Wstęp: Nie ma bardziej charakterystycznego krajobrazu dla Finlandii niż jeziora otoczone lasem. Kto był na Mazurach, temu te widoki nie są ani dziwne ani nowe - ale mimo wszystko, skala robi wrażenie. Lasy pokrywają 78% powierzchni kraju, a kolejne 10% zajmują setki tysięcy jezior. Najwięcej - na Fińskim Pojezierzu - gdy patrzymy na mapę wydaję się, że tutaj jest już więcej wody niż lądu – choć po prawdzie jeziora zajmują „tylko” 25% powierzchni regionu...
Cel: Dwa Parki Narodowe dość blisko Joensuu -
Koli i
Hiidenportti.
Materiały i metody: Wstęp do parków narodowych jest darmowy.
Przebieg: O naturę się w Finlandii dba - ten nieco tylko większy od Polski kraj ma 40 parków narodowych (w porównaniu do 23 w Polsce), a łączny obszar chronionej przez nie powierzchni jest ponad trzykrotnie większy niż u nas. W czasie swojego krótkiego pobytu odwiedziłam dwa z nich – może nie największe, nie najbardziej znane – ale zdecydowanie dające niezłą próbkę fińskiej przyrody.
Każda geologiczna anomalia w tym dużej mierze płaskim kraju urasta do rangi sporej atrakcji – i tak też jest w
Koli, gdzie wzniesienie o tej samej nazwie góruje nad ciągnącymi się po horyzont jeziorami fińskiego pojezierza. Podczas ostatniego zlodowacenia lądolód wygładził łagodne, szare klify, wzniesienie porasta mieszany las. Widok jest obrazkowy, i żałuję tylko, że pogoda nie dopisała nieco bardziej – w pełnym słońcu szafirowa tafla jeziora musi pięknie kontrastować z głęboką zielenią lasów... Ze względu na te wyjątkowe walory Koli jest jednym z popularniejszych parków narodowych tej części Finlandii. Już w XIX wieku odkryli go malarze, czyniąc z tych charakterystycznych szczytów i leśnych wysp na jeziorze Pielinen lejtmotyw romantycznych landszaftów…
Nieco dalej na północ, bardziej ze względu na bycie „po drodze” – niż na jakieś szczególne walory przyrodnicze czy krajobrazowe – trafiamy do parku
Hiidenportti. Przyjemne miejsce, choć poza niewielkim, skalistym kanionem nie ma tam w sumie nic wyjątkowego. Typowe dla tajgi mokradła i torfowiska, świerkowo-brzozowe lasy pełne krzaczków jagód i porostów, niewielkie trawiaste polany – ot, fińska klasyka…
I niby to wszystko znajome, podobne, niezbyt zaskakujące – ale to zupełnie nie umniejsza przyjemności płynącej z przebywania na łonie fińskiej natury. W leśnej ciszy, niespiesznych spacerach dobrze utrzymanymi ścieżkami, po szlakach przy których nie znajdziecie jednego śmiecia, oddychając czystym powietrzem – można zwolnić, odpocząć, odprężyć się. Generalnie - można poczuć się jak prawdziwy Fin – bo takie spacery i trekkingi to jedna z naczelnych, narodowych form turystyki i rekreacji w tym kraju. Zaraz zresztą obok łowienia ryb w jeziorach, zbieranie grzybów i jagód w lasach oraz biwakowania „na dziko”. Wszystko to w Finlandii mieszkańcom gwarantuje
Jokamiehenoikeus - Prawo Każdego Człowieka (ang.
Everyman's right), czyli popularne m.in. w krajach Skandynawii prawo publicznego dostępu do przyrody. I nie inaczej jest w parkach narodowych – idąc za wzorcem amerykańskim, od samego początku miały być to miejsca gdzie ochronę przyrody łączy się ze sportem i rekreacją. Dlatego też mamy tam te dobrze oznaczone szlaki (w tym rowerowe), mapy i plansze informacyjne, centra turystyczne, czy charakterystyczne, wyznaczone paleniska z przylegającymi drewutniami i toaletami (
nuotiopaikka). W przeciwieństwie jednak do USA – wstęp jest tam zawsze darmowy, a nawet można znaleźć tam darmowy nocleg w niewielkich chatkach lub wyznaczanych polach namiotowych! Rodzajów chatek jest cała masa, od dziennych chatek do odpoczynku
päivätupa, przez zadaszone wiaty
laavu , przy których zwykle jest palenisko, drewutnia i kibelek, po podstawowe darmowe chatki z miejscem do gotowania i spania (
autiotupa), i całą masę innych chatek z paleniskami, chatek do rezerwacji i na wynajem. Nie miałam niestety okazji spać w żadnym z takich miejsc, ale spacerując bo bocznych szlakach Koli natknęliśmy się na jedno z nich. I wiecie co – w sercu poczułam ukłucie zazdrości i jakiś taki smutek, bo w Polsce (ale też wielu innych krajach) coś takiego by nie przeszło… Tu w drewutni na wędrowców czeka drewno, a obok piłki i siekierki, by uzupełnić braki – już widzę, że te Fiskarsy by nie wytrzymały w kraju nad Wisłą doby bez „opieki”. Nie ma jednego papierka czy puszki, teren jest idealnie utrzymany. Zajrzałam do
laavu - i ze zdziwieniem poczułam tylko zapach drewna – a jestem niestety przekonana, że z niepojętego powodu w Polsce byłby tam jeszcze zapach moczu i puste „małpki” w rogach. Cóż, dyscypliny, poszanowanie natury, infrastruktury i innych współużytkowników wspólnego dobra można Finom tylko pozazdrościć!