Wstęp: „Zaszczytne” miano najdroższego noclegu wyjazdu wygrywa… Page! To niepozorna miejscowość o dość szczupłej bazie noclegowej, a wkoło jest sporo przyciągających turystów atrakcji… Zresztą z tymi noclegami w Stanach to jest dość zabawnie – ceny głównie zależą od sezonu, ba, dnia tygodnia - nie standardu miejsca noclegowego… Jak luźno rzuciłam okiem na noclegi w Page w lutym - bez problemu można było znaleźć motelowy pokój za 40$/noc. Dokładnie ten sam motel we wrześniu kosztował… 150$ za noc! Aby porządnie się doszorować i podładować sprzęt elektroniczny - przerwaliśmy nasze kempingowe tournee na rzecz jednego noclegu pod dachem…
Cel: Kanion Antylopy i Horseshoe Bend.
Materiały i metody: *Nocleg: Niezależny apartament (zależało nam na dwóch, osobnych sypialniach) z AirBnb: 760PLN/4os…
*Wycieczki do Niższego Kaniony Antylopy (
Lower Antelope Canyon) na godzinę 11.30 (Biuro Ken's Tours) – rezerwowana z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Koszt: 50$ (40$ wstęp + 2$ podatek + 8$ Navajo Permit Fee). Płatne na miejscu, w gotówce. Przy tej części Kanionu parking jest darmowy.
*Uwaga na godzinę – Page i Arizona (w tym wycieczki do Kanionów) są wg czasu Phoenix – bez rozróżnienia na czas letni i zimowy. Telefony komórkowe łapią jednak często sieć z pobliskiej Utah albo terenu Narodu Navajo – który w tym okresie jest przesunięty o godzinę do przodu w stosunku do czasu Page!
Przebieg: Granica Utah i Arizony to kraina
kanionów szczelinowych, slot canyons - pięknych, ale zdradliwych labiryntów wyżłobionych w skamieniałych, piaszczystych wydmach. Kaniony te uchodzą do zalewowego jeziora Powella, a w czasie tzw.
flash foods - powodzi błyskawicznych - mogą stać się śmiertelną pułapką. W 1997 roku, po oberwaniu chmury nad oddalonym o 25 kilometrów Kaibito Plateau, wściekła kipiel wody przetaczając się przez Kanion Antylopy zakończyła życie 11 zwiedzających…
Jeszcze kilkanaście lat temu
Kanion Antylopy (ang.
Antelope Canyon) był stosunkowo mało znaną atrakcją, udostępnianą zwiedzającym przez plemię Navajów za raczej niewielką opłatą. Obecnie, podzielony na Górny i Dolny Kanion Antylopy, jest najpopularniejszym kanionem szczelinowym regionu, odwiedzanym przez setki zwiedzających dziennie, z drogimi i tłocznymi wycieczkami, wyprzedawanymi (zwłaszcza w sezonie) z wielotygodniowym wyprzedzeniem. Region z pewnością rozsławiły tapety systemu Windows i
najdroższe zdjęcie świata - teraz jego smarfonową kopię starają się zrobić turyści z różnych zakątków globu. My też chyba trochę ulegliśmy medialnej magii tego cudu natury… Wybraliśmy wycieczkę do
Dolnego Kanionu Antylopy, bo była nieco tańsza i miała być mniej tłoczna. Ponoć tam skały mają ładniejsze kolory, ale trudniej złapać słynne promienie światła, rozproszone na piaskowym pyle…
Na miejscu jednak sytuacja wygląda nieco mniej kolorowo… Do każdego z kanionów wycieczki organizują tylko dwie firmy, jako jedyne mają na to licencję przyznaną przez radę plemienia Navajo. Są więc de facto monopolistami, trzymają twardo (ewentualnie podnoszą) ceny i mało dbają o standard obsługi klienta… Zabraniają zabrać jakikolwiek plecak lub torebkę – nawet najmniejszą. Dozwolone są tylko nerki i „camelpacki” – plecaki na wodę. Nawet jak są olbrzymie – ważne, by wystawała z nich rurka na wodę. Nie można (bez specjalnego pozwolenia) kręcić filmów w Kanionie – przewodnik groźnym tonem mówi, żeby nawet nie próbować, bo „jak kogokolwiek zobaczę to zaraz wracamy i płacisz karę, a mam oczy z tył głowy!”. Nie można też używać statywów – te są dozwolone na specjalnych „wycieczkach fotograficznych” – które trwają dłużej i są w mniejszych grupach, ale kosztują zupełnie absurdalne pieniądze (3-4 razy więcej niż „standardowa” wycieczka!). Nie można robić zdjęć stojąc na schodkach – nawet jak stoi się 5 minut w kolejce – zaraz któryś z przewodników zwraca (nieuprzejmie) uwagę.
Niby grupy, które schodzą do Kanionu mają liczyć po 15 osób – ale oznacza to tylko tyle, że jakieś 60 osób, które wchodzi o danej godzinie, jest rozdzielone na 4 przewodników – a i tak jedni są zraz za drugimi… Zwłaszcza, że chociaż jedna firma sprzedaje wycieczki w półgodzinnych interwałach, to grupy schodzą co 15 minut – bo schodzą na zmianę, z dwóch firm obsługujących dany kanion. W efekcie, na dole jest tłum jak przed Mona Lisą w Luwrze… Gdzieś w połowie wycieczki ten tłum jakoś ginie…
I owszem, Kanion jest wyjątkowej urody – wygładzone wodą i wiatrem ściany kluczą wąskim labiryntem, subtelne światło załamuje się na kolejnych pułkach i krzywiznach, wydobywając dziesiątki odcieni pomarańczowo-różowych skał. Miejsce jest faktycznie niezwykle fotogeniczne, nawet zdjęcia z telefonu wyglądają, jakby miały być sprzedane za milion dolarów… Ale ciężko się cieszyć urokiem tego miejsca – nawet jakoś mogłabym mentalnie się od tego tłumu odciąć – ale od chamstwa przewodników już nie da się tak łatwo uciec. Wystarczy zatrzymać się na pół minuty w jakimś zakręcie, i już ‘kanionowe gestapo’ pospiesza – „dołącz do swojej grupy; trzymaj się swojego przewodnika; ostatnie ostrzeżenie – nie mam problemów z wyrzucaniem stąd ludzi, już wyrzuciliśmy dzisiaj dziesięć!”. Płacisz jak za zboże i traktują cię jak bydło… Nie mogę z ręką na sercu polecić tej wycieczki – chyba warto szukać alternatyw. W okolicy jest więcej kanionów szczelinowych, trudniej dostępnych, może nie aż tak spektakularnych – ale cisza i spokój przy zwiedzaniu na pewno by to wynagrodziły…
***
Niewiele za Page jest inny erozyjny cud – dla odmiany zupełnie darmowy… Kilkaset metrów od szosy 89 znajdziecie olbrzymie zakole rzeki Colorado – wygięte jak końska podkowa
Horseshoe Bend. Jej zielone wody połyskują w głębokim kanionie – to przedsmak tego, co czeka nas już lada moment – Wielkiego Kanionu Kolorado…