Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Meksyku (2022)    Laguna Siedmiu Kolorów
Zwiń mapę
2022
17
lut

Laguna Siedmiu Kolorów

 
Meksyk
Meksyk, Bacalar
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11912 km
 
Wstęp: Po kilku dniach intensywnego zwiedzania, nocach w autobusach przetykanych jednodniowymi postojami w odwiedzanych miejscowościach, przyszedł w końcu czas na pewne spowolnienie, i kilka bardziej leniwych dni. Te wakacje na wakacjach miały zacząć się właśnie w Bacalar – miejscowości i lagunie o tej samej nazwie, chętnie opisywanej jako „ukryty skarb” Jukatanu i kusząca alternatywa dla z roku na rok coraz bardziej przeładowanych turystami nadmorskich miejscowości Riviera Maya. Te turkusowe wody długo nie znajdowały się na radarach turystów, prawdopodobnie dlatego, że nie są morzem – a jeziorem…

Cel: Największa jezioro Jukatanu - Bacalar, położone przy miejscowości o tej samej nazwie, zwana czasem Laguną Siedmiu Kolorów - bo tyle odcieni błękitu ponoć można się tu dopatrzeć.

Materiały i metody: *Transport: bardzo chcieliśmy się wydostać z Xpujil zaraz po zwiedzaniu Calakmul – przez opieszałych Niemców nie zdążyliśmy na colectivio do Chetumal, z którego można by złapać kolejne do Bacalar. Jeden regularny autobus jedzie przez Xpujil o północy, i na miejscu jest dopiero koło 4 rano… W obliczu takich opcji szarpnęliśmy się na taksówkę/prywatny przejazd – 1200 MXN, niecałe 2h.
*Nocleg: Hotel Balché, ok 1km od centrum (na zachód) – bardzo czysto, przyjemnie, ładnie. Ceny już wyraźnie rosną względem reszty kraju – niecałe 130 PLN/pokój/noc (płacone przez Booking w dolarach).
*Atrakcje: Wstęp do kąpieliska Cocalitos – 50MXN/os (na miejscu są łazienki w cenie, jest bar z drogimi daniami i tanimi drinkami – margarita za 60 MXN). Taxi by tu dotrzeć kosztuje 70 MXN z miasta (ponad 3 km).
Rejs łódką (lancha) po lagunie, planowo 2-2,5h – 250MXN. Inne opcje to pontono-motorówka – 350 MXN, lub żaglówka (około 700 MXN, 4h).
*Zmiana czasu – stan Quintana Roo, w którym leży m.in. Bacalar, jest przesunięty w tym okresie o 1h do przodu względem reszty Meksyku.
*Waluta: Peso meksykańskie, MXN = ok. 0,20 PLN, 1 PLN = 5 MXN.

Przebieg: Bo dziesiątkach wpisów na blogach i relacjach zawodowych instagramerów miejsce nie jest już na pewno tak „ukryte” dla zachodniego turysty, jak jeszcze mogło być kilka lat temu. I faktycznie, ta niewielka mieścina zdaje się pełną parą przygotowywać do roli nowego ośrodka turystycznego. Toczące się wszędzie projekty infrastrukturalne obejmują przebudowę rynku, publicznego kąpieliska nad jeziorem i biegnącej na zachód Costera, nadbrzeżnej drogi. Mimo to miejscowość dalej jest całkiem leniwa, kilka knajpek (w tym takie prowadzone przez zasiedzianych ex-patów), kilka sklepów, ze dwa bankomaty (do których stoją kolejki, bo regularnie kończą się tu zapasy gotówki), jedno Oxxo na obrzeżach. Jeden fort, San Felipe, pamiętający wczesne lata Konkwisty – miasto padało łupem przybywających tu kanałami, od morza, piratów. Tyle, by zaspokoić podstawowe potrzeby turysty, ale niewiele więcej. I dobrze, to jest w sumie ten urok, którego szukają znudzeni Cancun, Playa del Carmen i Tulum.

I tak większość dnia będziemy spędzać nad lub na jeziorze, lub w jego pobliżu. Gdy tylko dopisze słońce, ma ono bajeczne kolory. Długie na ponad 40 kilometrów, ale przeważnie płytkie – nie licząc kilku głębokich cenot, krasowych lejów znajdujących się na jego obszarze – gdzie ze względu na znaczną głębokość (do 100 metrów!) jasny turkus i lekki błękit przechodzą w głęboki granat. Piękne kolory zawdzięcza idealnie białemu dnu – jak wszystko na Jukatanie tak i ono jest wapienne. Jezioro jest zasilane systemem podziemnych rzek i ich krystaliczną wodą, przefiltrowaną przez macierzystą skałę.

Dla niektórych mankamentem tego miejsca będzie fakt, że jak to często z jeziorami bywa – nie ma tutaj de facto plaż. Brzegi są porośnięte trzcinami, zostają nam pomosty (należące do hoteli i restauracji) oraz kilka kąpielisk, gdzie posiedzimy na trawie, pobujamy się w zawieszonym nad wodą hamaku lub pohuśtamy na huśtawce. Ze względu na tę charakterystykę, na odbiór miejsca fundamentalny wpływ ma pogoda – gdy zachodzi słońce, jesteśmy na Mazurach, gdy wyjdzie słońce – jesteśmy na Malediwach.

A pogoda nas szczególnie nie rozpieszczała... Na dwa pełne dni, które tu spędziliśmy, pół każdego było albo deszczowe, albo pochmurne i burzowe (mimo totalnie odmiennym prognoz, które od tego momentu zaczęliśmy całkowicie ignorować). Mocno to kolidowało z korzystaniem z uroków Bacalar, m.in. nie dotarliśmy do Rapidos, jakby rzeki, o krystalicznej, turkusowej wodzie i białym dnie, którą można się spławiać lub kajakować aż do pobliskiego baru.

