Wstęp: Późnym popołudniem poprzedniego dnia dopływamy do sporej wyspy
Sir Bani Yas, leżącej 9 km od brzegu emiratu Abu Zabi. Kiedyś prywatna własność Szejka Zayeda, stała się polem eksperymentów z ochroną i odtwarzaniem przyrody. Utworzono tu rezerwat - Arabian Wildlife Park, potem założono luksusowy ośrodek wypoczynkowy, aż w końcu w jednej sekcji wybudowano długą keję dla wycieczkowców – stając się punktem obowiązkowych części rejsów po Zatoce Perskiej. Gdy schodzimy na ląd popołudniowe słońce zachodzi nad skupiskami namorzynów przy niewielkiej lagunie. Jest wietrznie i spokojnie - miejsce ma potencjał. Jednak, jak miało się okazać następnego dnia – potencjał można realizować tylko napełniając kiesę AIDY…
Cel: Miało być safari, wyszło plażowanie...
Przebieg: Wysepka była znana ludzkości od epoki brązu - handlowano ze starożytnym Dilmun (kultura z terenów dzisiejszego
Bahrajnu), są tu też pozostałości chrześcijańskiego monasteru z VII w. Współczesna „kariera” tego miejsca zaczęła się – jak większość rzeczy w emiracie Abu Zabi – od sympatii i wizji Szejka Zayeda. Pierwotna idea zdawała się słuszna – zakazano polowań, prowadzono program introdukcji arabskich, zagrożonych parzystokopytnych – w szczególności oryksów, arabskich gazel i arabotarów. Jednak widocznie kilka cennych przyrodniczo, ale mało charakterystycznych antylop nie wystarczyłoby, by przyciągnąć na kosztowne wycieczki odpowiednią liczbę turystów. Sprowadzono więc z Afryki żyrafy, strusie, gepardy, góralki i zebrę,– i teraz oferuje się „arabskie safari”. Jednak ceny oferowane na statku były dość zaporowe jak na 2-godzinną przejażdżkę z podglądaniem tej dziwnej, zoologicznej mieszanki – minimum 99€ w większym busiku, lub 129€ w terenowym samochodzie. Czytałam jednak wcześniej relację rodaków sprzed jakichś dwóch lat, którym udało się „na boku” dogadać z jednym z kierowców i 4-osobową rodziną pojechać za łącznie 150€ - więc pełni optymizmu zeszliśmy wcześnie na ląd szukając szczęścia…
Para wodna ciężko rozpraszała poranne, blado-szare światło, nieprzejrzyste powietrze rozmywało niski wzgórza w centrum wyspy. W oddali, w niskiej wodzie brodziły flamingi, a na cichym jeszcze o tej porze brzegu, między przygotowanymi dla turystów kajakami, spacerowały dwie gazele… Większość kierowców zupełnie nie była skora do rozmowy, jeden obrotny oferował nam „private safari” za 80€ os osoby – co dalej było sporą kwotą – przynajmniej w relacji do tego, co jest oferowane (umówmy się, Serengeti to to nie jest…). Mieliśmy nadzieję, że ceny stopnieją z upływem dnia (statek odpływał o 18) – i jeszcze dwa razy o to zagadywaliśmy – ale kierowca był kompletnie nieugięty. Odpuściliśmy więc temat, szukając jakiegoś innego zajęcia by wypełnić dzień.
A o to niestety nie było łatwo – bo o ile wyspa jest w sumie spora, tak „Cruise beach”, plaża dla wycieczkowców, jest w zasadzie niewielkim skrawkiem, na końcu szosy postawiono posterunek ochroniarza pilnującego, by nawet na spacer się samopas nikt nie oddalił z tego miejsca. Wszelkie opcje spacerów, wycieczek rowerowych, czy w końcu safari były jedynie możliwe ze zorganizowaną wycieczką oferowaną przez naszego amatora – a ich ceny generalnie oscylowały w okolicy 75-130€ od osoby. I to był pierwszy moment, kiedy nasz rejs wycieczkowcem na faktycznie zaczął nas uwierać – bo takich turystycznie ubezwłasnowolniających pułapek do wyciągania pieniędzy nie lubię wybitnie. Ale ewidentnie gdzieś trzeba zarobić na tym rejsie, bo w sumie jego cena (jak na nocleg, transport i pełne wyżywienie) – nie jest wysoka. Ostatecznie poleżeliśmy więc na leżaku, pobrudziliśmy w obłędnie turkusowej wodzie laguny, podglądając namorzyny, coś poczytaliśmy, coś popisałam. Pewnie opcja jednego dnia luzu nawet nie byłaby irytująca – gdyby nie poprzedni, równie relaksujący i bezczynny dzień na morzu. Fajnie, fajnie – ale robi się tego już za dużo – choć dobrze, że w ZEA nie ma za wiele do roboty – więc ta strata czasu nie była taka „bolesna”. No i dla kronikarskiego porządku dodam, że bolesna była dla pań, bo panowie się zupełnie odnaleźli w tej wczasowej formie wypoczynku…;)