Wstęp: W większości relacji z Kuby zwykle pojawiał się w końcu ten sam motyw – problemów żołądkowych. Nam długo nic nie doskwierało, więc uznałyśmy, że mamy stalowe żołądki i piekła nie ma – hulaj dusza. Chyba jednak poszłyśmy o jeden uliczny specjał lub przejrzałe mango za daleko. Na szczęście nie było to bardzo uciążliwe – raczej strajk ostrzegawczy kiszek. Mogłyśmy kontynuować podróż, chociaż głownie o sucharkach i różnych odmianach kubańskich podróbek coca-coli (po Rewolucji prawdziwa zniknęła z wyspy na wiele dekad)…
Cel: Samozwańcza perła południa - Cienfuegos.
Materiały i metody: *Transport: Viazul z Trynidadu do Cienfuegos – 6 CUC; 1,5h. Rowerowa taksówka zawiozła nas na koniec Punta Gorda za 3 CUC, wróciłyśmy o zachodzie słońca na piechotę. *Nocleg:
casa particular Misleidy, c./ 45 #5617 (pomiędzy ulicą 56 i 58): 15 CUC/noc. Typowy standard, w połowie drogi między dworcem autobusowym a centrum.
Przebieg: Portowe Cienfuegos dumnie obchodzi w tym roku 200-lecie swojego założenia - jest więc sporo młodsze, niż większość znaczących miast kubańskich. Od razu też widać, że te kilkaset lat zrobiło różnicę – w równej siatce szerokich ulic, w spójnej, klasycystycznej zabudowie. Miasto elegancję zawdzięcza być może francuskiej proweniencji – na początku osiedlali się tutaj francuscy emigranci z Luizjany oraz Starego Kontynentu, głównie Bordeaux. Centrum zostało w 2005 roku wpisane na listę UNESCO, i widać, że inwestuje się w jego renowację. Wokół głównego placu miasta -
Parque José Martí pięknie prezentują się wyremontowane gmachy (co innego już w odchodzących na boki uliczkach). Dużo błękitno-niebieskich fasad, czerwone kopułki. Pełno galerii sztuki, część prac naprawdę ciekawa. Na morskim molo intrygujące instalacje artystyczne. Całkiem dobrze prezentuje się też szerokie Paseo del Prado, które wiedzie przez nadmorski bulwar Malecón, aż do cypla
Punta Gorda. Na tym kawałku już architektów poniosła fantazja – ekstrawaganckie, eklektyczne budowle, wzniesione przez lokalnych bogaczy na początku XX wieku. Cypelek kończy się niewielkim parkiem, w którym jest kilka budek z jedzeniem, ławeczek, i piękny widok na chyba największą, naturalną zatokę Kuby. Przyjemne to Cienfuegos bardzo. Oczywiście - poza centrum kamieniczki są już bardziej zniszczone, mijając domy mieszkańców i zaglądając w nisko położone okna widać, że w wielu miejscach bida aż piszczy. Ale ogólnie miejsce odbiera się bardzo pozytywnie - szkoda, że jest takie niewielkie, i po jednym dniu nie wiele można tam robić. To mógłby być przyjemny przystanek na dłużej lub baza wypadowa na dalsze wycieczki.