Wstęp: O 7.30 rano czekamy zwarci i gotowi na naszego land cruisera... 5 minut nic, 10 minut nic, przestępujemy z nogi na nogę i zaczynamy się niepokoić, w końcu to wszystko może okazać się jedną wielką mistyfikacją... O 7.50 nasze obawy się rozwiewają, podjeżdża wysłużona Toyota z naszym przewodnikiem-kierowcą. Dopłacamy resztę należnej kwoty, tankujemy i w drogę! Bo safari w języku suahili znaczy po prostu podroż....
Cel: Równiny Serengeti.
Materiały i metody: Safari 3dni/2 noce, NP Serengeti, konieczny przejazd przez Chroniony obszar Ngorongoro. Potem NP Tarangire. Wszytsko to - 1500$ na 4 osoby, przy czym jedna poniżej 15 roku życia - opłaty parkowe są wtedy dużo niższe.
Przebieg: Opuszczamy Arushę. Mijamy po prawej dostojną górę Mt Meru, uprawy najlepszej ponoć w tym regionie kawy i udajemy się na zachód, przez rozlegle pustkowia... Po drodze mijamy ubranych w charakterystyczne czerwone i niebieskie stroje Masajów - dorośli nie zwracają uwagi na jeepy mknące tymi drogami nieustannie, dzieci zwykle albo machają, albo wygrażają pięściami albo wyciągają ręce po pieniądze... Kobiety noszą na głowach wielkie pakunki zaś zadaniem mężczyzn jest wypas bydła, owiec i kóz. Mijamy tez kilka grup nastolatków w czarnych strojach, z twarzami ozdobionymi białymi wzorami - to młodzi wojownicy, którzy wejście w dorosłość rozpoczynają od obrzezania, oraz pewnego okresu, kiedy muszą poradzić sobie na sawannie sami. Przez kilka miesięcy są zobowiązani nosić te charakterystyczne, czarne stroje...
W końcu docieramy do bramy obszaru Ngorongoro - to teren objęty szczególną ochroną, nie jest to jednak park narodowy i mieszkający na tych terenach od wieków Masajowie mogą tu dalej wieść swoje tradycyjne życie. Przed bramą zawsze pełno pawianów – ale nie dajcie się zwieść tym sympatycznie wyglądającym małpkom… To prawdziwi rozbójnicy, którzy kradną jedzenie i torebki z aut, jeśli ktoś nieuważnie zostawi otwartą szybę… Potrafią się rzucić na ludzi, i demolować sprzęt. Nam jedynie jeden kawaler obsikał przednią szybę…
Po załatwieniu formalności zaczyna się ekscytująca część wyprawy - najpierw przejeżdżamy przez bujne lasy, chwilowy przystanek w punkcie obserwacyjnym z niezapomnianą panoramą na kalderę (zapadnięty wulkan) Ngorongoro. Coś złego zaczyna dziać się z naszym autem, kierowca i kucharz coś majstrują przy chłodnicy...
Ruszamy dalej bardzo wyboistymi drogami, czerwony pył unosi się na drogach i zatyka wszystkie wyeksponowane otwory ciała. Gdy opuszczamy gęsto zalesione tereny droga zaczyna malowniczo schodzić w dół, a naszym oczom ukazują się rozlegle równiny porośnięte żółtymi trawami. Co jakiś czas, gdzieś w oddali, widać stada bydła i czerwone, smukłe sylwetki Masajów, okrągłe lepianki ustawione w charakterystycznych skupiskach (bomach).
To tu niedaleko, to właśnie w tym regionie, w Dolinie Ryftowej, narodził się współczesny
Homo sapiens, przez zakurzone okna rozklekotanego land cruisera widzimy miejsce narodzin naszego gatunku - jest w tym wszystkim coś mistycznego...
W końcu teren robi się zupełnie płaski, a my mkniemy nierówną drogą w stronę słońca, w stronę jednego z cudów tego świata – Serengeti. To tam nieprzerwanie, napędzana niezmiennymi cyklami pór suchych i deszczowych ma miejsce tak zwana Wielka Migracja. Stada antylop gnu, zebr i innych zwierząt podążając za świeżą trawą krążą miedzy południem Serengeti w Tanzanii a przygranicznym Maasai Mara w Kenii. Niestety teraz jest niemal sam środek pory suchej, więc milionowe stada są za północną granicą, jednak i tak te żyzne równiny są pełne zwierząt.
Coś zaczyna podejrzanie stukać - najpierw chłodnica, a teraz co? Kawałek zawieszenia trzyma się na rzemyku... Chyba mamy pecha do tego pojazdu....
Przed zachodem słońca mijamy bramę z napisem Serengeti - miejsce światowego dziedzictwa UNESCO i kilku jeszcze szlachetnych odznaczeń. Powoli pojawiają się charakterystyczne, parasolowate akacje i inne samotne drzewa, a w koło pełno antylop Thomsona i Granta, gdzieś w oddali żyrafy, każde nowe zwierze wzbudza dziecięcy entuzjazm - ikony Afryki. Zanim rozbijemy namiot na jednym z licznych campingów w okolicach Seronery - wisienka na torcie i obowiązkowy punkt każdego programu - lew! A nawet kilka lwic wylegujących się pod drzewem, zupełnie beznamiętnie spoglądających na stada jeepow i ludzi uzbrojonych w długie lufy teleobiektywów...
„Nieprawdopodobne to wszystko, niewiarygodne. Jakby widziało się narodziny świata, ten szczególny moment, kiedy jest już ziemia i niebo, kiedy są - woda, rośliny i dzikie zwierzęta, a jeszcze nie ma Adama i Ewy. A więc właśnie ten świat ledwie narodzony, świat bez człowieka, a to znaczy – także i bez grzechu, i jest to naprawdę wielkie przeżycie.”
Heban, Ryszard Kapuściński