Jest taka linia kolejowa prowadząca z Lizbony tylko do jednego miasta – Sintry. Jest taki dworzec w centrum miasta, gdzie wiesz, w którą stronę pojadą wszyscy, których mijasz. Jest takie miasto-ogród, w dolinie otoczonej zielonymi wzgórzami, o łagodnym, ciepłym klimacie, bujnej roślinności, okolica umiłowana przez możnych i władców od tysiąca lat – i to właśnie jest Sintra. Jest tu pałac królewski o dwóch wielkich, pękatych, białych kominach, są tu ruiny mauretańskiej twierdzy na wzgórzu, znajdziecie tu posiadłości baronów i potentatów (takie jak Quinta da Regaleira), jest tu wreszcie zamek-cukierek, Pàlacio da Pena, spełnienie architektonicznych marzeń księcia, któremu małżonka nie pozwalała rządzić krajem. Książę, z pochodzenia Niemiec, ulepiony z fikcji literackich swojej epoki, buduje pałac odzwierciedlający nurty estetyczne panujące w jego ojczyźnie lat 40. XIX wieku… Na długo przed Disneyland’em stworzono jaskrawą fantazję, która zdaje się być wyjęta z baśni, wręcz przeczy prawom - jeśli nawet nie fizyki - to logiki na pewno. Wielka zabawka dla wielkiego dziecka.
Każdemu należy zalecić przynajmniej jednodniowy pobyt w Sintrze: morze zieleni uspokaja, jeśli nawet tego nie chcemy. Słońce prześwieca przez liście nienaturalnie dużych roślin, które wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie powinny rosnąc w tej okolicy, lecz dzięki zaskakującemu mikroklimatowi rozwijają się nader bujnie. Szalejącego ducha romantyzmu czuć na każdym kroku - tym miejscem zachwycił się i lord Byron, i wielki Strauss, bez wątpienia też świetnie czułby się i Wagner. Oto miejsce spełnienia zachcianek – budowle to tylko początek, w porównaniu do ogrodów. By zaspokoić tęsknoty romantycznych serc tak księcia jak i nielicznych potentatów, których było stać na posiadłości w tych stronach, ogradzano całe połacie lasu, wykradając go naturze, lecz nie karczując i porządkując, ale prowadząc – trochę przypadkiem, a trochę tak, jakby zawsze tu były – ścieżki dla nastrojowych spacerów, budując punkty widokowe, których brakowało w miejscach gdzie koniecznie powinny być, tworząc sztuczne ruiny, jeziora z bajecznymi domkami dla łabędzi, groty i jaskinie łączące się przemyślnym systemem tuneli. Tak, to zdecydowanie mogłoby być kiczowate, gdyby nie przysparzało wszystkim zwiedzającym tak nieskrępowanej radości. Nikt nie przystaje tu z romantycznym westchnieniem i zadumą, lecz wszyscy bawią się szczerze, jak dzieci.