dla rozkwitu ludzkiego ducha” i wzbogacić kulturalne życie Szkocji, Wielkiej Brytanii i Europy. Wybór miasta nie był przypadkowy. Jego twórca, brytyjski impresario operowy pochodzenia austriackiego - Rudolf Bing, - szukał miasta o odpowiedniej scenicznej infrastrukturze (której zniszczone przedwojenne centra kulturalne rodzinnych stron Europy jeszcze przez wiele lat nie mogłyby zapewnić); było odpowiednio duże, by pomieścić napływ widzów; położone w interesującej okolicy – która byłaby w stanie sama z siebie przyciągać turystów; i było malownicze – tak, by stanowić odpowiednie tło dla duchowej strawy. Co więcej – miało być skłonne i gotowe uczynić Festiwal i jego misję – tak w głowach włodarzy miasta jak i sercach jego mieszkańców – częścią swojej tożsamości. Edynburg przyjął wyzwanie, a powierzone mu zadanie – z nawiązką – wypełnia od 75 lat. Na Edinburgh International Festival po dziś dzień zobaczyć można najlepsze, światowe przedstawienia teatralne, operowe i taneczne, i brać udział w towarzyszących wystawach, wykładach i warsztatach. Bilety na co lepsze wydarzenia wyprzedają się szybko, a ceny to zwykle od 25-30£ za najgorsze miejsca na górnych galeriach miejskich teatrów, po kwoty trzycyfrowe.

Co istotne, ambicje Międzynarodowego Festiwalu były od początku wysokie, tak jak i kryteria doboru artystów. Skupiono się na muzyce poważnej, operze, dramatach teatralnych, balecie. Choć zostawiono miejsce na pokaz dud i Szkockiego folkloru – który potem odpączkował od tego wydarzenia i przekształcił się w drugi ważny festiwal sierpnia - The Royal Edinburgh Military Tattoo (o którym pisałam w poprzednim wpisie) – generalnie artystyczna przestrzeń była zarezerwowana dla kultury wysokiej. Osiem nieco rozgoryczonych teatrów, które nie zostały zakwalifikowane do pierwszej edycji, zorganizowało alternatywny festiwal – korzystając z uwagi już zgromadzonych w mieście widzów. Rok później dziennikarz Robert Kemp nadał tej nieoficjalnej części, która zaczęła równolegle odbywać się na „skraju” wydarzeń Festiwalu Międzynarodowego - nazwę "Fringe". I tak oto rozpoczęła się kariera trzeciego sierpniowego Festiwalu - Edinburgh Festival Fringe - który jest obecnie największym festiwalem artystycznym na świecie, i trzecim światowym wydarzeniem co do liczby sprzedawanych biletów – po Olimpiadzie i Mundialu. A trzeba pamiętać, że choć sporo wydarzeń jest biletowanych i płatnych, masa jest darmowych – zwłaszcza komediowych stand-upów i teatrów ulicznych… I po dziś dzień jest to festiwal otwarty – nie ma w nim jury, każdy kto wyśle zgłoszenie (i uiści odpowiednią opłatę) może w nim wystąpić.

Fringe jest tak masywnym przedsięwzięciem, że nie można tego praktycznie objąć umysłem – ponad trzysta venue - lokalizacji - rozsianych w całym Edynburgu. Zdaje się, że każde miejsce dające przerobić się na scenę nieuchronnie się nią staje. „Wielka czwórka” - Assembly Hall, Gilded Balloon, Pleasance i Underbelly to miejsca gdzie obok kilku - kilkunastu scen znajdziecie food trucki, bary i przestrzeń do siedzenia. Inne są bardziej niszowe – parkowe skwery, bary i puby, przerobione salki muzealne i świetlice, wycofane z religijnego użytku kościoły. Setki artystów – akrobatów, komików i stand-uperów, muzyków, tancerzy, artystów cyrkowych, klaunów, aktorów, których zobaczyć można w ponad 3 tysiącach różnych przedstawień. Są tu wszystkie możliwe gatunki sztuk performatywnych – od teatralnych dramatów i monodramów, przez burleskę, pokazy dla dzieci, opery, koncerty, musicale po pokazy tańca, klaunady i eksperymentalne performance.

Wszystko, wszędzie, naraz.

Teoretycznie rozeznać się w tym można wertując masywny program (dostępny w sklepie Fringe Shop na Royal Mile), ale praktyczniej korzystać z opcji on-line. Z pomocą przychodzi aplikacja na telefon i porządna strona www na której można wyszukiwać spektakle filtrując je na tyle specyficznie, że oferta zaczyna być ogarniana: wybierając dni, rodzaj przestawienia -zarówno typ (musical, taniec, stand-up, kabaret, muzyka) jak i gatunek (komedia, dramat, dla dzieci, współczesny, klasyczny, chóralny, a cappela, akustyczny., etc.), oferty biletowe (np. darmowe przestawienia), lokalizacja, w której odbywają się spektakle czy kraj pochodzenia artystów. Ceny na spektakle to rzadko więcej niż 20£, a często coś koło 15£.

