Geoblog.pl    migot    Podróże    Sprawozdanie z podróży do Zatoki Perskiej (2025)    Taka ładna klatka
Zwiń mapę
2025
12
lut

Taka ładna klatka

 
Zjednoczone Emiraty Arabskie
Zjednoczone Emiraty Arabskie, Şīr Banī Yās
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5228 km
 
Wstęp: Późnym popołudniem poprzedniego dnia dopływamy do sporej wyspy Sir Bani Yas, leżącej 9 km od brzegu emiratu Abu Zabi. Kiedyś prywatna własność Szejka Zayeda, stała się polem eksperymentów z ochroną i odtwarzaniem przyrody. Utworzono tu rezerwat - Arabian Wildlife Park, potem założono luksusowy ośrodek wypoczynkowy, aż w końcu w jednej sekcji wybudowano długą keję dla wycieczkowców – stając się punktem obowiązkowych części rejsów po Zatoce Perskiej. Gdy schodzimy na ląd popołudniowe słońce zachodzi nad skupiskami namorzynów przy niewielkiej lagunie. Jest wietrznie i spokojnie - miejsce ma potencjał. Jednak, jak miało się okazać następnego dnia – potencjał można realizować tylko napełniając kiesę AIDY…

Cel: Miało być safari, wyszło plażowanie...

Przebieg: Wysepka była znana ludzkości od epoki brązu - handlowano ze starożytnym Dilmun (kultura z terenów dzisiejszego Bahrajnu), są tu też pozostałości chrześcijańskiego monasteru z VII w. Współczesna „kariera” tego miejsca zaczęła się – jak większość rzeczy w emiracie Abu Zabi – od sympatii i wizji Szejka Zayeda. Pierwotna idea zdawała się słuszna – zakazano polowań, prowadzono program introdukcji arabskich, zagrożonych parzystokopytnych – w szczególności oryksów, arabskich gazel i arabotarów. Jednak widocznie kilka cennych przyrodniczo, ale mało charakterystycznych antylop nie wystarczyłoby, by przyciągnąć na kosztowne wycieczki odpowiednią liczbę turystów. Sprowadzono więc z Afryki żyrafy, strusie, gepardy, góralki i zebrę,– i teraz oferuje się „arabskie safari”. Jednak ceny oferowane na statku były dość zaporowe jak na 2-godzinną przejażdżkę z podglądaniem tej dziwnej, zoologicznej mieszanki – minimum 99€ w większym busiku, lub 129€ w terenowym samochodzie. Czytałam jednak wcześniej relację rodaków sprzed jakichś dwóch lat, którym udało się „na boku” dogadać z jednym z kierowców i 4-osobową rodziną pojechać za łącznie 150€ - więc pełni optymizmu zeszliśmy wcześnie na ląd szukając szczęścia…

Para wodna ciężko rozpraszała poranne, blado-szare światło, nieprzejrzyste powietrze rozmywało niski wzgórza w centrum wyspy. W oddali, w niskiej wodzie brodziły flamingi, a na cichym jeszcze o tej porze brzegu, między przygotowanymi dla turystów kajakami, spacerowały dwie gazele… Większość kierowców zupełnie nie była skora do rozmowy, jeden obrotny oferował nam „private safari” za 80€ os osoby – co dalej było sporą kwotą – przynajmniej w relacji do tego, co jest oferowane (umówmy się, Serengeti to to nie jest…). Mieliśmy nadzieję, że ceny stopnieją z upływem dnia (statek odpływał o 18) – i jeszcze dwa razy o to zagadywaliśmy – ale kierowca był kompletnie nieugięty. Odpuściliśmy więc temat, szukając jakiegoś innego zajęcia by wypełnić dzień.

A o to niestety nie było łatwo – bo o ile wyspa jest w sumie spora, tak „Cruise beach”, plaża dla wycieczkowców, jest w zasadzie niewielkim skrawkiem, na końcu szosy postawiono posterunek ochroniarza pilnującego, by nawet na spacer się samopas nikt nie oddalił z tego miejsca. Wszelkie opcje spacerów, wycieczek rowerowych, czy w końcu safari były jedynie możliwe ze zorganizowaną wycieczką oferowaną przez naszego amatora – a ich ceny generalnie oscylowały w okolicy 75-130€ od osoby. I to był pierwszy moment, kiedy nasz rejs wycieczkowcem na faktycznie zaczął nas uwierać – bo takich turystycznie ubezwłasnowolniających pułapek do wyciągania pieniędzy nie lubię wybitnie. Ale ewidentnie gdzieś trzeba zarobić na tym rejsie, bo w sumie jego cena (jak na nocleg, transport i pełne wyżywienie) – nie jest wysoka. Ostatecznie poleżeliśmy więc na leżaku, pobrudziliśmy w obłędnie turkusowej wodzie laguny, podglądając namorzyny, coś poczytaliśmy, coś popisałam. Pewnie opcja jednego dnia luzu nawet nie byłaby irytująca – gdyby nie poprzedni, równie relaksujący i bezczynny dzień na morzu. Fajnie, fajnie – ale robi się tego już za dużo – choć dobrze, że w ZEA nie ma za wiele do roboty – więc ta strata czasu nie była taka „bolesna”. No i dla kronikarskiego porządku dodam, że bolesna była dla pań, bo panowie się zupełnie odnaleźli w tej wczasowej formie wypoczynku…;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (23)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
Warmaj
Warmaj - 2025-02-16 15:28
Może chociaż za leżaki nie musieliście zapłacić?? Magda, taki jeden leniwy dzień, na plaży i w słońcu, na pewno Ci nie zaszkodzi...Odbijesz sobie w kolejnej eskapadzie.
 
stock
stock - 2025-02-16 21:52
Ojoj, nie lubię takich pułapek i łączę się, jak to mówił jeden z naszych prezydętów, "w bulu". Brawo dla panów, grunt to się odnaleźć w każdych okolicznościach :)
 
mamaMa
mamaMa - 2025-02-17 09:54
Brrrr....
A na zdjęciach taka atrakcja;)
 
marianka
marianka - 2025-02-25 16:09
Hehe, z jednej strony turystyczna pułapka - bleee, a z drugiej strony jako przemęczonej matce trójki małych dzieci jakoś nie mieści się w głowie narzekać na dodatkowy dzień odpoczynku! :D
 
 
migot
Magdalena M
zwiedziła 25% świata (50 państw)
Zasoby: 530 wpisów530 1666 komentarzy1666 11937 zdjęć11937 5 plików multimedialnych5