Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Meksyku (2022)    Rajskie plaże?
Zwiń mapę
2022
20
lut

Rajskie plaże?

 
Meksyk
Meksyk, Tulum
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12109 km
 
Wstęp: Tulum to jedno z wielkiej, turystycznej trójcy miast i miasteczek Jukatanu. Mawiają, że Cancun to resorty, które pozwalają nie zobaczyć wcale Meksyku, Playa del Carmen to imprezy, a Tulum było bardziej wyluzowaną, spokojną i kameralną opcją (choć czas przeszły jest dość na miejscu). Ma dość specyficzną topografię – miasteczko właściwe leży koło 5km do wybrzeża, przy przelotowej trasie, z odchodzącą od tej drogi siatką ulic. Coś na kształt rynku też jest przy głównej drodze, i jest raczej nowym dodatkiem do miejskiej tkanki. Niemniej , bardziej budżetowi turyści (w tym i my) zatrzymują się w tym miasteczku, a ci o bardziej zasobnych portfelach – w „Zona Hotelara”, butikowych hotelach i małych resortach przy samym wybrzeżu.

Cel: Odpoczynek, plażowanie i ruiny w Tulum.

Materiały i metody: *Transport: Najdroższy możliwy autobus ADO z Bacalar do Tulum (kupowany na ostatni moment, i taki jechał o pasującej nam godzinie): 324 MXN, 3h.
*Dojazd na plażę: pierwszego dnia nie orientowaliśmy się dobrze w terenie, więc zapłaciliśmy dość horrendalne 250 MXN za przejazd do Playa Paraiso. Później korzystaliśmy z colectivo z centrum Tulum do „Ruinas” – 25 MXN/os, skąd na północne plaże idzie się jakieś 20-30 minut (a do samych ruin – 10-15 min) .
*Nocleg: Tulum, i kurorty na północ – aż do Cancun, to chyba najdroższy region w Meksyku. Znaleźliśmy śmieszne chatki, kilometr na zachód od centrum miasta, Green Tulum – 771 MXN/pokój/noc (i pewnie będzie to najdroższy nocleg wyjazdu).
*Zwiedzanie: Wstęp do ruin w Tulum – 80 MXN (tylko gotówka, i to odliczona…).
*Snorkeling – 1h, 400 MXN.
*Jedzenie: Dobre i tanie taco i inne typowe dania – Antojitos La Chiapaneca (centrum) – tacos o 13-18 MXN sztuka, quesadilla – 30 MXN, itd. Bardzo dobre (choć nie tanie) śniadania są w Burgerito (centrum) – 100-140 MXN za danie, bez napojów. W niedzielę na ulicach sprzedaje się kanapki (tortas) z cochinita pibil, specjalnie marynowanej i pieczonej wieprzowinie.
Jak głód dopadnie nas na plaży (i nie chcemy iść do drogiej restauracji) to chodzą sprzedawcy owoców, empanad, piwa, burgerów, itd.
*Waluta: Peso meksykańskie, MXN = ok. 0,20 PLN, 1 PLN = 5 MXN.

Przebieg: Już po wstępnym opisie można wywnioskować, że miasteczko Tulum do urokliwych nie należy. Jednak jako, że część mojej wycieczki nie do końca wyobraża sobie wakacje bez choćby dnia na plaży, to jakieś miejsce trzeba było znaleźć. Tulum kusiło przede wszystkim słynnymi ruinami – jedynymi tego typu zachowanymi majańskimi zabytkami nad brzegiem morza. Wiele osób też szczerze chwali tutejsze plaże.

Gdy dotarliśmy na miejsce trzeba było jednak najpierw opracować przejazdy na tę plażę – taksówki rzucają mocno wygórowane kwoty, i jakby zapobiegawczo –żaden zbiorowy transport nie kursuje między samą plażą a centrum Tulum. Jedna opcja to wypożyczenie roweru, i pewnie gdybyśmy byli tu dłużej, to byśmy na to postawili – duża część trasy ma wydzieloną ścieżkę dla rowerów, i nawet w upalnym słońcu to powinna być dość przyjemna opcja. My głównie poruszaliśmy się colectivo jadącym w stronę Playa del Carmen, które zatrzymuje się dość blisko stanowiska archeologicznego Tulum. Stąd jest 20-30 min spacerem na plażę, spokojną drogą bez ruchu kołowego, przy której można zobaczyć sporo zwierzyny – coati, iguany i barwne ptaki. Jest jakieś turystyczne centrum, pamiątki, nawet zdarzają się pokazy Voladores, „lataczy” – tradycji pochodzenia prekolumbijskiego, teraz typowej dla stanów Veracruz i Puebla, ale natknąć się na pokazy można w całym Meksyku. Czterech mężczyzn, przytroczonych linami u kostek, przy dźwiękach fletu i bębenka, rzuca się w dół z wysokiego słupa, i okrężnymi ruchami schodzi na ziemię. Panowie swoje robią za napiwki, a popatrzeć miło – tradycja jest wpisana na listę Niematerialnego Dziedzictwa UNESCO.

