Do samodzielnej podróży po Chinach
trzeba się dobrze zawczasu przygotować, żeby przebiegła ona względnie bezproblemowo. To niezwykły, fascynujący, bezpieczny i przeciekawy kraj, ale ma swoją dozę dziwactw… Poniżaj starałam się zebrać najważniejsze informacje przydatne przed taką podróżą.
Chińska Republika Ludowa to olbrzymi kraj, którego klimat, kuchnia, zwyczaje, ceny - mogą różnić się znacząco w zależności od tego, do którego krańca zawitamy. Podane tu informacje dotyczą Chin kontynentalnych, w szczególności najpopularniejszego regionu wśród pierwszorazowych odwiedzających - turystycznego „Złotego Trójkąta”, którego wierzchołki wyznacza Pekin, Szanghaj i Xi’an.
WalutaWaluta ChRL to
yuan, CNY, ¥, lub oficjalnie
renminbi, RMB . Popularne jest również określenie
kuai, dosłownie ‘kawałek’, potocznie –‘pieniądz’.
1 CNY ≈ 0.55-0.60 PLN .
Nieliczne kantory w Polsce posiadają w swojej ofercie yuany (m.in. widziałam je w kantorze w podziemnym przejściu koło Dworca Centralnego w Warszawie) - warto zaopatrzyć się w jakąś sumę na początek. Na miejscu zaś trzeba pamiętać o tym, że w Chinach w zasadzie
nie funkcjonują tradycyjne kantory – pieniądze można wymieniać w oddziałach banków, a procedura ta zwykle trwa dość długo i obejmuje m.in. ksero paszportów i inną biurokrację. Niektóre hotele oferują wymianę waluty – ale przeważnie tylko dla swoich gości. Dlatego też wygodniej wybierać pieniądze z bankomatów – jednak tutaj kolejna uwaga:
nie wszystkie chińskie bankomaty przyjmą zachodnie karty takie jak Visa i Mastercard. Jedynie duże, międzynarodowe banki takie jak ICBC (Industrial & Commercial Bank of China) posiadają taką opcję, zaś lokalne, pomniejsze banki typu „Rural Bank of XYZ” często obsługują jedynie chińskie karty Unionpay. Podobnie sprawa ma się z płatnością kartą – w niektórych miejscach da się zapłacić jedynie chińskim plastikiem. Oczywiście w dużych miastach na każdym rogu będzie bankomat ICBC, ale przed wyjazdem na prowincję lub łono natury warto pomyśleć o zapasie gotówki.
WizaObywatele Polski potrzebują do podróży do Chin dopłatnych wiz. Wyjątek stanowią darmowe wizy tranzytowe przyznawane w kilku portach lotniczych na pobyt do 72h, o ile posiadamy ważny bilet na dalszą podróż zagraniczną. Obecnie takie wizy można uzyskać w takich miastach: Beijing, Shanghai, Guangzhou, Chengdu, Chongqing, Harbin, Shenyang, Dalian, Xian, Guilin, Kunming, Wuhan, Xiamen, Tianjin, Nanjing, Qingdao, Changsha oraz Hangzhou. W zależności od miejsca wiza nie pozwala na opuszczenie danego regionu administracyjnego/miasta, choć w kilku przypadkach umożliwia podróż po całej prowincji! Dodatkowo, czas pobytu przedłużono do 144h w obszarze Shanghai-Jiangsu-Zhejiang – czyli całe 6 dni na bezwizowe zwiedzanie tych miast.
Na dłuży pobyt konieczne jednak będzie zorganizowanie wizy przed wyjazdem:
wiza turystyczna (na 30 dni, jednokrotnego wjazdu, ważna 3 miesiące od daty wystawienia) to koszt
260 PLN. Można osobiście udać się do ambasady ChRL w Warszawie – funkcjonuje tylko w poniedziałki, środy, czwartki od 9.00 do 11.00. Wyrobienie wizy w standardowym trybie zajmie tydzień. Wypełnić trzeba wcześniej wniosek wizowy (4 strony), na którym musi znaleźć się zdjęcie biometryczne. Dodatkowo konieczna jest kopia biletów lotniczych oraz plan podróży i hotelowe rezerwacje na całość pobytu (mogą to być rezerwacje z Booking.com, w miejscach gdzie nie trzeba podawać danych karty kredytowej i które można później bezkosztowo odwołać).
