Jednym z ciekawszych zwyczajów Uniwersytetu Cambridge (i innych, wiekowych uniwersytetów Wielkiej Brytanii, Irlandii a nawet niektórych w Australii i Kanadzie) są tradycyjne, eleganckie kolacje organizowane przez poszczególne kolegia w swoich zdobnych
Dining Halls. Mówi się o nich
Formal Dinner, Formal Hall lub skrótowo
Formal. Mogą w nich uczestniczyć wszyscy członkowie danego kolegium oraz zaproszeni przez nich goście. „Z ulicy” żadne pieniądze nas tam nie wpuszczą – co dodaje całemu przedsięwzięciu tajemniczości i swoistej elitarności.
Niektóre kolegia mają
Formal Hall niemal codziennie, inne 2-3 razy w tygodniu lub rzadziej. Niektóre mogą być zarezerwowane dla doktorantów lub uniwersyteckiej „starszyzny”, w innych uczestniczą wszyscy. Kolacjom tym towarzyszą specyficzne rytuały i
dress code, które poza kilkoma z grubsza wspólnymi elementami będą podlegały najróżniejszym wariacjom w zależności od kolegium. Pewne jest, że posiłek będzie wieczorem, w eleganckiej sali, przy długich stołach obsługiwanych przez zastęp kelnerów, nierzadko w świetle świec. Należy ubrać strój formalny lub wieczorowy a często również uniwersytecką togę (ang.
gown). Niektóre miejsca wymagają smokingów i sukien wieczorowych, inne wpuszczą nas w stroju
smart casual. Nie można się na
Formal spóźnić ani co do zasady – odejść od stołu przed końcem. Co bardziej tradycyjne kolegia mają dodatkowe zasady - zero zdjęć w trakcie kolacji, zakaz używania telefonów, obowiązek mówienia po angielsku, ograniczenia głośnych toastów…
W cenie zwykle (choć są wyjątki) nie jest zawarty alkohol, ale przeważnie (tu też są wyjątki!) można na obiad przynieść swoją butelkę wina – za którą powinno się co prawda opłacić tzw.
corkcharge - wysokości 1-2.5£. Butelkę taką też można kupić w kolegialnym barze – ale tylko przed rozpoczęciem kolacji!
***
Jako że sama do żadnego kolegium nie należę – musiałam liczyć na gościnność nowopoznanych współpracowników z laboratorium. Okazja nadarzyła się całkiem szybko – chociaż czy było to całkiem dobrowolne zaproszenie skierowane przez T., studenta z Downing College – czy też może nasz rozmowy post-doc, S. lekko nas wprosił na to wydarzenie – nie będę już dociekać ;)
Trochę martwił mnie fakt, że nie dysponowałam zbyt odpowiednim strojem na taką wystawną okazję... Jedyną elegancją sukienkę, która miała się ze mną przeprowadzić, wyjęłam z walizki niemal w ostatniej chwili, robią miejsce szlafrokowi… Na szczęście Downing ma dość liberalne podejście do stroju, a dodatkowo pożyczono mi kolegialną togę w której częściowo można się schować…
*
Kolacja zaczynała się o 19.30, chociaż ludzie schodzą się wcześniej by zając miejsca przy ładnie zastawionym stole, ze świecami, kompletem sztućców i serwetkami z herbem kolegium. Wszyscy bardzo eleganccy, panowie pod krawatem, panie w sukienkach i na szpilkach, na wszystko nonszalancko narzucone czarne togi. Togi jak szaty czarodziejów – trudno się oprzeć wrażeniu, że przyszło się na kolację w Hogwarcie (tylko Harrego Pottera coś nie widać)! I gdyby to faktycznie była szkoła Magii i Czarodziejstwa – to z całą pewnością bylibyśmy w Gryfindorze – w końcu herbem Downing jest złoty gryf…. ;)
Z wybiciem odpowiedniej godziny przygaszono światło i zaczęto serwować dania – na przystawkę pieczony tuńczyk, daniem głównym była pierś z kurczaka a na deser podano ciepłe crumble i kawę – wszystko bardzo smaczne! Całość nie trwała długo, kolacja kończyła się już o 21. Ale, jako, że był to piątek, dla większości stanowiła raczej początek wieczoru i dobrą podkładkę pod dalsza zabawą, niżeli była celem samym w sobie...
*
Głównym zadaniem tych kolacji powinno być zbliżanie zarówno studentów danego kolegium jak i pomiędzy kolegiami oraz innymi częściami uniwersytetu – stąd obecność gości jest jak najbardziej pożądana. Czy cel ten zostaje jednak osiągnięty? Nie jestem w sumie tego taka pewna, jako że wszyscy przychodzili ze swoim gronem znajomych i w tym kręgu prowadzili rozmowy… Trudno też mówić o jakiejś ‘międzypokoleniowej’ integracji – brać uniwersytecka jest bowiem rozsadzona stołami zgodnie ze swoim akademickim „poziomem”:
undergraduates (mniej więcej odpowiednik naszego licencjatu) byli przy stole JCR (Junior Combination Room),
postgraduates (magisterium/doktoranci) przy stole MCJ (Middle Combination Room), zaś nieobecni na tej akurat kolacji
Fellows siedzieliby przy swoim „
High Table”. Goście siedzą tam, gdzie przynależy osoba zapraszająca – poczułam się więc trochę staro usadzona przy stole JCR, nie mówiąc już o S., który jak post-doc już znacznie się wyróżniał ;)
***
Koniec końców jednak – na pewno warto się wybrać na
Formal, jeśli tylko ma kto Was zaprosić. Jeśli trzeba – wproście się nawet, bo to tak fundamentalna część kolorytu Oxbirdge, że szkoda byłoby jej nie zobaczy na własne oczy! Jest to również całkiem… tania opcja na tak wystawny posiłek – koszt gościnnego uczestnictwa to często
mniej niż 15£, a niewiele miejsc żąda opłaty większej niż 20£. Butelka wina w kolegialnym barku kosztowała 7£ - więc niewiele więcej niż zapłacilibyśmy w sklepie -narzut jest symboliczny, zdecydowanie mniejszy niż w restauracjach…