Wstęp: Dotarliśmy na sam czubek wyspy Manhattan – i wciąż brakuje kilku największych ikon miasta Nowy Jork, jeśli nie całych Stanów Zjednoczonych…
Cel: Statua Wolności, Most Brooklyński i DUMBO
Materiały i metody *Aby dostać się do Statuy Wolności trzeba kupić bilet wstępu, w którego cenę wliczone jest wejście do muzeum na Ellis Island i transport promem pomiędzy wyspami: 18.50$. O ile do kupienia samego biletu kolejka nie musi być zbyt duża, to swoje i tak odczekamy przy przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa i przed boardingiem na prom. Aby wejść na koronę trzeba nieco dopłacić (3$) – problemem nie jest więc cena, tylko dostępność – trzeba zarezerwować taki bilet z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Jeśli zadowoli nas zobaczenie Statuy z pewnej odległości – budżetową alternatywą może być darmowy prom płynący na Staten Island, który po drodze mija Liberty Island.
Przebieg: Nie wypada opuścić Nowego Jorku bez zobaczenia Jej pokrytego patyną oblicza. Ponad 46 metrowa dama, podarowana Narodowi Amerykańskiemu przez sympatyzujący z ich rewolucyjnymi ideałami Lud Francuski - na stulecie wolności. Monumentalne, neoklasycystyczne dzieło
Bartholdiego, inspirowane po części Kolosem Rodyjskim, ma mieć twarz matki rzeźbiarza i ciało kochanki. Na głowie świetlista korona, w jednej ręce pochodnia, w drugiej tablice z inskrypcją „JULY IV MDCCLXXVI”: 4 lipca 1776.
”Wolność opromieniająca świat” oświeceniowymi ideałami równości i rozumu. Prezent upamiętniający przymierze narodów z czasów wojny o niepodległość. Mniej chętnie wspominany niuans - choć naród francuski miał usta pełne pięknych frazesów – główną motywacją owego przymierza była chęć odegrania się na odwiecznej rywalce – Wielkiej Brytanii, - która miała stracić w wyniku tej wojny swoje lukratywne kolonie…
Jakiekolwiek były jednak motywy -
Statua Wolności, na dobre i na złe, stała się symbolem Nowego Świata – miejsca, gdzie wszystko było możliwe… Na cokole umieszczono wiersz Emmy Lazarus, od którego pochodzi drugi popularny przydomek pomnika -
Mother of Exiles, Matka Wygnańców. Najbardziej znany fragment sonetu -
"Give me your tired, your poor” - to niosące nadzieję nawoływanie, by oddać jej zmęczonych i biednych - uciekinierów ze Starego Świata opresyjnych mocarstw, którzy tysiącami stawali w jej progach. Obietnica nadziei, personifikacja amerykańskiego snu. W obliczu restrykcyjnej polityki imigracyjnej administracji Donalda Trumpa – hasło to powędrowało na setki protestacyjnych transparentów w całym kraju…
Miejscem w szczególny sposób związanym z historią emigracji w USA jest
Ellis Island - na tej wyspie, położonej tuż obok Statuy Wolności, w latach 1892-1924 znajdowało się główne centrum przyjmowania imigrantów na Wschodnim Wybrzeżu. W czasie swojej działalności przeszło przez nie 12 milionów osób. Ogromna większość opuszczała wyspę krótko po przybyciu – by osiedlić się w Nowym Jorku, lub ruszyć dalej. Część przybyszów musiała spędzić na wsypie do kilku tygodni – zwykle, by wyleczyć zawleczone infekcje. Bardzo niewielki procent musiał wrócić z powrotem do Europy – ze względów zdrowotnych (w tym chorób psychicznych) lub kryminalnej przeszłości. Po I wojnie Światowej USA drastycznie zmniejszyło liczbę przyjmowanych imigrantów, zaś sieć placówek dyplomatycznych umożliwiła ubieganie się o wizy przed podróżą – nie było już konieczności drobiazgowego prześwietlania ludzi u wrót Ameryki. Teraz mieści się tam ciekawe muzeum – które z pewnością warto odwiedzić. Część ludzi o dziwo nawet nie wysiada na tym kolejnym przystanku promu – a szkoda, bo w dzisiejszych czasach tym bardziej powinno się pamiętać o znaczeniu i roli emigracji w rozwoju tego kraju… W kim wizyta rozbudzi ciekawość – powinien sięgnąć po książkę Małgorzaty Szejnert „Wyspa klucz” – sama się do niej przymierzam od dłuższego czasu…
***
Również z zatoką, dużo bardziej praktycznie - związany jest inny symbol miasta -
Most Brooklyński.
