Wstęp: Słonecznego poranka zwlekliśmy nasze lekko jet-lagowane jestestwa z wyra, i posiliwszy się marną – ale darmową, ciepłą, no i jednak zawsze – kawą – opuściliśmy nasz pierwszy, amerykański motelik. Przystanek nr 1 – stacja benzynowa. A była to zagadka sfinksa jak się tu obsłużyć, bo paliwo trzeba przedpłacić. A skąd mamy wiedzieć ileż to się w naszym Buicku zmieści paliwa? I to w galonach? Można płacić kartą przy dystrybutorze, ale one często nie akceptują polskich plastików (rzekomo trzeba podać amerykański kod pocztowy przy płatności...). Można też iść do kasy i przedpłacić z zapasem i wrócić się po resztę… Wybrawszy opcję nr dwa musieliśmy polegać na wyczuciu kasjerki za ileż to mamy zatankować pół baku? Całkiem dobrze pani strzeliła, że tak za 25$ - ponad 6,5 galona – niecałe 25 litrów…
Cel: Po pierwsze:
Park Narodowy Sekwoi, Sequoia NP, potem miał być nocleg na kempingu w parku stanowym Big Sur ale…
Materiały i metody: Jeśli planuje się zobaczyć kilka (powyżej 3-4) parków narodowych w USA warto zainwestować w ważną rok kartę
America the Beautiful - kosztuje 80$ i uprawnia do wstępu do wszystkich parków narodowych przez rok. Potrzebna jest tylko jedna karta na cały samochód – a więc dla nas to koszt 20$ od osoby. Pojedyncze wstępy do parków to zwykle koszt 20-35$ na samochód. Kartę można kupić przy wjeździe do każdego parku.
Strona
www Parku Narodowego Sekwoi.
Przebieg:Jeśli myślicie, że wczorajszy dzień czegoś mnie nauczył w kwestii planowania - to się mocno mylicie! Chociaż może teraz będę miała jakąś nauczkę. Ale od początku!
W pięknym, porannym słońcu jechaliśmy na wschód, w stronę górzystego pasma skrywającego potężne drzewa. Ciepło, łagodne pagórki porośnięte wyschniętymi, żółtymi trawami. Zapach suchej ziemi i traw, iście śródziemnomorski. W końcu czujemy się jak na wakacjach!
Droga łagodnie kręci, w końcu docieramy do bramki Parku Narodowego Sekwoi, nabywamy kartę uprawniającą do zwiedzania wszystkich parków narodowych USA, dostajemy dokładną mapkę okolicy i ruszmy z werwą przed siebie – przed nami przecież kolejny dzień z ambitnym kilometrażem. Po chwili krętej drogi stajemy jednak w korku – ruch wahadłowy, przy czym jak się miało później okazać, jeden kierunek czeka godzinę na przepuszczenie… Trzeba było zjeść to śniadanie wcześniej!
Nasz przymusowy postój był już bardzo blisko „The Giant Forest” – pierwszego skupiska drzew, które przyciągają tutaj tłumy turystów. Krajobraz stał się bardziej leśny, taki „tatrzański”, zapach też się zmienił – ciepłe leśne runo i sosny…
Trzeba przyznać, że gdy widzi się pierwszego kolosa, którego zwyczajowo zwiemy sekwoją – robi to wielkie wrażenie, nawet jeśli wcześniej myślało się o nim tylko jako o „po prostu dużym drzewie”… Ale sekwoja jest tylko jedna -
sekwoja wiecznie zielona (
Sequoia sempervirens). I co zupełnie nieintuicyjne - nie występuje w parku Narodowym Sekwoi! Tu rosną bowiem
mamutowce olbrzymie (
Sequoiadendron gigantem), które taksonomowie obdarli z sekwojskiej godności kilka dobrych lat temu. Ale nie martwcie się, to właśnie wśród mamutowców znajdziecie najpotężniejszymi drzewa na świecie – przynajmniej w kategorii objętości drewna. Takie giganty jak dostojny Prezydent i Generał Sherman z kalifornijskiego parku są największymi pod względem kubatury żywymi istotami na Ziemi! A są to drzewa niezwykłe – o twardej korze, która przesiąknięta garbnikami nie próchnieje, nie grożą im korniki, nie straszne im pożary. Wysoka temperatura jest im wręcz niezbędna do rozsiewania, bo to w niej otwierają się szyszki mamutowców. Czy coś może zagrażać tak wspaniałym drzewom? Oczywiście – człowiek. Jak Europejczycy pierwszy raz odkryli te drzewa tak się dziwowali, że każdy chciał mieć kawałek pnia dla siebie. Do dekoracji, do edukacji, jako materiał budowlany. Chociaż surowiec okazał się to marny - drewno było twarde, ale kruche. Roztrzaskiwało się przy wyrębie na kawałki, nadawało na drewnianą drobnicę – paliki, gont, sztachety. A teraz zarówno sekwoje jak i mamutowce są gatunkami zagrożonymi…
***
[ciąg dalszy w kolejnym wpisie]