Wstęp: Dla Mamy i Kasi to już ostatnie dni w Afryce - przed nami ciągle ponad tydzień... Dziewczyny robią ostatnie zakupy, my uzupełniamy bloga. Wieczorem żegnamy się - następnego dnia rankiem maja autobus do Dar, późno w nocy samolot do Stambułu, dalej na Ukrainę, pociąg, autobus - za 4 dni będą w Krakowie… My zaś zmieniamy lokal – udajemy się do naszego hosta Khalida z CS...
Cel: Znaleźć cel na następny tydzień...
Przebieg: Wieczorem umawiamy się pod wieżą zegarową, już zaczynało robić się ciemno, gdy zjawił się Khalid. Pojechaliśmy do jego położonego poza centrum mieszkanka – niewielkie, jednopokojowe – wspólna łazienka dla kilku „mieszkanek” jest położona w jednym z pomieszczeń, do których wszyscy mieszkańcy mają dostęp ze wspólnego dziedzińca. Jako, że Khalid ma swoje małe biuro podroży i organizuje safari wreszcie mogliśmy się dowiedzieć jak to naprawdę wygląda i gdzie idą nasze dolary... Dla nas jest to już nauka post factum, ale może czytelnikom tego bloga kiedyś się przyda, tak by mogli racjonalnie oszacować minimalne koszty takiej wyprawy...
Otóż najwięcej oczywiście idzie na "park fees",
opłaty parkowe - tylko dla Serengeti to 50$ za dobę, dla mniejszych parków takich jak Tarangire - 35$ (ceny można sprawdzać na odpowiednich stronach internetowych), cena
noclegu na polu namiotowym to ok. 30$ za osobę. Do tego
benzyna - na nasze 3-dniowe safari zatankowano tylko/aż 100l (ok. 120$). Dalej
jedzenie, woda - na pewno nie mniej niż 7-10$ dzień/osoba. Tyle wiedzieliśmy - zaś nowością są ceny
wynajmu samochodów. Niewiele biur podroży ma swoje, a nawet gdy dysponuje kilkoma, to gdy pojawiają się nowi chętni a oni nie mają żadnego na stanie to przecież nie odmówią – tylko podnajmują. Z tego, co mówił Khalid dobry samochody to koszt 150$ za dzień, zaś kiepski - 120$... My chyba mieliśmy ten kiepski... I na koniec -
oplata dla przewodnika - zgodnie z prawem powinno to być 30$ za dzień... Ale większość firm płaci im tylko 10$, wychodząc z założenia ze 20$ dostaną napiwku... Reszta, to zarobek biura podroży. Ot, cała prawda o safari w Tanzanii. Na szczęście niezależnie od ceny - wszyscy mogą oglądać te same zwierzęta.
Przy okazji tych interesujących rozmów mieliśmy okazje uczestniczyć w przygotowaniu prawdziwej tanzańskiej kolacji - ugali (rodzaj kaszki z mąki kukurydzianej) z sosem (warzywno-rybnym w naszym przypadku), sałatka, owoce...
Dyskusja wyników i wnioski: Kolejny przykład na wspaniale działanie CouchSurfingu - gdzie indziej moglibyśmy się dowiedzieć tylu interesujących rzeczy i nauczyć gotować ugali?