W trakcie tej bałkańskich podróży cofamy się jeszcze dalej w czasie – były wojny końca XX wieku, była średniowieczna świetność kupieckiej republiki Raguzy - teraz zatrzymamy się w III w., w Imperium Rzymskim z czasów Dioklecjana. Powodem tego skoku w czasie jest oczywiście Split – to właśnie tutaj Cezar Wschodu wybudował nadmorski pałac, który później organicznie wrósł w tkankę miasta. Dawne korytarze tworzą teraz ulice, wewnętrzne dziecińce – place. Fascynujące, jak jedno założenie architektoniczne, warowny obóz z kamienia, przekształciło się naturalnie w gwarne zaułki. Jest coś innego w tym mieście, jakaś zagadka ukryta jego murach - wśród pozostałości pałacu które przejęła szturmem tętniąca życiem starówka, w podziemiach w których błyszczy złoty profil Dioklecjana, w świątyniach z których przepędzono starych bogów.
Dioklecjan był wielkim reformatorem, zaś Split (rzymskie Spalatum) miał być miejscem jego cesarskiej „emerytury”. Rezygnując z pozorów republiki sprawował władzę absolutną jako
dominus et deus - pan i bóg. Administracyjnie rozdzielił on olbrzymie Imperium Rzymskie na Wschód i Zachód, dając początek jednemu z najtrwalszych kulturowych podziałów Europy. Minęło jeszcze co prawda wiele lat nim Rzym rozpadł się ostatecznie na dwa cesarstwa, ale już wtedy Bałkany, Anatolia, Lewant i północny Egipt dały podwaliny przyszłemu Bizancjum. Gdyby linia podziału biegała gdzieindziej, może w ogóle nie byłoby Bałkanów?
Nieopodal Splitu leży portowy Trogir, miasto przedzielone cieśniną, którego starówka schroniła się na wyspie. Kolejne urocze miasteczko, pełne wiekowych kamienic. Szczególnie zachwyca średniowieczna katedra, z romańskim portalem, kolebkowym sklepieniem kasetonowym i wyniosłą dzwonnicą z której widać zwarte centrum i adriatyckie wybrzeże. Może i byłoby to jedno z bardziej sympatycznych miejsc podróży, ale zawinili ludzie… To zabawne, jak jeden nieprzyjemny incydent w restauracji może negatywnie zabarwić wspomnienia z tak – było nie było – urzekającego miasteczka. Opieszała i niegrzeczna obsługa, która mimo wielu wolnych stolików nie pozwoliła nam siąść w wewnętrznym dziedzicu, lecz wypędziła na wąską i ruchliwą uliczkę. Powodem była niewielka konsumpcja - chciałyśmy zatrzymać się jedynie na lampkę wina… Po tylu latach z tym głównie kojarzy mi się Trogir, co za strata!