Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do serca Jedwabnego Szlaku (2025)    Na drugą stronę jeziora…
Zwiń mapę
2025
30
maj

Na drugą stronę jeziora…

 
Kirgistan
Kirgistan, Karakol
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9073 km
 
Wstęp: Issyk-Kul (Ciepłe Jezioro) jest jednym z największych górskich jezior świata - długie na 180km, lekko słonawe – nie zamarza nawet zimą. W słoneczne dni jego głęboki granat odcina się na tle pasm Tien-Szan, w te pochmurne – mieni stalowoszarą barwą; czasem przeciwległy brzeg zasłaniają chmury – i wtedy wygląda jak ocean. W pozbawionym dostępu do morza Kirgistanie jest ulubioną destynacją wakacyjną, z kurortami i kwaterami rozłożonymi głównie na jego północnym brzegu. Północna strona jest ogólnie bardziej zurbanizowana, a biegnąca wzdłuż niego droga – uchodziła długo za lepszą od południowej. Cóż, faktycznie do Czołpon-Aty – największego z kurortów, wizytowanych chętnie przez letników już za ZSRR – droga była elegancka, choć pełna patrolującej policji. Ale potem… Chyba ze stu kilometrów zdarto asfalt i postanowiono na raz je remontować – większość to szuter, ziemna tarka i kamienie, czasem samotna łata świeżego asfaltu na której człowiek się nie rozpędzi, bo już trzeba zjeżdżać na ziemny objazd.. . Droga do Karakołu – ledwie 130 km, dłużyła się niemiłosiernie i zajęła niemal 4h…
Cel: Przejazd na drugi koniec jeziora Issyk-Kul, z przystankami w Karakole i Jeti-Ögüz.

Materiały i metody: *Nocleg: W niewielkiej miejscowości miedzy Karakołem i Barskoonem, guesthouse Doktor Eismann – 45$ za 2 pokoje bez łazienek (ta jest wspólna, dzielona z innymi gośćmi i gospodarzami). Najlepsze były tam domowe dżemy.
*Jedznie: ashlan fu na tragu – 70 KGS.
*Waluta: som kirgiski, KGS. 1 PLN = +- 23 KGS; 1$ = 87 KGS.

Przebieg: W tych warunkach do największego miasta regionu (i czwartego w kraju) – Karakołu, który w różnych okresach czasu był nazywany Przewalskiem (tak, od tego Przewalskiego, rosyjskiego geografa, generała, badacza i odkrywcy dzikich koni), dotarliśmy akurat na lunch. Miasto jest skrzyżowaniem kultur, choć bez starożytnej czy choćby średniowiecznej metryczki znanej z wielu miast Jedwabnego Szlaku. Niemniej, w drugiej połowie XIX wieku stało się wojskowym posterunkiem carskiej armii, i stąd ruszały wyprawy – kartograficzne i eksploracyjne - w głąb dolin Tien-Szanu. Rosyjskim osadnikom Karakoł zawdzięcza swój najbardziej godny uwagi zabytek – uroczą, drewnianą katedrę prawosławną. W podobnym czasie co Rosjanie, pojawili się tu muzułmańscy Chińczycy, uciekający z ojczyzny po powstaniu dungańskim – ich potomków do dziś nazywamy Dunganami. Oni dali miastu niezwykły meczet przypominający chińską świątynię i specyficzny miks kulinarny, w którym silnie przebijają się chińskie wpływy. Szczególną popularnością cieszy się podawana na zimno, kwaśna zupa z noodlami ashlan fu - serwowana w barach na lokalnym targu. Całkiem smaczna, choć na obiad preferujemy dania ciepłe…

Przejazd zabrał nam więcej czasu niż miałam nadzieję, więc niewiele zostało go na zwiedzanie. Kierujemy się już tylko do Jeti-Ögüz - wioski, w której pobliżu sterczą charakterystyczne, czerwone formacje skalne. Nazwa owych skał, jak i samej wioski, oznacza „Siedem Byków” – bo ktoś w zerodowanych piaskowcach dopatrzył się tylu sztuk owych zwierząt – choć zachodzę w głowę od której strony i jak liczyć te byki. Pogoda pochmurna, nieco posępna – ale okolica, z nietypowymi formacjami skalnymi, nawet w takiej aurze się broni. Poza nimi mamy standardowy zestaw strzelistych sosen, rwącą rzekę, trawiaste zbocza usiane kamieniami i końskimi bobkami. Bo i koni jest tutaj sporo, jak zresztą w całym Kirgistanie.

Dalej idziemy jeszcze kawałek w głąb doliny rzeki Dzhety-Oguz, by nie był to taki zupełnie samochodowy dzień. Co ciekawe, jedyni mijani piechurzy to zachodni turyści, zaś ci lokalni - wyraźnie preferują styl zwiedzania, powiedzmy – amerykański – gdzie do punktu widokowego można podjechać samochodem. Czasem gdy nas mijają to oferują podwózkę – tak niepojęta jest dla nich ta piesza fanaberia. Więc nawet jeśli Kirgiz faktycznie zszedł z konia, to tylko po to, by zamienić go na dziesiątki koni mechanicznych… I nie ważne, czy będzie to nowe i luksusowe auto terenowe, czy rozpadający się gruchot sklecony z różnokolorowych kawałków karoserii z 4 innych aut – jak jest droga, to będzie nią tymże autem jechał!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
stock
stock - 2025-06-01 10:53
Dopiero dwa lata minęły od naszej podróży, a wydaje się, jakby było z pięć więcej... Dzięki za przypomnienie tych miłych i ciekawych miejsc.
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 26% świata (52 państwa)
Zasoby: 547 wpisów547 1703 komentarze1703 12431 zdjęć12431 5 plików multimedialnych5