Wstęp: Helsinki nie figurują na liście najciekawszych i najchętniej zwiedzanych stolic Europy, a nieco ponad pół dnia, które zostało mi na ich zwiedzenie przed wieczornym lotem, zdawało się być zupełnie wystarczające. Wczesnym rankiem opuściłam więc uśpione Joensuu i ruszyłam pociągiem w ponad czterogodzinną drogę do stolicy.
Cel: Helsinki – miasto stołeczne.
Materiały i metody: *Promy do twierdzy Suomenlinna odpływają 1-4 razy na godzinę, kosztują 2,80 EUR i płyną 15-20 min. Jako, że należą do sieci transportu publicznego, możemy korzystać ze zwykłych biletów komunikacji miejskiej (także np. całodniowych, jeśli obejmują strefę A). Wstęp na samą wyspę i do wielu zabudowań jest darmowy, ale jest też kilka płatnych muzeów na terenie twierdzy.
*Bilet kolejki na lotnisko Vantaa - 4,10 EUR, linie kolejowe I i P, odjazd co kilkanaście minut, przejazd z dworca głównego trwa 30 min.
Przebieg: Jednym z tych niezwykłych zrządzeń losu akurat do Helsinek zawitała siostra Michała z chłopakiem – więc miasto zwiedzaliśmy we trójkę. Przed 10 rano spotkaliśmy się pod Dworcem Głównym Helsinek – prostym budynkiem o różowawo-granitowych okładzinach ścian i pokrytym zieloną patyną dachu. Charakterystyczne, spore posagi trzymające sferyczne lampy miały na twarzach maseczki – ot pandemiczna akcja promująca ich używanie w publicznym transporcie. Dworzec jest położony praktycznie w samym centrum – stąd jest tylko kilka kroków do wszystkich większych atrakcji miasta.
I tak najpierw kierujemy się w stronę
Placu Senackiego, nad którym góruje biała katedra luterańska – jeden z najbardziej charakterystycznych budynków panoramy miasta. Dalej zahaczamy o położony na niewielkim wzniesieniu
Sobór Uspieński, główną świątynia Fińskiego Kościoła Prawosławnego – niestety zamkniętą w poniedziałki. Pozostało nam tylko patrzenie na jego ceglaną bryłę, zwieńczoną patynowymi dachami i złotymi kopułkami. Kilka kroków stąd – reprezentacyjne nabrzeże, miejski rynek i targ na otwartym powietrzu -
Kauppatori – na przełomie lipca i sierpnia pełen owoców jagodowych, prawdziwego bogactwa lasów i poletek Finlandii. Zaraz obok – najbardziej znany z krytych targów Helsinek -
Hakaniemi, którego ceglane wnętrze skrywa kilka niewielkich knajpek i stoisk, głównie z tradycyjnymi fińskimi przysmakami. Dobre miejsce na kawę, kanapkę z ciemnego chleba z wędzonym łososiem albo jakiś słodki wypiek, np.
korvapuustit, cynamonowe bułeczki. Ogólnie Finowie przepadają za słodyczami – co dobrze widać po wszechobecności piekarenek z wszelkiego rodzaju drożdżówkami i słodkimi wypiekami, po obecne w każdym mniejszym i większym centrum handlowych sklepy z cukierkami i żelkami na kilogramy…
Nabrzeże to nie tylko serce miasta, ale też miejsce, z którego można udać się do chyba najciekawszej atrakcji Helsinek - wpisanej równo 30 lat temu na listę UNESCO
twierdzy Suomenlinna, co po fińsku znaczy „Zamek Finlandii”. Twierdza rozłożyła się na kilku wyspach na południe od centrum miasta - co ciekawe, wyspy te są zamieszkane, a poza fortecznymi zabudowaniami mamy tam zwykłe domki, kościół, dawne spichlerze. Miejsce jest popularnym obszarem spacerowo-piknikowym, a jego małomiasteczkowy charakter pozwala tak turystom, jak i mieszkańcom stolicy, oderwać się od zgiełku miasta. Forteczne wzmocnienia budowano od połowy XVIII w. na zlecenie szwedzkich władców kraju, oryginalnie pod nazwą
Sveaborg - Szwedzki Zamek (nic dziwnego, że po odzyskaniu niepodległości Finowie w nacjonalistycznym odruchu szybko ją przemianowali). Ich zasadniczym celem miało być powstrzymanie rosyjskiej ekspansji, i w realizacji tego celu zawiodły na całej linii – w trakcie wojny fińskiej Szwedzi poddali twierdzę w pierwszych miesiącach starć, otwierając drogę do okupacji kraju przez Rosję i ostatecznie utraty Finlandii na rzecz caratu. Niedługo potem, w 1812 roku, Car, korzystając z eleganckiego ufortyfikowania miasta i położenia bliżej Sankt Petersburga - przeniósł stolicę z Turku do Helsinek.
Po kilku przyjemnych godzinach spędzonych na spacerach po eklektycznej zabudowie wysp wracamy na główny ląd. Jeszcze spacer parkiem/aleją
Esplanadi, jeszcze lunch w innej, mniej popularnej wśród turystów, ale bardziej wśród mieszkańców hali targowej Hietalahti (gdzie za 10 EUR można zjeść spory lunch inspirowany kuchniami Azji – gratka w kraju drogiego i przeciętnego jedzenia) – i mogę ruszać w stronę lotniska. Helsinki opuszczam zadowolona, bez niedosytu. Jednak Finlandia nie miastami, a przyrodą stoi – i to na jej łono mogłabym tu jeszcze kiedyś wrócić!
===========================================================
PS. Z chyba rekordowym opóźnieniem kończę tę relację – uzupełnianie podróżniczych notatek po powrocie do domu zupełnie mi nie idzie. Impulsem do zamknięcia tematu krótkiego wypadu do Finlandii jest jednak kolejna zbliżająca się, podróż…
Kierunek jest chyba na liście „must see” większości globtroterów, mnie marzył mi się od zawsze – z tym większą niecierpliwością odliczam dni do wyjazdu. Niemniej, z niepokojem patrzę na napór piątej, pandemicznej fali – i modlę się, żeby nie zatrzasnęli nam granic przed nosem. Strategicznie zdecydowaliśmy się na droższe połączenie lotnicze – ale na jednym bilecie, z krótkim transferem bez opuszczania „airside” lotniska, i obraliśmy kierunek, który stał się w pandemicznym hitem ze względu na liberalne i stabilne podejście do ruchu turystycznego… Czy się uda polecieć? Zobaczymy za dwa tygodnie!