Wstęp: Kolejny dzień w sennym Bagamoyo - kiedyś jeden z najważniejszych portów Wschodniej Afryki oraz stolica niemieckiej kolonii obejmującej z grubsza teren dzisiejszej Tanzanii... Po przeniesieniu stolicy do Dar es Salaam miasto nie otrząsnęło się z marazmu...
Cel: Relaks, święty spokój...
Przebieg: Choć niewielkie, Bagamoyo ma pewien urok. A może ma go w porównaniu do całkowicie pozbawionych go miast północnej Tanzanii. Dość szerokie uliczki bez twardej nawierzchni, bardzo zaniedbane domki, gdzieniegdzie nawet piękne rzeźbione drzwi - identyczne jak na pobliskim Zanzibarze. Na plaży nieustannie naprawiane są dhow, zaś w miejscu dawnego targu niewolników jest obecnie targ rybny, na którym wizyta jest pewnym przeżyciem - zwłaszcza dla zmysłu powonienia... Ale nam ten spokój odpowiada, pyszne śniadania, lunche i kolacje (tym razem portugalska sałatka z ośmiornicy!) z Martą i jej uroczą córeczką Clarą oraz Nicole, wieczorne rozmowy na ganku, z lampką wina, w cichym, zadbanym ogrodzie...
Dyskusja wyników i wnioski: Wszystko to taka iluzja zachodniego życia, wydaje się, że można tutaj sobie to tak zgrabnie ułożyć... Jednak pewna straszna wiadomość ściąga nas z powrotem na ziemię - Marta dowiedziała się, że jeden z jej znajomych z instytutu został obrabowany i pobity na śmierć/zastrzelony w swoim nowym domu w Dar, do którego przeprowadził się kilka tygodni temu... W dobrej okolicy, w "bezpiecznej" enklawie... Niestety, brutalna rzeczywistość przypomina o sobie - Afryka nie jest całkiem bezpieczna - ani dla turystów, ani dla rezydentów. Mieszkający tu obcokrajowcy, często na zagranicznych, przyzwoicie płatnych kontraktach tutaj są krezusami, łakomym kąskiem dla zdesperowanych gangów ulicznych i innych form przestępczości. Ponoć w Nairobi, stolicy sąsiedniej Kenii, takie historie są na porządku dziennym, tutaj to rzadkość - jednak się zdarza...