Wstęp: Kierujemy się w stronę cieszącego się złą sławą wśród turystów La Paz – nieformalnej stolicy Boliwii.
Cel: Dotrzeć do La Paz i przeżyć.
Metody i środki: Autobus Copacabana-La Paz – 15 BOB, Nocleg: hostel El Solario – 30BOB, Internet, ciepła woda rano.
Przebieg: Przed południem znajdujemy autobus do La Paz – jest to droższy środek transportu niż
colectivo - w Internecie można przeczytać przerażające relacje o porwaniach na tej trasie. Niewiele ponad 100 km mamy pokonać w 3 godziny, powodem tak długiego przejazdu jest niezbędna przeprawa promowa przez najwęższy fragment jeziora Titicaca.
Ku naszemu wielkiemu zdumieniu autobus odjeżdża o czasie i ok. 14 docieramy na przedmieścia La Paz. Nasza podróż kończy się niespodziewanie przy podejrzanym placu – kierowca widząc nasze zdziwione spojrzenia rzuca na odchodne, że nie ma dalej przejazdu i do centrum musimy dostać się na własną rękę. Zdezorientowane rozglądając się napotykamy na podejrzliwe i wrogie spojrzenia tubylców, zapuszczone uliczki i druciane ogrodzenie. Tak, znaleźć się gdzieś na przedmieściach La Paz, bez mapy, bez pomysłu – to nie brzmi jak nasz super-bezpieczny plan… Jedna z podstawowych zasad podróżowania głosi, że nie można okazywać strachu i bezradności, więc dzielnie przemieszczamy się w kierunku ogrodzenia - naszym oczom ukazuje się rozległa panorama La Paz, położonego na dnie doliny otoczonej ośnieżonymi andyjskim szczytami. Pustakowe domki obrosły ściany doliny, zaś historyczne centrum znajduje się na samym dole… Wiemy już przynajmniej, gdzie się kierować… Stromymi schodkami i uliczkami podążamy w bliżej nieokreślonym kierunku, byle w dół. Większość dróg, przez które przechodzimy jest pozastawiana w poprzek mniejszymi i większymi kamieniami – dlatego nie było przejazdu… Boliwijczycy strajkowali, nie jest to ponoć nic niezwykłego, zabawne, że trafiłyśmy w końcu i na ten element latynoskiego kolorytu. Na domiar złego zaczął padać deszcz, z początku niewielki, przerodził się w intensywną burzę z niewielkim gradem – my zaś uwięzione pod niewielkim daszkiem przystanku autobusowego, koło którego przejeżdżają nieliczne taksówki – nawet nie myślące by zatrzymać się i zabrać pasażerów…. Jakąś godzinę zajęło nam ostatecznie dotarcie do centrum, kolejną znalezienie hostelu… Niby ceny niższe, jednak bardzo ciężko o coś o akceptowalnym standardzie. Czy jest ciepła woda? – tak, zawsze jest… Sprawdzamy – z prysznica leci kilka chłodnych kropel. Dziękujemy, sprawdzamy dalej…
Wnioski: To był długi dzień, na szczęście przebiegł bez większych problemów - do tej pory niebezpieczne La Paz, miejsce złodziei kart kredytowych, ekspresowych porywaczy, fałszywych policjantów - nie zaskoczyło na niczym poza niskim standardem życia, smrodem i strajkiem. Kolejny mit obalony – można przeżyć przedmieścia La Paz ;)