Chwilę przed północą okrętujemy się na prom płynący z Kirkwall na Orkadach do Aberdeen na „stałym lądzie” – przeprawa trwa 7 godzin. Prom oferuje kajuty w różnym standardzie, ale gdy kilka tygodni wcześniej kupowałam bilety - były wyprzedane. Zresztą – w głównym sezonie turystycznym - jest to raczej kosztowna przyjemność. Wielu pasażerów rezerwuje więc rozkładane fotele (3£) lub rezygnuje z takich udogodnień kompletnie i, przygotowani w śpiwory, śpią po korytarzach… Opcja pośrednia, na którą my się skusiłyśmy, to
sleeping pods - obszerne i rozkładane fotele z podnóżkami, umieszczone w wydzielonych salach, do których wstęp (na kartę) mają tylko osoby z wykupioną „kapsułą”. Każda sala ma swoje łazienki z prysznicami, a każdy podróżny otrzymuje kocyk, zatyczki do uszu i maskę na oczy – prawie jak business class w samolocie ;) Pozwoliło to złapać kilka godzin zupełnie sensownego snu, i nie jest to zła opcja na taką podróż.
*
Punktualnie o 7 rano, po bardzo spokojnym rejsie, dopływamy do portu w
Aberdeen, który jest dogodnie położony w samym centrum miasta. Mamy kilka godzin na zwiedzanie, nim autobus do Edynburga zakończy nasz mały wypad na północ Szkocji. Na początek niemiła niespodzianka, okazuje się, że dworce kolejowy i autobusowy nie mają przechowalni bagażu – ostatnią zamknięto w 2019 ze względu na „brak zainteresowania”. Ciężko uwierzyć, że miasto z tyloma połączeniami promowymi i jednak ważny węzeł komunikacyjny nie ma zupełnie jednodniowych turystów… Cóż zrobić, zwiedzałyśmy miasto z plecakiem – na szczęście tego zwiedzania nie było za wiele, bo zwięzłe centrum ma tylko kilka ciekawych ulic i jedno wyróżniające się muzeum…
O poranku ulice te były zaskakująco puste, na śmierć i życie walczyły na nich mewy, kawiarnie (poza sieciówkami) były pozamykane. Architektura, choć w kształcie podobna do reszty Szkocji – wyróżnia się srebrzystoszarym kolorem granitu, skrzącego się w słońcu wtrętami miki. Aberdeen nazywane jest zresztą
Granitowym Miastem - budowano z niego wszystko, od kościołów, przez kamienice, po budynki użyteczności publicznej. Neogotycki
Marischal College, dawniej budynek uczelni a dziś siedziba rady miasta, ma być drugim na świecie największym budynkiem z granitu (po hiszpańskim Escorialu)…
Aberdeen Maritime Museum, powszechnie uważane za jedną z najciekawszych atrakcji miasta, jest poświęcone rzeczy kluczowej dla jego tożsamości – morzu. Przekrojowa ekspozycja obejmuje wszystkie aspekty tego połączenia. Od historii rybackich wiosek i rozbudowanego przetwórstwa ryb czy wielorybnictwa, przez złotą erę stoczni budujących najszybsze klipry czy ruchliwy port pośredniczący w zamorskim handlu, po przełomowe odkrycie ropy na Morzu Północnym. Uczyniło ono Aberdeen „przybrzeżną stolicą naftową Europy” (
the offshore oil capital of Europe), przekształcając gospodarkę regionu w lukratywny ośrodek usługowy dla platform wiertniczych i gazociągów na Morzu Północnym. Też ta część muzealnej ekspozycji jest chyba najciekawsza (i częściowo ufundowana przez przemysł naftowy) – od kolekcji ekwipunku nurków pracujących przy konserwacji platform, przez wiertła i mapy gazociągów na Morzu Północnym, po imponującą makietę platformy w skali – ciągnącą się przez trzy piętra muzeum…
Informacje praktyczne:*Prom z Kirkwall do Aberdeen: Sam bilet na nocny prom (w sezonie letnim) to 34£/os., zaś dodatkowa oplata za
sleeping pod to 18£/os. Jeśli wybierzecie taką opcję lepiej celować w
Pod lounge 1 albo 3, bo one mają okna…
*Muzeum Morskie w Aberdeen – wstęp darmowy.
*Autobus z Aberdeen do Edynburga: Megabus/Citylink, 3h, 16.50£.
Łącznie za podróż powrotną z Orkadów (Kirkwall) do Edynburga zapłaciłyśmy po 68,50£ (wliczając w to „kapsułę” na promie) – a więc ponad dwa razy taniej niż kosztowałby nas w tym okresie lot samolotem.