Wstęp: Góry w trakcie tej podróży są notorycznie kapryśne – Ararat, nieopodal którego ulokował się monastyr Chor Wirap, był poprzedniego dnia ledwie widoczny… Dzisiaj, kiedy nasze podróżne plany kierują nas w zupełnie inną stronę – proszę, pięknie go widać nawet z balkonu naszego hostelu!
Cel: Na początek
Garni i
Geghard na zachód od Erywania, potem północ -
jezioro Sevan, na deser zaś monastyry
Hagarcin i
Goszawank.
Materiały i metody: Wstęp na teren świątyni Garni – 1200 AMD. Ryba z jeziora Sevan 1500 AMD.
Przebieg: GarniAlbo droga do Garni nie jest najlepiej utrzymana, albo GPS wyprowadził nas na manowce – w każdym razie terenowy charakter wypożyczonego auta być może po raz pierwszy i jedyny tutaj się na cokolwiek przydał. Teren na zachód od Erywania jest znacznie bardziej pagórkowaty, poprzecinany zalesionymi dolinami, niż eksplorowana wczoraj część wschodnia. Na cyplu takiej doliny ulokowano przedchrześcijańską świątynię
Garni. Piękna jest już sama okolica, szeroka panorama z głębokim kanionem Garni, w dole widać charakterystyczne, bazaltowe kolumny i srebrzystą rzekę. Świątyni nie dostrzegamy zaraz po przejściu przez bramę, dopiero po chwili wyłania się zgrabna i elegancka budowla o smukłych kolumnach i trójkątnym frontonie – niezwykła odmiana po tych wszystkich monastyrach... To co widzimy to jednak rekonstrukcja z XX wieku, jak wiele pradawnych budowli w Armenii i ta ucierpiała w jednym z licznych w regionie trzęsień ziemi. Dlaczego zadano sobie tyle trudu, by odbudować akurat to hellenistyczne miejsce kultu – wszak tuż obok są ruiny kościoła, którym nikt nie poświecił tyle uwagi? Czyżby – jak pisał Ryszard Kapuściński – chodziło o podkreślenie spuścizny Europy, i opozycji w jakiej Armenia zawsze stała do Azji?
Garni to świątynia zbudowana ponad dwa tysiące lat temu na cześć pięknego boga słońca – Heliosa*. Muszę zobaczyć Garni, bo a nuż mam jakieś wątpliwości, czy Armenia rzeczywiście należy do świata śródziemnomorskiego, świata starożytnej Grecji i Rzymu. Więc proszę – dowód. A jeszcze wokół ruiny twierdzy- twierdzy, która wiekami powstrzymywała różnych Mongołów, Tatarów, wszelką rozbestwioną Azję. Oto, co znaczyła kolonizacja w czasach Garni. Znaczyła budować drogi, których używa się nadal, znaczy budować faktorie, wznosić wspaniałe, jońskie świątynie.Ryszard Kapuściński,
Imperium[* Tak naprawdę jest to świątynia indoirańskiego boga słońca Mitry, utożsamianego faktycznie z Heliosem]
***
GeghardW zielonej kotlinie, na samym końcu wiodącej tu drogi – nie przejedziemy nigdzie dalej – znajduje się monastyr
Geghard. Otoczony murami, z zewnątrz nie wyróżnia się niczym szczególnym przy innych założeniach klasztornych kraju. Nic bardziej mylnego – to jedna z najbardziej niezwykłych budowli jakie widzieliśmy w Armenii!
Niepozorne wejście prowadzi do wysokiej, ciemnej sali – to
gawit, rodzaj przedsionka, narteksu, pełniący w ormiańskich kościołach funkcję sieni, ale także sali zgromadzeń oraz mauzoleum. Zwyczaj budowania gawitów sięga X wieku, i ewoluował mniej więcej do końca średniowiecza. Gawit w Geghardzie podtrzymywany jest przez cztery kolumny, z doświetlająca wnętrze kopułką o mukarnasowym sklepieniu zaczerpniętym ze stylistyki arabskiej – i jest nie tylko większy niż faktyczna świątynia (
Katogike), ale i robi bardziej imponujące wrażenie… Ale na tym nie koniec, prosto z gawitu można przejść do kolejnych pomieszczeń – nagle budowla okazuje się znacznie większa niż wygląda z zewnątrz, pełna zakamarków – to dzięki kaplicom wykutym w skale. Jest w tym wnętrzu coś nieuchwytnego, fascynującego i „prymitywnie” pięknego. Magiczne wręcz światło zastane, padające wąskimi snopami na proste krzyże ryte w skale ale też i na wysublimowane, wiekowe ornamenty. Dziesiątki świec i słoneczne promienie padające z okien i świetlików na poczerniałe ściany – jak scenografia do filmu o odkrywcach i poszukiwaczach skarbów – kinowe skojarzenia są chyba tak silne, bo na jakimś poziomie nie wierzymy, że takie tajemnicze i mistyczne miejsca istnieją w realnym świecie…
Gdy wyjedziemy ze świątyni, to można kontynuować zwiedzanie wspinając się po schodach po lewej stronie trafimy do „górnego gawitu” i kolejnych fascynujących pomieszczeń. Te górne są jaśniejsze, więcej tu światła, więcej jakby koloru na rzeźbionych krzyżach… No i chaczkary, wszędzie są chaczkary – w murach, w ścianach, wyryte, wpasowane. Ach, gdyby ktoś miał zobaczyć jeden, jedyny kościół w całej Armenii – chyba poleciłabym mu właśnie Geghard!
Cdn.