Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do USA: Coast to coast (2018)    Zamykamy pętlę
Zwiń mapę
2018
22
wrz

Zamykamy pętlę

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Los Angeles
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13412 km
 
Wstęp: Powoli zamykamy naszą pętlę po Południowym-Zachodzie USA – kierujemy się z powrotem do „Złotego Stanu”, Kalifornii. Przed nami ponad 500 kilometrów do Miasta Aniołów! Trasę w większości pokonujemy nudnymi autostradami, proste jak od linijki kilometry asfaltu, jak daleko wzrok sięga… Zabawa zaczyna się w samy Los Angeles -zwłaszcza dla mnie, bo akurat wtedy ja byłam za kierownicą Buicka. To najludniejsze miasto Kalifornii (drugie w kraju) domem nazywa 4 miliony osób, a w całej aglomeracji jest ich ponad 13… Do tego miasto jest dość olbrzymie, i wszędzie prowadzą autostrady. Jeździ się tam drogami co mają po 5-6 pasów (to nawet więcej niż ma obwodnica Wrocławia!), masę zjazdów, skrzyżowania i ślimaki o 3-4 poziomach…

Cel: Los Angeles

Materiały i metody: Nocleg: AirBnb. Urzekło nas mieszkanko w dzielnicy Koreatown – w starym domu z lat 20 XX wieku. Jak na amerykańskie standardy – wiekowa wręcz perełka. 556 PLN/4os/noc. Jedyny problem był z parkowaniem – czasem trzeba było krążyć pół godziny, by znaleźć miejsce – a i tak np. musieliśmy przestawić samochód gdzie indziej przed 7, rano ze względu na zakazy panujące na danej ulicy. Generalnie parking w L.A. okazał się wyzwaniem – każda ulica ma swoje zasady, swoje wyłączenia ze względu na czyszczenie ulic, zakazy w określonych godzinach i dniach tygodnia, ograniczenia czasowe (maksymalnie do 15 minut, godziny, dwóch godzin etc.)…

Przebieg: Późnym popołudniem dotarliśmy do celu, w drzwiach swojego mieszkania przywitała nas C., gospodyni z AirBnb. Mieszkanko jest tak urocze, że aż Wam zaprezentuję zdjęcia. Tylko parkowanie tragiczne - Michał, który dzięki umiejętności wciskania się w najmniejsze miejsca parkingowe był codziennie oddelegowany do tego zadania, będzie przeklinał to codziennie...

Poprosiliśmy C. o rekomendację jakiejś knajpki w okolicy – podała kilka miejsc, bardzo blisko – 5-7 minut stąd. Zapytana, czy to czas „na piechotę” uśmiała się serdecznie, - jakbym pytała o dojazd „na nartach”… Jej miejsce było rekomendowane jako doskonale położone, bo „wszędzie można dostać się w godzinę!”. Nikt nie odważył się przestawić raz zaparkowanego samochodu – więc dojście do najbliższych knajpek zajęło nam niecałe pół godzinki. Przyjemnym (choć chłodnawym) wieczorem – klimatyczne uliczki o zróżnicowanej, w dużej mierze parterowej zabudowie, trochę budynków przedwojennych, inne w stylu kolonialnym, kolejne z cegły – nie aż tak różnorodnie jak w San Francisco, ale dalej zaskakująco przyjemnie. No i te wysokie szpalery palm… Całkiem, tu przyjemnie!

Ostatecznie, jako że jesteśmy w dzielnicy Koreatown - wybraliśmy się do koreańskiej knajpki. W sobotni wieczór – absolutne tłumy, jak w Stanach gdzieś nie czeka kolejka do danej restauracji, to znaczy, że nie jest dość dobra. Chwilę poczekaliśmy do rodzinnej restauracyjki – i trzeba przyznać, że nasz pierwsze spotkanie z kuchnią koreańską było bardzo udane! Zaskakuje masa nieustannie donoszonych, gratisowych przystawek. I smaki – azjatyckie, ale (może to zabrzmi zupełnie banalnie, ale jednak) – ani chińskie, ani japońskie – takie nowe. I bardzo smaczne, części wycieczki smakują nawet bardziej niż poprzednio wymieniane kuchnie. Dobrze się nasz pobyt w L.A. zaczyna!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 22.5% świata (45 państw)
Zasoby: 485 wpisów485 1511 komentarzy1511 10632 zdjęcia10632 5 plików multimedialnych5