Wstęp: Upał zelżał nieco - można zabrać się do zwiedzania... W końcu tego jeszcze w Marrakeszu nie mieliśmy okazji robić...
Cel: Grobowce Saadytów, Pałac Bahia i Ogrody Majorelle.
Materiały i metody: Wstępy do Grobowców Saadytów i Pałacu Bahia: po 10dh, do Ogrodów Majorelle: 50 dh.
Przebieg: Choć Marrakesz ma do zaoferowania wiele, jakoś trzeba przeprowadzić selekcję, wszak to już ostatni dzień... Zaczynamy od Grobowców Saadytów, czyli jak sama nazwa wskazuje mauzoleum owej dynastii - licząca kilkaset lat nekropolia zaskakuje niezwykłą skromnością grobów... W naszej zachodniej, chrześcijańskiej tradycji nagrobki na cmentarzu to często prawdziwe pole do artystycznego popisu, często rzeźbione, zawsze z marmurowymi tablicami przybliżającymi daty narodzin i śmierci - tutaj to tylko prostokąty z terakotowej mozaiki, odcinające się od trawnika, lub od posadzki krypty... Najbardziej zdobne są podłużne, wąskie, białe nagrobki, które czasem oplata stylizowana inskrypcja. Co innego ściany, sufity - te są misternie zdobione,
zellidż, stiukami, rzeźbionymi, cedrowymi gzymsami...
Dalej kolej na pałac Bahia, ponoć największy z udostępniony zwiedzającym w Marrakeszu. Wzrok z trudem przyzwyczaja się gdy przechodzimy z zacienionych, zdobnych komnat, na skąpane w słońcu dziedzińce, raz oślepiająco puste, raz kojące zielenią.
Aby odpocząć od zgiełku miejskiego udajemy się zaś do ogrodów Majorelle, położonych poza medyną (chociaż nie bardzo daleko, można wrócić spokojnie na piechotę do jej północno-zachodnich krańców). Gwar orientalnego targu zastępuje tu spore natężenie turystów, ale sceneria jest tak bajeczna, że i tak nie chce się stąd wychodzić... Ten nietypowy ogród botaniczny zaprojektował francuski ex-pata Jaques Majorelle, jeszcze w czasach francuskiego protektoratu. Później kupił go i restaurował słynny projektant mody Yves Sain-Laurent, a ukochał go tak bardzo, że kazał tu rozsypać swoje prochy... Choć sam zbiór roślinności zachęciłby niejednego do wizyty - od małego bambusowego lasu, przez dziesiątki starannie dobrany gatunków kaktusów, po altany bugenwilli i glicynii, czy sadzawki pełne nenufarów - tym co naprawdę przyciąga rzesze zwiedzających są chyba niezwykłe, kontrastujące zestawienia kolorów... Gdy snujemy się po alejkach z ceglastoczerwonego, polerowanego betonu nie można oderwać oczu od wściekle żółtych i pomarańczowych donic, które tak pięknie wyglądają na tle wyjątkowo intensywnie niebieskich ścian w kolorze - a jak -
Majorelle Blue...
Podsumowanie i wnioski: I tak przyjdzie pożegnać się nam z Marokiem - który zaskakuje swoją różnorodnością... Przyroda oferuje tu coś dla każdego: są piękne i dość przystępne góry, są malownicze doliny rzek i palmowe zagajniki, są pomarańczowe piaski pustyni, są cedrowe lasy i gaje oliwne, są wreszcie smagane wiatrem wybrzeża oceanu... Dla tych co preferują twory człowieka znajdą się bajkowe, gliniane kasby i ksary, we wnętrzach pałaców i medres kryją się arcydzieła sztuki zdobniczej Maghrebu, nie zawiedzie się też wielbiciel pięknych przedmiotów, suki wypełnione są nimi po brzegi. Ci co szukają czegoś innego, których kusi atmosfera orientalnego zgiełku z radością zgubią się w labiryncie medyn, kogo taka ciżba zniechęca - mogą wybrać senne miasteczka gór Rif lub wybrzeża, ci zaś, którzy wolą wygody - znajdą je w każdej
Ville Nouvelle, a ostatecznie można też odpocząć w zeuropeizowanych metropoliach, takich jak chociażby Casablanka... Kto chce, może taki wyjazd zafundować całkiem niewielkim sumptem, bo proste noclegi zaczynają się od 20-30 zł, zaś ulicznym jedzeniem najemy się do syta nawet za 10 zł, a świeży sok z pomarańczy od 1,60 to już w ogóle rozpusta. Ci zaś, którzy lubią, i których stać - nie zawiodą się na ofercie pięknie odrestaurowanych riadów, eleganckich hoteli, hamman-spa i restauracji w cudnych wnętrzach. Bez cienia przesady można powiedzieć, że w Maroku każdy znajdzie coś dla siebie... Tym co jedynie przeszkadza jest tutejsza kultura handlowa, i nie chodzi o fakt, że targowanie się jest koniecznością, tylko o bardzo specyficzne zachowania, zmienne nastroje obrażalskich sprzedawców. Żałuję również, że nie udało się ze względu na nagłą zmianę planów skorzystać z Couchsurfingu, brakuje mi tej bezinteresownej, życzliwej, lokalnej i autentycznej karty w tej podróży...