Kiedy go wznoszono, neogotyckie wieże miały stać się najwyższą konstrukcją na kontynencie. W Nowym Jorku odebrały palmę pierwszeństwa kościołowi Świętej Trójcy, który do tej pory niepodzielnie górował nad portem. W jakimś sensie to Most Brookliński miał teraz pełnić funkcję katedry; stać się zawieszoną między niebem a wodą świątynią ze starego jak świat granitu i ze stali – metalu, do którego należała przyszłość.
Historyk James Fitch zauważył kiedyś, że do wielkich przełomów w architekturze dochodzi, kiedy pojawienie się nowych teorii, materiałów i technologii zbiega się w czasie z nowymi potrzebami społecznymi. Most Brookliński był także bramą wiodącą do nowej epoki – epoki wielkiego przemysłu i nauki, imponujących i ogromnych fortun; epoki, w której dokonywano rzeczy niemożliwych bez względu na cenę.M. Rittenhouse,
Nowy JorkGdy w drugiej połowie XIX wieku zaczynano jego budowę napotkano na masę trudności – od mieszanej opinii publicznej, przez skandale korupcyjne, rosnące koszty i pożary, po problemy techniczne towarzyszące tak ambitnemu na owe czasy przedsięwzięciu. By osadzić potężne przęsła na twardej skale trzeba było się do niej przekopać - przez muliste piaski dna zatoki. Prace te – pod powierzchnią East River – prowadzono w tzw.
kesonach, odwróconych do góry dnem komorach, do których wtłaczano po ciśnieniem powietrze - by nie zalewała ich woda. Jakby praca w dusznych i ciemnych skrzyniach, oświetlanych wątłymi płomieniami niebezpiecznych lampek gazowych, nie była wystarczającą katorgą – robotnicy zaczęli zapadać na tajemniczą przypadłość. Objawiała się zawrotami głowy, bólami mięśni, problemami ze wzrokiem, a w skrajnych przypadkach paraliżem i śmiercią. W ten dość niefortunny sposób odkryto chorobę dekompresyjną, którą zresztą również nazywa się właśnie chorobą kesonową. Teraz jednak prędzej dotyka ona nieostrożnych nurków - którzy zbyt szybko się wynurzają, - niż budowniczych mostów. W warunkach podwyższonego ciśnienia zmienia się rozpuszczalność gazów w płynach, czyli również we krwi – u osób przebywających w takich warunkach przez dłuższy czas, rozpuszcza się w niej więcej azotu. Jeśli ciśnienie nagle się zmieni – np. po wynurzeniu się na powierzchnię – gaz gwałtownie zmienia stan skupienia z powrotem na gazowy. W ludzkich tkankach dzieje się wtedy mniej więcej to samo, co po odkręceniu butelki z gazowanym napojem – z opłakanymi skutkami dla zdrowia i życia…
Mimo tych wszystkich przeciwności - Most otwarto z wielką pompą 24 maja 1883 roku, i szczęśliwie stoi na swoim miejscu po dziś dzień. Niemal natychmiast stał się symbolem miasta - budowlą piękną, ale na wskroś utylitarną, „pozbawioną arogancji”. Szybko został ochrzczony ósmym cudem świata, poezją ze stali – nie przestaje służyć mieszkańcom i każdego dnia zachwycać tysięcy zwiedzających…
***
Most jest oczywiście najlepszą (przynajmniej z turystycznego punktu widzenia) drogą z Wielkiego Jabłka na Brooklyn. A wycieczka taka wieczorową porą będzie ukoronowaniem każdego pobytu w Nowym Jorku. Manhattan najlepiej bowiem prezentuje się z perspektywy – albo z wysokości jednego z wieżowców, albo właśnie „z boku”. Jeśli z Mostu skręcimy na lewo, trafimy do modnego
DUMBO,
Down Under the Manhattan Bridge Overpass. Teren między mostem Brooklyńskim i okolicą Mostu Manhattańkiego jest teraz pełen knajpek, restauracji i legendarnych street foodów (chociażby Lobster Roll – kawałki homara w bułce). Okolica przyciąga młodzież, turystów i artystów – tu jakiś raper kręcił teledysk nad brzegiem, tam młodziutkie baletnice pozują na tle Mostu Manhattańskiego. No i oczywiście nowożeńcy i narzeczeni – bo gdzie indziej wybrać się na sesję ślubną… Najlepsza panorama na Dolny Manhattan jest jednak po prawej stronie – z wybrzeża
Brooklyn Heights. Wieżowce iluminowane nocnym światłem błyszczą na przeciwległym brzegu spokojnej East River, a jak wytężymy wzrok, to w oddali widać rozświetloną Statuę Wolności…