Ale skorzystaliśmy z jednego z kąpielisk, Cocalitos, położonego kilka kilometrów na południe od centrum - dość tłumnie odwiedzanego przez turystów, tak zagranicznych jak i krajowych. Jego największą atrakcją, poza wygodnym dostępem do jeziora, są stromatolity - formacje złożone z cienkich warstw węglanu wapnia wytrąconego z wody jako efekt uboczny życia sinic i pewnych innych bakterii. Wyglądają jak zwykle głazy, jednak częściowo tworzą je żywe organizmy. Te w Bakalar mają góra kilka-kilkanaście tysięcy lat, ale skamieniałe stromatolity są najstarszymi przykładami życia na ziemi - niektóre liczą kilka miliardów lat! Kiedyś były powszechne, stąd też trafiają się w zapisie kopalnym - jednak współcześnie warunki rzadko sprzyjają ich powstawaniu (konieczne jest odpowiednie zasolenie lub nasycenia węglanem wapnia i brak roślinożerców wcinających sinice); znajdziemy je ledwie w kilkunastu miejscach na ziemi. Tutaj ogrodzono je linami, by nikt po nich nie stąpał, nie należy też przed kąpielą stosować kremów do opalania z filtrem, bo szkodzą one delikatnemu ekosystemowi laguny.

Z brzegu można iść, brodząc w turkusowej, płytkiej wodzie, z kilkadziesiąt metrów przed siebie, prawie na środek laguny. Można też pływać, i jest to zabawne uczucie, bo podświadomie jesteśmy przeświadczeni, że tak turkusowo- błękitna woda musi być słona, a ta, o czym przekonujemy się gdy niechybnie chlapnie nam na twarz, jest wszak słodka...
Z kąpieliska wraca się spacerem do centrum jakieś 40-45 minut, zakładając, że nie zatrzymamy się w żadnej z restauracji nad brzegiem jeziora, które powstają w tej pączkującej „Zona Hotelara” Bacalar. Ale zatrzymać się warto - każde takie miejsce ma pomosty i stoliki na brzegiem, z idealnym widok na wody laguny.

Inna praktycznie obowiązkowa atrakcja w Bakalar to rejs po jeziorze - kilka firm proponuję taki sam program - 2h, przystanki przy kilku cenotach, czas na kąpiel (dłuższe i znacznie droższe rejsy są możliwe żaglówkami). Wybraliśmy się na taki rejs, ale bardzo pechowo łódka zepsuła się przy pierwszym postoju (po prawdzie – już nie bardzo chciała ruszyć…). Akurat pływałyśmy z mamą, gdy nasza łódka zerwała się z kotwicy i zaczęła dryfować – zdumione goniłyśmy ją przez pół laguny ;) I o ile wydawało nam się oczywiste, że zaraz wyślą zamiennik – skąpy operator starał się gruchota naprawić, i utkwiliśmy na początku naszej wycieczki na 1,5h. I może to byłoby i fajne, gdyby nie ta niestabilna pogoda Bakalar – chwilę po tym, gdy w końcu ruszyliśmy przyszło załamanie, wielka burzowa chmura złapała nas przy „kanale piratów” – normalnie uroczym postoju na kąpiel, tutaj postoju na ulewę, która zmoczyła wszystkie nasze rzeczy (zdecydowanie nie polecamy firmy „Magical Tours Bacalar”)…

*

Mimo tych dziwnych przygód – Bacalar można szczerze polecić, przynajmniej na kilka dni. Jeśli trafi się dobra pogoda – będzie naprawdę pięknie! Jakiś czas temu New York Times zadał prowokacyjne pytanie – „Czy to jest następne Tulum?” – zastanawiając się, czy Bakalar stanie się kolejną topową destynacją Jukatanu. Pytanie o tyle istotne, bo na Majańskiej Riwierze następuje pewna degeneracja - i powiązana z nią sukcesja - kolejnych miejscowości wypoczynkowych. Najpierw było Cancun, które przez jakiś czas było wszak miłą miejscowością na północnym czubku półwyspu. Z czasem miejsce zaczęło zmieniać się w głośny kurort, tracić swój urok – więc szukający „czegoś innego” turyści odkryli dal siebie Playa del Carmen – i okrzyknęli ją nowym Cancun. Dość szybko i tam zrobiło się tłoczno i głośno, i kto nie chciał resortów Cancun i imprez Playa – wybierał Tulum. Ono było nową Playą del Carmen. To miejsce, przez dobrą dekadę było bardziej uduchowioną, boho, hipisko-hipsterską alternatywą, ale nieuchronnie i ono „potwornieje” w resortowo-turystyczny twór. Zaczynają się więc poszukiwania nowego Tulum. Czy będzie nim Bakalar? Mam nadzieję, że nie (piszę to po wizycie w Tulum…) – ale choć każdy chciałby mieć te senne perełki dla siebie, raczej trajektoria rozwoju jest tutaj nieunikniona…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (27)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2022-02-21 08:57
Miło na Was patrzeć ...odpoczywających w promieniach słońca i błękicie wody !
Pozdrawiam
 
Darek...
Darek... - 2022-02-25 21:38
Hmmm.. Madzik, czy się "wycieczka" zbuntowała i zażyczyła sobie bezwzględnie przerwy w cieple piasków plaży ? :)
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 24% świata (48 państw)
Zasoby: 517 wpisów517 1613 komentarzy1613 11632 zdjęcia11632 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
30.04.2024 - 26.05.2024