Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży na Kubę (2019)    Kolonialny Trynidad
Zwiń mapę
2019
30
kwi

Kolonialny Trynidad

 
Kuba
Kuba, Trinidad
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9448 km
 
Wstęp: Wydostać nas z Playa Girón miał Viazul, a kupiony na niego bilet jest pierwszym z kilku, w które zaopatrzyłam się przez Internet jeszcze przed podróżą. Teoretycznie godzinę (praktycznie – pół godziny) przed odjazdem autobusu należy internetową rezerwację zamienić na bilet w lokalnym biurze Viazul. Gdy znalazłyśmy takowe w Playa Giron, na zamkniętych drzwiach przywitała nas odręczna notka, że osoba tu pracująca uczęszcza na kurs j. angielskiego w Hawanie, więc biuro jest zamknięte od niedzieli do środy. Notka była po angielsku – więc ewidentnie kurs się opłaca ;)

Cel: Trynidad – kolonialne miasteczko w centralnej części Kuby.

Materiały i metody: *Transport: Viazul z Playa Girón do Trinidadu – 12$, 3h, kupione z pewnym wyprzedzeniem. *Nocleg: casa particular Doris y Yalién (aka Hostal El Marqués de Carabacas) – 15 CUC/noc (c./ Patricio Lumumba #29, pomiędzy Ruben Martinez Villena i Ernesto Valdez Muñoz – przy trójkątnym placu z pamiątkami, na prawo od Plaza Mayor). W starym, kolonialnym domostwie, pokój nieco ponury i były przejściowe problemy z ciepłą wodą – ale po ich zgłoszeniu przemiła gospodyni wszystko naprawiła. Nie jest to może najpiękniejszy z pokoi jakie można dostać w historycznym Trynidadzie, ale niska cena i bliskość centrum to w pełni rekompensują. Nie brałyśmy pełnego śniadania, a za kawę z ciastkiem doliczono 1 CUC/os.

Przebieg: Całkiem niedawno, bo w 2014 roku, Trynidad obchodził 500-lecie swojego istnienia. W ciągu tej połowy millenium miasto zwykle pogrążone było w sennym marazmie, z rzadka przerywanym okresem prosperity i rozwoju. Założone jako jedna z pierwszych, hiszpańskich osad na Kubie – szybko straciła na znaczeniu, a w XVII wieku jego poboczne położenie uczyniło go rajem dla piratów i szmuglerów niewolników. Dopiero początek XIX wieku i napływ plantatorów trzciny cukrowej z ogarniętej niewolniczym powstaniem Haiti, uczyniło z niego cukrownicze zagłębie Kuby. Fortuny cukrowych baronów wzbogaciły miasto - powstały kolonialne, parterowe domostwa, zdobne wysokimi bramami i oknami z drewnianymi tralkami. Boom zakończyły wojny niepodległościowe i przypieczętowała wojna amerykańsko-hiszpańska, na przełomie XIX i XX wieku – plantacje zniszczono w ogniu walk, plantatorzy przenieśli się do innych prowincji wyspy. I choć po upadku z handlowo-produkcyjnego piedestału miasto nigdy już się nie dźwignęło, teraz przoduje w innym, lukratywnym biznesie – turystyce. Od 1998 roku na liście UNESCO, ma być jedną z najlepiej zachowanych, kolonialnych starówek obu Ameryk.

I faktycznie, miasteczko jest urokliwe – zwłaszcza jego historyczne centrum, casco histórico. Nierówny bruk uliczek, czerwone, ceramiczne dachówki, kolorowe fasady domów z kontrastującą stolarką. Plaza Mayor z dostojnymi palmami królewskimi - drzewnym symbolem Kuby, najelegantszym członkiem rodziny palm, jaki widziałam. Żółta dzwonnica dawnego klasztoru franciszkanów, obecnie mało ciekawe muzeum walk z kontrrewolucjonistami. Warto jednak wejść do środka (1 CUC), bo z dzwonnicy rozpościera się najlepsza panorama miasta – którego tłem z jednej strony są zielone stoki Sierra del Escambray, a z drugiej położone nieopodal morskie wybrzeże. Sporo galerii sztuki, kilka restauracji, a nawet centrum religijne afrokubańskiego kultu santeríi. Historyczna starówka jest bardzo niewielka, do zejścia w wzdłuż i w szerz w jedno popołudnie. Wieczorem większość uliczek się wyludnia, i wszyscy zbierają się na schodach przy Casa de la Música - Domu Muzyki. Drinki i piwo, muzyka na żywo - oczywiście główną masę klienteli stanowią turyści, ale są też Kubańczycy. Koszt wstępu na wieczorne występy jest bardzo demokratyczny – 1 CUC dla turystów, i 20 CUP dla Kubańczyków. Kto lubi tańczyć, ten może skoczyć pod scenę i poćwiczyć latynoskie rytmy. Komu miejsce nie odpowiada na dłuższa metę – może wrócić na plac przed schodami (tuż obok Plaza Mayor), gdzie większość pubów oferuje mojito, daiquiri i pinacoladę za 1-1.5 CUC. I to jest miejsce dokładnie dla mnie ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (54)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Stock
Stock - 2019-05-04 05:40
Z tymi biletami to duże zamieszanie jak widzę. Miasto fajne, a cały kraj to raj dla opojów ;-)
 
migot
migot - 2019-05-05 04:43
Nawet jak ktoś nie jest takim pijakiem, to Kuba go nim uczyni - bo drinki są tańsze lub w cenie wody butelkowanej... A jak za 4- 6 zł masz pić mineralną albo mojito to cóż ;)
 
Marianka
Marianka - 2019-05-12 20:10
Oj tak, ceny i jakość drinków, to najwieksza osłoda Kuby!
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 24% świata (48 państw)
Zasoby: 517 wpisów517 1613 komentarzy1613 11632 zdjęcia11632 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróżewięcej
30.04.2024 - 26.05.2024