Można tak spróbować wybrać interesujące nas wydarzenia, a można spróbować szczęścia na stoisku Half Price Hut - dawniej mieściło się przed Scottish National Gallery przy Princess Street, w tym roku po bilety trzeba było się udać do tylnego wejścia sklepu Fringe przy Royal Mile. Tam sprzedawane są za pół ceny bilety na część spektakli odbywających się danego dnia (lub kolejnego ranka). Można też po prostu iść na Royal Mile, gdzie dziesiątki ulicznych artystów konkurują o naszą uwagę w darmowych przedstawieniach. Zwyczajowo za te pokazy daje się napiwki – i warto to zrobić, bo koszt udziału we Fringe dla artystów jest dość wysoki! Nie tylko trzeba opłacić samą możliwość występu, ale też horrendalnie w tym okresie drogie zakwaterowanie, transport, wikt i opierunek – są to koszty rzędu od kilku do kilkunastu tysięcy funtów, w zależności od wielkości grupy artystycznej. Ale prestiż festiwalu jest tak duży, że chętnych nigdy nie brakuje…

Choć z początku ogrom Fringe onieśmielał, w końcu rzuciłam się w ten wir wydarzeń. Obejrzałam kilka przedstawień ulicznych. Byłam na prawdziwe uroczej sztuce o owieczce Dolly (która wszak powstała pod Edynburgiem) - przedstawienie było w stanie zaskakująco trafnie uchwycić realia naukowej pracy, wytłumaczyć klonowanie, i jeszcze wzruszyć. Z ulicy weszłam na darmowy stand-up Kanadyjki, która nie przyjmowała nigdy „nie” jako odpowiedzi na rzucane światu wyzwania. Z kolei bilet kupiłam na inny, gdzie imająca się kolejnych karier artystka performatywna Victoria Melody zanurza się w różnych społecznościach i niczym etnograf uczy nowych zwyczajów i kultur (hodowcy gołębi, konkursy piękności, kierownicy domów pogrzebowych…). Teraz opowiadała o nowym hobby – stand-upie, który ma szczególnie przyciągać ludzi z ADHD... Byłam też na nieco abstrakcyjnej sztuce-monodramie, gdzie neurotyczny, początkujący reżyser przedstawiał pomysł na film katastroficzny w którym grzyby przejmują kontrolę nad światem (widać tam było echa netflixowego dokumentu „Niezwykły świat grzybów”). I na punkowej „operze” o Medei – o nieco zbyt off-off Broadway’owym sznycie na mój gust.

Przyjeżdżając do Edynburga nie byłam przekonana, czy takie masowe wydarzenie będzie dla mnie – jednak pokochałam Fringe. Zwłaszcza te bardziej kameralne wydarzenia miały niezwykły urok. Ludzie stojący w kolejkach do wejścia naturalnie zaczynali rozmawiać i polecać sobie różne widziane przedstawienia, porównywać przeżycia, doradzać. Artyści po spektaklach, z widoczną wdzięcznością, że jakimś cudem, w tym całym ogromie opcji – trafiliśmy na ich występ – podchodzili do widzów i pytali o wrażenia. Po sztuce o owieczce Dolly jeden z aktorów zapytał, co mnie tam sprowadziło. Przyznałam się do naukowej profesji – na co powiedział, że na premierze była jedna z przedstawianych postaci, kluczowa dla inseminacji owieczek techniczka, która dalej mieszka w Edynburgu. Po przedstawieniu była ponoć wzruszona…

Tak, Fringe kompletnie mnie wciągnął i żałowałam, że przez jego większą część nie było mnie w Edynburgu (głównie przez konferencyjny wyjazd od Pragi…). I to mimo strajku śmieciarzy, który skutkował wysypującymi się ze śmietników stosami odpadów, mimo tłumów, zgiełku, mimo nagabywania roznosicieli ulotek, starających się wciągnąć nas na jeden czy inny występ. W całym swoim życiu nie widziałam drugiego tak żywego, tak życzliwego i tak niezwykłego miasta jak Edynburg w trakcie miesiąca festiwali… I to właśnie wtedy, między jednym przedstawieniem a drugim, przy dobiegających z jakiegoś puby dźwiękach muzyki na żywo, wśród radosnych tłumów, gdy przystanęłam u stóp Candelmaker Row i spojrzałam na Grassmarket i czerniejący na tle wieczornego, różowego nieba zarys Zamku – wtedy właśnie zrozumiałam, że odrobina mojego serca zostanie w Szkocji na zawsze…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Warmaj
Warmaj - 2022-09-26 07:28
O! Michał tu też byłby w swoim żywiole! To może jednak Szkocja? Jako Wasze kolejne miejsce?Wiem, że Kraków też ma potencjał, że już tęsknisz. Pewnie gdy wrócisz, powita Cię zasnuty mgłami i smogiem...
 
Marianka
Marianka - 2022-11-17 12:42
Ale czad! Brzmi niesamowicie!
Nie wiem jakim cudem nigdy o Fringe nie słyszałam, skoro to trzecie biletowane wydarzenie świata!
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 24% świata (48 państw)
Zasoby: 517 wpisów517 1613 komentarzy1613 11632 zdjęcia11632 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
30.04.2024 - 26.05.2024