Wstęp: Mimo, że miałyśmy niezobowiązującą rezerwację w jednym z hoteli, chciałyśmy jeszcze rozejrzeć się po okolicy – a nuż trafi się coś ciekawego. Trafiłyśmy w okolice bardziej targowe, wiele szyldów hotelowych. Zwiedzamy jeden, drugi – standard bardzo niski, podła łazienka, klaustrofobiczne, śmierdzące korytarze – ale nic to, jedną noc można wytrzymać wiele. Ale nie wszystko… Jednej tylko potrzebuję rzeczy, gdy podróżuję bez śpiwora (lub cienkiej wkładki do śpiwora) – czystej pościeli. I to była rzecz zupełnie nie do dostania, ba, tam żadnej pościeli nie było, wzorkowana kapa, poduszka i schodzony koc – śmierdzące, noszące oznaki użytkowania pozwalające się tylko domyślać jak marynarze wykorzystują te miejsca po długich rejsach… Tak było za 10 JD za pokój, trochę dalej – za 20 JD (a więc nie mało!) była już pościel, tylko niezbyt może świeża. Zaczęły się negocjacje, by nam wymienili te prześcieradła na nowe, i mogłybyśmy tam nawet zostać. Biedny chłopczyk przynosił co chwile coraz to nowe obleczone poduszki, żadna nie mogła przejść testu niuchania na czystość. Łóżka oglądałam jak inspektor CSI, ale znowu – ostatni raz takie „czyste” widziałam na stażu w Instytucie Ekspertyz Sądowych… Poszukiwania trwały, znudzona czekaniem na korytarzu zaglądam do kanciapy, a tam chłopczyk grzebie w wielkiej hałdzie skotłowanej pościeli leżącej na ziemi i obwąchuje coraz to nowe poszewki, czy może się nadadzą. Tyle nas widzieli, pobiegłyśmy grzecznie do zarezerwowanego hotelu (za 25JD), gdzie można byłoby utopić się w pachnących i śnieżno-białych poduszkach…
Cel: Ostatni wieczór w Jordanii - Aqaba
Materiały i metody: Podsumowanie naszego wynajmu auta: Renault Logan – zmieściłyśmy się w 3 dobach (27 JD doba, +10 JD pełne ubezpieczenie +7% podatku), tylko jedno tankowanie – ok. 45 l benzyny 90: 25 JD; 1l= 0.55 JD. Dużo wypożyczalni aut znajduje się na ulicy Al-Nahda (centrum). Przejechałyśmy niecałe 500km. Przy 4 osobach w samochodzie wyszło mniej niż 200 zł na głowę (czyli ok.65 zł/dobę).
Nocleg w Aqabie: Obserwuje pewien wzór w miastach portowo-turystycznych, zakwaterowanie jest dwubiegunowe, albo eleganckie i droższe, bardziej „luksusowe” niż bym sobie życzyła lub potrzebowała, albo bardzo tanie, i raczej odstręczające nigdy nie zmienianą pościelą… Niemniej, jeśli mamy np. własną wkładkę lub śpiwór i ciasny budżet, w okolicach ul. Zahran i Al-Razi (markety ze złotem i spożywcze) znajdziemy coś od 12JD za pokój 2os/noc (np. hotel Jerusalem). Najtańsza opcja z drugiego bieguna na Booking.com to 25JD pokój 2os./noc (najbardziej luksusowy nocleg wyjazdu, nawet nie wiem co się robi z taką ilością poduszek), ul. Najran, Amir Palace.
W kwestii jedzenia znajdziemy coś na każdą kieszeń, dużo na ulicy za białym meczetem. Od ciastek na słono za 0.25-0.50JD, po bardziej wyszukane kolacje – np. Al Shami, ul. Raghadan; gigantyczna porcja świeżej i pysznej ryby + przystawki, nieograniczona ilość chleba, woda, herbata/kawa – w cenie: 8 JD. Niewiele dalej na tej ulicy jest też polecany Syrian Palace (ryba za 6JD). W specjalnych sklepach (z wielkim szyldem Amstel, główna ulica za promenadą) można kupić zimne piwo (0.5l) za 1.50JD.
Przebieg: Po tym obszernym wstępnie można by odnieść zupełnie mylne wrażenie co do tego jakim miastem jest Aqaba. Bo jest… bardzo przyjemna! Nie ma tam zbytnio co zwiedzać (jakiś zamek ponoć), ale to żywe, arabskie miasto, pełne miłych ludzi. W ogóle w całej Jordanii ludzie są bardzo sympatyczni, sprzedawcy nienarzucający się, taksówkarze niezbyt namolni. Wszyscy chcą się przywitać (4 kobiety podróżujące samotnie wzbudzają zainteresowanie, ale serdeczne, bez cienia natarczywości), zapytać skąd jesteśmy i z szerokim uśmiechem rzec sakramentalne „Welcome to Jordan” i „Have a nice day!”.
Po kolacji (wielka i pyszna grillowana ryba) spacerujemy nadmorską promenadą przy plaży, tętniącą wieczornym życiem. Rodziny i grupy przyjaciół spotykają się wokół fajek wodnych, w powietrzu zapach kardamonowej kawy i jabłkowego tytoniu. Sprzedawcy napojów chodzą z tacami, oferują koce, grajkowie swoje występy, a mężczyzna z węgielkami rozpalanie nargili. A my z puszkami zimnego piwa (chyba nie do końca legalnie w tym miejscu) patrzyłyśmy na przeciwległy brzeg, rozświetlone nabrzeże Eilatu, naszej ostatecznej destynacji…
______________________________________________________________________________________