Wizę można również wyrobić korzystając z pośrednictwa biur, ja korzystałam z TB Alces (biura m.in. w Poznaniu i Krakowie) i mogę je z czystym sumieniem polecić. Koszt pośrednictwa to
120 PLN.
JęzykPo prawdzie istnieje wiele języków chińskich - to w zasadzie grupa spokrewnionych języków i dialektów. Ogólnokrajowy, urzędowy i powszechnie używany jest jednak standardowy język mandaryński. Mimo względnie prostej gramatyki (m. in. nie ma tam odmiennych czasów) przeraża on zachodnich turystów ze względu na formę zapisu i tonalność. Chińskie „krzaczki” są dla nas wręcz synonimem czegoś niezrozumiałego, skomplikowanego i niepojętego.
Warto jednak zdawać sobie sprawę z kilku podstawowych faktów – po pierwsze, pismo chińskie jest tzw. pismem logosylabowym, czyli (na ogół) jeden znak odpowiada jednej sylabie. Aby biegle czytać trzeba ponoć znać ok. 5-6 tysięcy znaków! Po drugie – jest to język tonalny, a więc każda sylaba ma przypisany ton, wydobywany poprzez odpowiednią modulację głosu. Zmiana tonu zmienia znaczenie, co wprowadza kompletnie nowy poziom trudności komunikacyjnych… W standardowym mandaryńskim jest tych tonów 4, a w kantońskim już 6.
Istnieje oficjalna transkrypcja standardowego języka mandaryńskiego na alfabet łaciński -
pīnyīn - jednak podobno z samego takiego zapisu bardzo trudno zrozumieć sens zdań. Jest on jednak potrzebny m.in. do standaryzacji nazw geograficznych, a obecnie do wprowadzania zwykłą klawiaturą chińskich znaków do komputerów i smartfonów. Poza większością liter alfabetu łacińskiego ważne są tam znaki diakrytyczne kodujące tony (na przykładzie
a): ā (wysoki), á (wznoszący), ǎ (opadająco-wznoszący), à (opadający).
Co ważnego powinien wynieść z tego turysta? Konieczność posiadania wszelkich adresów (hotelowych rezerwacji, interesujących nas restauracji itd.) zapisanych chińskim pismem. Uproszczona wersja w alfabecie łacińskim, zwłaszcza taka ogołocona ze znaków diakrytycznych
pīnyīn, gubi sens i zapytani o drogę ludzie będą bezradni!
Co więcej, w Chinach język angielski jest generalnie niepopularny, jedynie część młodych ludzi w dużych miastach może choć trochę go znać (ale zwykle i tak marnie). Dlatego kolejna ważna sprawa – ułatwicie sobie niepomiernie życie instalując odpowiedni translator. Najpopularniejszy, darmowy
Google Translate pozwala na ściągnięcie wybranego języka i korzystanie z niego
off-line. Warto o to zadbać przed podróżą, bo…
Internet i komunikacjaInternet w Chinach jest cenzurowany, a jego bardzo popularna za Zachodzie frakcja jest blokowana: Facebook (i Messenger) oraz wszystko od Googla (wyszukiwarka Google, Gmail, Google Maps, Translator, sklep z aplikacjami Google, itd.). O ile przyzwyczailiśmy się, że WWW oznacza
World Wide Web - tutaj to się nie sprawdza, bo to raczej dziwna jego odmiana: CHinternet. Ciekawy artykuł na ten temat przeczytacie w
Polityce.
Jeżeli więc liczycie na kupno chińskiej karty telefonicznej i korzystanie z Google maps w telefonie, albo chcecie sprawdzić swojego gmaila na hotelowym wi-fi lub wysłać wiadomość przez Messengera – prawdopodobnie Wam się to nie uda… Oczywiście wiele stron będzie funkcjonować bez zarzutu, jak chociażby Geoblog.pl – ale tutaj jeden kruczek – nie działają na naszej stronie mapy. Skutkuje to tym, że aby dodać wpis konieczne jest ręczne wpisanie koordynat geograficznych!
Istnieje jednak sposób, żeby poradzić sobie z cenzurą: trzeba zainstalować na swoim urządzeniu (telefonie, tablecie, notebooku) - tzw.
VPN,
Virtual Private Network. Nie wchodząc w szczegóły (na których zresztą się zupełnie nie znam) - pozwala to na łączenie się z cenzurowanymi stronami i serwisami przez rodzaj pośrednika. Na rynku jest kilka darmowych VPNów, ale te pewniejsze zwykle potrzebują drobnej opłaty (coś koło 30 PLN za miesiąc). Ja korzystałam z VPNonline.pl, i z mniejszym lub większym powodzeniem zwykle udawało mi się korzystać z interesujących mnie stron. Sama instalacja nie jest jednak banalnie prosta dla kogoś informatycznie „ograniczonego” (tak jak ja), więc warto zarezerwować sobie na to trochę czasu… Część międzynarodowych sieci hoteli w Chinach podobno posiada VPN na swoich routerach, jednak większość tańszych hosteli nam tego nie zapewni.
