Wstęp: Dziś odległą reperkusja jednego z filarów handlu jest
spice tour - gdzie jak dzieci, które myślą ze mleko jest z supermarketu, a nie od krowy - my możemy się dowiedzieć, jak rosną znane w naszej kuchni przyprawy...
Cel: Plantacja przypraw w okolicy oraz ostatnie godziny w Stone Twon.
Materiały i metody: Spice tour - z biurem podroży (obiadem i wyjazdem na plaże) - 15$, na własną rękę - mniej niż 1000 TSH (2 zł) dala-dala (z napisem "spice"); a dalej do wytargowania przechadzka po dowolnej plantacji, nawet za 5$ za 2os - choć trzeba ustalić czy to cena ostateczna czy oczekiwany jest napiwek. Przyprawy lepiej kupić na targu, na "spice tour" są nawet 3x droższe...
Przebieg: Aby pobyt na "Wyspie Przypraw", za którą przez wieki uchodził Zanzibar, uznać za udany, wypada udać się na odpowiednią wycieczkę (samemu lub z dowolnym biurem podróży). Dzięki temu można zobaczyć jak i gdzie pieprz rośnie, jak pną się storczyki wanilii, jak wygląda ziele angielskie na drzewie, gdzie szukać kurkumy, czym jest
lipstick tree, jak składa się mimoza pod dotykiem ręki oraz oderwać kawałek świeżej kory cynamonu.
Po takiej samodzielnie zorganizowanej wycieczce wróciliśmy do Stone Town, by tym razem samemu służyć za przewodnika Mamie i Kasi - po nocnym targu i zabytkowym, starym mieście. Ostatni rzut oka na wąskie, brukowane uliczki, odrapane ściany i przepięknie rzeźbione drzwi - często starsze niż domy, do których prowadzą. Ostatni szaszłyk w
Forodhani Gardens i ostatni świeżo wyciskany sok z trzciny cukrowej z dodatkiem imbiru i limonki....
Dyskusja wyników i wnioski: Zanzibar to miejsce wyjątkowe - jego specyficzny charakter był kiedyś zapewne rozpowszechniony na całym wybrzeżu wschodniej, subsaharyjskiej Afryki – wybrzeżu zwanym jak i panujący tu język: Suahili. Podróżując po Ameryce Południowej spotykamy kolonialne rezydencje, kościoły, dworce i rynki – czujemy, że są podobne do swoich hiszpańskich i portugalskich odpowiedników, jednak inne słońce, inny klimat, inna przyroda, inni ludzie, czynią je wyjątkowymi, unikalnymi. Tak samo tu, na Zanzibarze, fascynująca mieszanka wpływów portugalskich, arabskich, indyjskich, brytyjskich i oczywiście afrykańskich tworzy nową jakość - którą czuć w kuchni, w przyprawach, słychać w dźwiękach muzyki taarab, w nawoływaniach muezinów i w szumie morza, widać na ulicach, w bielonych domach, których ściany znaczą czarne liszaje, w starych fortach, w koralowych murach, w rzeźbionych drzwiach nabitych kolcami chroniącymi przed słoniami (tutaj tylko dekoracyjnie, na Zanzibarze nie ma i nigdy nie było słoni), w ponad pięćdziesięciu meczetach, dwóch kościołach, misyjnych przyczółkach, kilku indyjskich świątyniach…
Dlatego Zanzibar jest fascynujący, umyka klasyfikacjom. Na tej niewielkiej przestrzeni przez wieki łączyły się różne kultury, religie, obyczaje - tak jest i dziś, gdy wyspa doświadcza kolejnego wstrząsu kulturowego – tym razem związanego z obecnością turystów. W 95% muzułmańskie, konserwatywne społeczeństwo spotyka się z falą słonecznej emigracji Zachodu. Pewnie i z tego starcia wyjdzie obronną ręką, asymilując część nowych wpływów – już teraz, wieczorami, kafejki internetowe pełne są zakrytych od stóp do głów dziewczynek w nikabach, które przychodzą sprawdzić… co słychać na facebooku.