Wstęp: Ostatni dzień naszego wspólnego objazdu po Południowym-Zachodzie USA. Opuszczamy uroczy apartament w Koreatown, przed lotniskiem jeszcze skoczymy na spore śniadanie w okolice Venice Beach - stąd już całkiem blisko na lotnisko LAX…
Cel: Wyprawić rodzinę do domu – i już w pojedynkę ruszyć na wschód, do stolicy kraju!
Materiały i metody: *Na lotnisko dojechaliśmy własnym samochodem - a dokładniej do wypożyczalni, skąd na terminal zawiózł nas darmowy shuttle bus. Zwrot auta w SIXT był całkiem bezproblemowy, mimo faktu, że Buick nie był dokładnie w takim stanie, jak go dostaliśmy – nie lśnił czystością i chyba lekko przerysowaliśmy dach jakąś gałęzią… Ogólnie mogę polecić tę wypożyczalnię – jedyna uwaga co do formy płatności. Gdy podacie kartę kredytową w rezerwacji trzeba też nią zapłacić za wynajem – nie można (tak jak w niektórych innych wypożyczalniach) użyć innej karty, np. walutowej-debetowej czy Revoluta. Jedyna opcja by uniknąć niekorzystnego przewalutowania to płatność gotówką – i tak też zrobiliśmy… Chociaż wiązało się to z 4 rundami wybierania pieniędzy z bankomatu, bo limit jednorazowej wypłaty to zwykle 200$. No i do każdego pobrania pieniędzy doliczana jest prowizja – 2-3$; olbrzymia większość bankomatów ma swoją prowizję, niezależną od banku…
*Jedzenie: duże, smaczne wrapy i kanapki w Cow’s End, 34 Washington Blvd – ok. 10$.
Podsumowanie i wnioski: I teraz dopiero zatoczyliśmy pełne koło, wracając na międzynarodowy terminal lotniska LAX. W ciągu 20 dni odwiedziliśmy cztery stany – Kalifornię, Nevadę, Utah i Arizonę. Nasz dzielny Buick pokonał ponad 5300km, spalając przy tym niemal 120 galonów benzyny (ok. 453l) za 415$. Na szczęście benzyna jest tu dość tania – średnio płaciliśmy 0.91$ za litr (3.50$/galon)! Chociaż trzeba przyznać, że ceny paliwa bardzo różnią się pomiędzy poszczególnymi stanami oraz pomiędzy lokalizacjami wewnątrz stanu – najtaniej było Nevadzie i Arizonie (2.80$-3.50$/galon), najdrożej jest w Parkach Narodowych - nawet do 5$ za galon… 9 z tych 20 noclegów spędziliśmy na kempingach, 4 w hotelach lub motelach a resztę korzystając z AirBnb. Ceny konkretnych noclegów są przy poszczególnych wpisach, zaś ogółem wyszło około 1620zł za osobę, czyli ok 80PLN (+-22$) od osoby za noc – chociaż dokładnie tyle nie zapłaciliśmy nigdy… Ceny (na osobę) różniły się znacząco, od mniej niż 15PLN za kemping w Death Valley, po około 190PLN za AirBnb w Page.
Ale wystarczy tych formalności – najważniejsze, że piękna to była podróż, bez dwóch zdań. Choć wiza do Stanów droga, a proces jej uzyskania upierdliwy – z ręką na sercu przyznam, że warto! Sam Południowy-Zachód dostarcza tak różnorodnych i spektakularnych atrakcji, że mało państw może z tym konkurować… A to zaledwie niewielki fragment tego kraju – gdzie Floryda i
Deep South, gdzie Północny-Zachód z parkami Yellowstone i Glacier, gdzie Niagara, gdzie Hawaje… No i nie bez znaczenia jest olbrzymia łatwość i bezpieczeństwo zwiedzania - nie wiem czy są gdzieś Parki Narodowe z lepiej rozwiniętą infrastrukturą (także dla leniwych, co lubią wszędzie podjechać autem), czy są lepiej oznaczone drogi i więcej kilometrów autostrad oraz relatywnie wysoka kultura jazdy? Te 160$ to po prostu inwestycja w 10 kolejnych lat zwiedzania!
***
I tutaj kończy się pierwszy etap tej podróży – żegnamy się czule i zostawiam rodzinę na międzynarodowym terminalu Tom Bradley, sama zaś jadę kilka terminali dalej – skąd odlatują lokalne loty linii United. Ciekawa sprawa, że na LAX lokalne terminale są przypisane do poszczególnych linii lotniczych… Mój kierunek to jedno z lotnisk obsługujących Waszyngton, D.C. - Baltimore/Washington International Thurgood Marshall Airport. I choć podróżować będę solo – to tak naprawdę nigdy nie będę sama. Odwiedzam bowiem moich znajomych i przyjaciół. Dlatego też – co zresztą już stało się widoczne – wpisy pojawiać się będą z opóźnieniem.. Późne wieczory, które wcześniej mogłam poświecić na aktualizowanie bloga, teraz pochłaniają towarzyskie obowiązki!