TransportBiorąc pod uwagę olbrzymie dystanse najlepszym sposobem poruszania się po Chinach są
pociągi. Istnieje kilka ich typów, wśród turystów najpopularniejsze są
szybkie pociągi (typ: G,D,C):
bullet trains, CRH; osiągające prędkość 250-300km/h. Łączą większość dużych miast Chin, i pozwalają na pokonanie takich dystansów jak te dzielące Pekin, Szanghaj i Xi’an (1200-1500 km) w 5-6 godzin. Ich ceny często zbliżone są do biletów lotniczych (w klasie 2giej, w wyższych często je przekraczają!), ale doliczając czas potrzebny na dojazd do lotniska, odprawę i ponoć notoryczne opóźnienia samolotów – mogą okazać się ciekawszą opcją. Posiadają zwykle 3 klasy: drugą, pierwszą i business, które różnią się oczywiście ceną oraz wielkością i ułożeniem foteli. Istnieje tylko kilka nocnych połączeń, olbrzymia większość kursuje jedynie za dnia.
Alternatywą są
tradycyjne, „wolne” pociągi (typ: Z, T, K, Y, K, S), osiągające prędkość do 100-150km/h, zatrzymujące się na większej liczbie stacji. Oferują wiele połączeń nocnych, w których można wybrać zwykle spośród 3 rodzajów miejsc leżących:
hard sleeper (brak zamykanych przedziałów – podobne do
plackarty, po 6 łóżek w przepierzeniu),
soft sleeper (zamykany przedział, 4 łóżka),
luxury soft sleeper (2 łóżka w przedziale, prywatna toaleta). Miejsca siedzące dostaniemy w klasie
hard seat (5 siedzeń w rzędzie) oraz
soft seat (4 siedzenia w rzędzie). Przy czym słowo
hard w nazwach siedzeń czy leżanek wcale nie odnosi się do faktycznej „twardości” tych miejsc (nie bójcie się, nie będziecie siedzieć/leżeć na gołych deskach!), tylko być może do warunków – ciaśniej, tłoczniej i zwykle podróżują nimi uboższe warstwy społeczeństwa – więc więcej tam będzie dymu papierosowego, spluwania, chrapiących, szczerbatych dziadków i brudnych maluchów – ale cena zdecydowanie lepsza (przynajmniej o połowę tańsze od wyższej klasy), a i koloryt i przygoda większa! Chyba najbardziej wyczerpujący (anglojęzyczny) opis wszystkich typów pociągów i klas siedzeń, opatrzony szczegółowymi zdjęciami, znajdziecie
TUTAJ.
Aby
kupić bilet kolejowy można osobiście udać się na chiński dworzec (z paszportami!) – ale uwaga, bo na popularnych trasach, zwłaszcza na nocne połączenia lub najważniejsze, długie dystanse bilety wyprzedają się zwykle z miesięcznym wyprzedzeniem. Dlatego też, jeśli mamy bardziej napięty plan (lub w ogóle jakiś plan którego chcemy się trzymać) i nie do końca chcemy podróżować bez miejsca siedzącego po 20h tradycyjnymi pociągami – to trzeba pomyśleć o kupnie biletów odpowiednio wcześniej. Na stronie chińskich kolei nie działają zagraniczne karty płatnicze, więc raczej nie mamy wyboru jak zlecić to specjalizującym się w tym biurom. Jest ich kilka, wszystkie pobierają jakąś prowizję – ja korzystałam ze strony
Travel China Guide, i byłam zadowolona z ich usług. Prowizja to 5 USD od biletu, płatność poprzez PayPal, odpowiadali szybko na pytania, jeśli jedno połączenie było niedostępne konsultowali zamienniki itd. Do rezerwacji biletu wymagany jest skan paszportu (potrzebny głównie po to, by pracownicy nie pomylili się przy przepisywaniu imion i nazwisk oraz numeru dokumentu – przy jakiejkolwiek nieścisłości bilet będzie nieważny!). Pośrednictwo prześle nam jedynie numer upoważniający do odebrania biletu (jeśli zdecydujemy się na odbiór osobisty), lub jeśli wiemy gdzie się zatrzymamy można też wybrać opcję przesłania biletów do hotelu. Osobisty odbiór możliwy jest głównie w kasach na dworcach, po okazaniu oryginalnych paszportów dla wszystkich podróżujących.
Więcej o podróżowaniu pociągiem po Chinach i tym jak m.in. wyglądają formalności na dworcu pisałam
TU i
TU.