Tak sobie kursowaliśmy tam i z powrotem, choć sama plaża – może jestem już zblazowana, - ale wcale do najpiękniejszych nie należy. Jest miałki, biały piasek, jest turkusowa woda, szum fal i morska bryza – niby wszystko się zgadza, ale jest wiele piękniejszych na świecie. Może na odbiór wpływały spore tłumy turystów – nie są to jeszcze Międzyzdroje, ale i tak już dużo za dużo ludzi, żebym miejsce mogła określić jako rajskie. Z atrakcji na które można się pokusić można polecić snorkeling – kawałeczek od brzegu, rafa dość marna, ale pływają z nami żółwie, płaszczki i manty – i to jest zawsze super przeżycie!

Niemniej, jeśli takie miejsce to cały Meksyk, jaki widzą niektórzy turyści – to strasznie dużo tracą!

*

W końcu przyszedł czas na same ruiny. Ustawiliśmy się przed otwarciem w już sporej kolejce, która jeszcze rosła i rosła za naszymi plecami. Dość byliśmy z siebie zadowoleni, bo jednak byliśmy bliżej wejścia niż dalej. A potem się zaczęło – trochę osób z głównej kolejki faktycznie ruszyło do kasy, ale potem ruch zatrzymano, i wpuszczono morze ludzi bokiem, ze zorganizowanych wycieczek (posiadające bilet „fast-pass”, ten tutaj jest kilka razy droższy niż bilet w kasie), i obywateli Meksyku, którzy tego dnia (niedziela!) mieli darmowy wstęp. Po jakiejś godzinie udało się nam wejść na teren stanowiska, i o dziwo nawet nie był tak zatłoczony, jak wyobrażałam sobie patrzeć na płynący doń potok ludzi. I trzeba przyznać, że to piękne miejsce – jednak co by nie mówić, prawa rządzące atrakcyjnością nieruchomości są odwieczne, i liczą się tu zawsze trzy rzeczy – lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja. A ta, na stromym klifie, nad niewielkimi, piaszczystymi zatoczkami o które rozbijają się turkusowe fale – jest nie do pobicia. Niezbyt rozbudowane, z raczej niewielkimi budowlami, ale ładnie zachowane, wśród palm i zieleni smaganej morską bryzą, z wszechobecnymi legwanami czarnymi (iguanami), które pozują do zdjęć na zabytkach, jakby były najęte przez ministerstwo turystyki Meksyku.

Samo miasto było jednym z najdłużej zamieszkanych przez Majów, jeszcze statki konkwistadorów podziwiały czerwono-niebieskie zdobienia fasad i płonący święty płomień na szczytach świątyń. Zabudowania mają forteczny sznyt – sam okalający je mur robi wrażenie – tak na nas, jak i na wczesno XX-wiecznych eksploratorach, którzy ochrzcili to miejsce Tulum, co po majańsku znaczy „mur”. Oryginalni mieszkańcy miejsce nazywali Zama, co oznacza „świt” – bo było to pierwsze miejsce ich świata, nad którym wschodziło słońce. I jakie to musiały być wschody!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (42)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2022-02-22 13:55
Patrzeć w lutym na takie widoki to...,,zazdrość,,...słońca, pięknego koloru morza i podwodnej przyrody.
Pięknie!
 
migot
migot - 2022-02-22 20:47
Jedna z lepszych rzeczy, jaką Polak może zrobić w lutym to uciec z Polski do cieplejszego kraju ;)
 
joael
joael - 2022-02-23 18:27
Zdjęcia super!!!
 
marianka
marianka - 2022-03-06 14:29
No, ze zdjęć wygląda nawet całkiem rajsko, zwłaszcza jak na tę porę roku. Ale wiem, że zdjęcia zdjęciami, a odbiór może być zupełnie inny. Tak czy siak, mimo wszystko trochę jednak zazdroszczę ;)
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5