NoclegiChińskie miasta są zwykle zbyt olbrzymie I “rozlazłe”, żeby szukać tam noclegów na bieżąco – brakuje tam np. dzielnic backpackerskich, gdzie udający się plecakowicz może mieć pewność, że znajdzie miejsce do spania. Była to więc moja pierwsza podróż, w której faktycznie rezerwowałam noclegi z wyprzedzeniem. I tutaj trzeba brać pod uwagę kilka kwestii - wiele tańszych i z pozoru dobrze zapowiadających się miejsc noclegowych, na takich portalach jak np. Booking.com, będzie miało irytującą adnotację:
Mainland Chinese citizens only. Wynika to z faktu, że nie wszystkie hotele, kwatery i hostele mogą przyjmować zagranicznych turystów. Czy uznają naszą rezerwację, jeśli staniemy u ich progu z polskim paszportem? Nie mam pojęcia, nie zdecydowałam się zaryzykować. Pewnie gdy zajdziemy do ich drzwi i będą mieli wolne miejsca nie zrezygnują z zarobku – ale też trzeba pamiętać o tym, że turysta ma obowiązek meldunku każdego dnia pobytu w ChRL; „porządne” hotele i hostele robią to za nas, zaś takie co nie mogą przyjmować gości z poza kontynentalnych Chin nie zrobią tego na pewno… A za każdy nieudokumentowany dzień pobyty grozi spora kara finansowa. W 99,999% przypadków nikt tego oczywiście nie sprawdza, ale w Internecie znajdziemy historie jak to ktoś odwiedzał znajomych, nie meldował się, potem miał jakiś drobny wypadek na rowerze – policja sprawdza meldunek, i jest problem…
Rezerwacja (nawet na Booking.com) podejrzanie tanich hotelików może mieć również inną, przykrą konsekwencję – gdy dotrzemy na miejsce okaże się, że wszystkie pokoje są zajęte! Taką właśnie mało sympatyczną sytuację opisałam
tutaj - dlatego też warto poświęcić trochę czasu na sprawdzenie opinii o wybranym miejscu…
KuchniaW przypadku tak olbrzymiego kraju trudno mówić o jednej “kuchni chińskiej”. Na kulinarnej mapie Państwa Środka wyróżnia się z grubsza cztery główne tradycje – północną z kuchnią pekińską, szanghajską (środkowy-wschód), seczuańską (południowy-zachód) oraz kantońską (południe). Mimo to, wszyscy mamy w głowie jakąś przybliżoną ideę „chińszczyzny”, która została ukształtowana przez zeuropeizowane i zamerykanizowane dania przywiezione głównie przez imigrantów z regionów południowych. Dlatego też wizja ta może okazać się dość zwodnicza, gdy zwiedzamy turystyczny „Złoty Trójkąt” – zamiast ryżu i raczej ostrych, aromatycznych, korzennych potraw będziemy mieć do czynienia z olbrzymią różnorodnością
makaronów (zarówno zbożowych jak i ryżowych) i smakami zdecydowanie bardzie delikatnymi, kwaśnymi, słodkawymi, czasami można by powiedzieć, że wręcz – mdłymi. Zamiast dominacji „pięciu smaków” i sosu sojowego - wszystko jest serwowane z
dymką i
octem. Większość dań, szczególnie kuchni środkowo-wschodniej (szanghajskiej) będzie wyczuwalnie doprawiona cukrem. Spotkać można każdy rodzaj mięsa, Chiny (poza mniejszością muzułmańską) nie znają kulinarnego tabu - każda część jest jadana. Nie sposób pominąć owoców morza – na ulicznych stoiskach zwykle są one panierowane i smażonych na głębokim tłuszczu. Sporo jest wszelkiej maści
pierożków: np. dim sum (= diǎnxīn), jiǎozi, wonton (=húntún) – gotowanych w wodzie i na parze oraz smażonych. Popularne są też nadziewane
bułeczki gotowane na parze - bāozi. Jeden z popularniejszych
street foodów to z kolei duże naleśniki z roztrzepanym jajkiem, ostrymi sosami, dymką i smażonym w głębokim tłuszczu „krakersem” -
jian bing. Osobna historia to bardzo treściwe zupy – z gigantyczną porcją noodli (makaronu) i świeżą zieleniną. Najpopularniejsze odmiany to czysty rosół drobiowy i wołowy oraz… pomidorowa! Nie wolno tu pominąć całego ceremoniału tzw.
hot pot, „gorącego garnka” – gdzie we wrzącym bulionie każdy sam zanurza i obgotowuje świeże warzywa, grzyby, kawałki tofu czy cienkie plastry mięsa. Nie wymienię wszystkich nazw dań – co miasto, co targ – spotkamy inne wariacje na ten temat, ze swoimi regionalnymi określeniami… Olbrzymia galeria zdjęć towarzyszy poszczególnym wpisom – smacznego!