Wstęp: Tuż przed zachodem słońca docieramy do Aksum – to ostatni punkt na naszej tigrajskiej trasie. Współcześnie miasto nie robi szczególnego wrażenia – jednak jego historyczne znaczenie jest olbrzymie. Nie dziwi więc, że już w 1980 roku ruiny starożytnego miasta Aksum zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Cel: Starożytne pozostałości Aksum.
Przebieg: Początki królestwa Aksum, osadzonego na terenach dzisiejszej północnej Etiopii i Erytrei, sięgają I w. n.e.. Jego rozkwit to trzecie stulecie n.e., gdy dominowało nad szlakami handlowymi Morza Czerwonego, i podbijało sąsiednie tereny – okresowo panowało nad połaciami dzisiejszego Sudanu, a nawet Jemenu. W połowie IV w. n.e., pod wodzą króla
Ezana, jako jeden z pierwszych krajów świata przyjęło chrześcijaństwo jako religię państwową. Zresztą tędy przybywały tu wszystkie Abrahamowe religie. Czasy świetności minęły po 700 r. n.e., wraz z rozprzestrzenieniem się w regionie islamu. Aksum, wspaniałe królestwo późnego antyku, powoli pogrążało się w odmętach historii, aż do rozpadu blisko przełomu tysiącleci. Niemniej, jego dziedzictwo żyje po dziś dzień – bo to właśnie Aksum jest kolebka Etiopskiej państwowości.
Kolejny dzień zaczynamy od zwiedzania centralnego i najważniejszego zabytku regionu.
Kamienne świadectwo królewskiego rodowodu Aksum leży strzaskane jak herb upadłego monarchy. W tym ubogim miasteczku, zagubionym wśród północnych wyżyn Etiopii, zostało stworzone jedno z najwspanialszych dzieł architektury starożytnej Afryki - ważąca 500 ton 30-metrowa stela - największy na świecie obelisk płytowy z pojedynczej bryły skalnej. Około 1700 lat temu pozyskano blok w kamieniołomach sjenitu i przeciągnięto, siłą ludzi lub słoni, na odległość prawie pięciu kilometrów. Przycinany następnie dla nadania wyglądu trzynastopiętrowej budowli, prawdopodobnie obalił się w trakcie podnoszenia, miażdżąc grobowiec, który miał wieńczyć. Otacza go ponad setka innych stel. Niektóre wciąż stoją, wiele leży przewróconych i rozbitych. Wszystkie przypominają o świetności dawnego Aksum i świadczą, że należało kiedyś do najznamienitszych królestw świata.Strażnicy wiary, C.S. Millard, National Geographic Magazine 07/2001
Szczególnie dumnie stoi Stela nr 2, charakterystyczny
Obelisk z Aksum - mierzący jakieś 24 metry i ważący „ledwie” 160 ton. To, że go tu teraz widzimy ma większe znaczenie i jest większym osiągnieciem, niż mogło by się z pozoru wydawać. W 1937 roku stelę jako „pamiątkę” zabrali ze sobą do Rzymu faszystowscy okupanci, i mimo ustaleń pokojowych z 1947 roku – bardzo długo ociągali się ze zwrotem (choć gdyby trafiła do British Museum, Etiopczycy pewnie nigdy by jej nie zobaczyli…) - jednak kolejne władze systematycznie się o nią upominały. Logistyka przewozu takiego cargo była wyzwaniem, zwłaszcza po odłączeniu się Erytrei – co odcięło drogę morską, którą stela kraj pierwotnie opuściła. Transport drogowy nie wchodził w grę, została droga lotnicza – jednak wymagała modernizacji lokalnego lotniska [!], by mógł na nim wylądować transportowy Antonov. Przewóz steli i tak był możliwy tylko w kawałkach, jednak w końcu, po trzech kursach, w 2005 roku repatriację zakończono sukcesem. Stelę złożono do kupy i dumnie zaprezentowano publiczności w 2008 roku.
Tuż obok znajduje się trzecia wielka stela –
króla Ezana. Choć najmniejsza, ta jedna miała oprzeć się próbie czasu i znaczy miejsce królewskiego pochówku nieprzerwanie przez 17 stuleci… Co wymowne, była to ostatnia wielka stela, którą stworzyło Aksum – po przyjęciu chrześcijaństwa zaprzestano budowy takich monumentów.
Co więcej, to właśnie za panowania tego władcy do Aksum miała trafić Arka Przymierza z mojżeszowym dekalogiem – i według gorliwych wierzeń wielu Etiopczyków – tu ma spoczywać po dziś dzień. Miał ją tu przenieść z regionu jeziora Tana (kawałek od Gondaru), gdzie z kolei umieścił ją
król Menelik, syn królowej Saby. Z jej panoramowaniem wiążą się mityczne początki Aksum – jakieś tysiąc lat przed historycznym zalążkiem królestwa. Starotestamentowa władczyni miała udać się w podróż do Jerozolimy (swego rodzaju misja handlowa), by odwiedzić króla Salomona. Jednak z powrotem przywiozła coś więcej niż dyplomatyczne dary i handlowy kontrakt – była brzemienna, niosąc pod łonem Salomonowego syna (owego Menelika). Od niego Etiopczycy dumnie wyprowadzają swoją królewską dynastię cesarzy (której ostatnim przedstawicielem miał być Hajle Selasje), nie bacząc szczególnie na to, w jakich okolicznościach to założycielskie, pozamałżeńskie dziecię musiałby być płodzone… Gdy Menelik dorósł, zapragnął poznać nieobecnego ojca. Ewidentnie znajomość była dość zażyła, bo w drodze powrotnej z Jerozolimy dostał w obstawie pierworodnych synów innych możów oraz właśnie Arkę Przymierza…
Tuż naprzeciwko starożytnych obelisków znajduje się XVII w.
Kościół Matki Bożej z Syjonu, a przy nim niepozorna Kaplica Tablic, zgodnie z legendą kryjąca Arkę – aby twierdzenia nie dało się zweryfikować, do wnętrza może wejść tylko jeden mnich, dożywotnio sprawujący nad nią opiekę. Jako, że do tego pierwszego kościoła nie mogą wchodzić kobiety, a do drugiego już prawie nikt - cesarz Hajle Sellasje zbudował obok również nowy, neo-bizantyjski Kościół Matki Bożej z Syjonu – tym razem dostępny dla wszystkich (nawet dla turystów, szczególnie jak dadzą za otwarcie bram dodatkowy napiwek). Miejsce z pompą inaugurowała zaproszona królowa Elżbieta II, przywożąc w darze… żyrandol. W tym miejscu można jeszcze odwiedzić muzeum Aksum – i to jest miejsce niezwykłe. W zatęchłej półpiwnicy, do której jednak nie można wnieść żadnej torby, nie mówiąc o aparacie, składowane są fantastyczne skarby, ale w tak fatalnych warunkach, że nie mieści się to w głowie. Złote i srebrne korony wysadzane kamieniami szlachetnymi, szaty królewskie, wiekowe woluminy świętych ksiąg, cenne krzyże i inne dewocjonalia. Jedne z cenniejszych, etiopskich regaliów i przedmiotów liturgicznych - upchane w brudnych szafach, pomięte, ukurzone jak bezwartościowe graty na starym strychu... Na szczęście obok buduje się już porządne muzeum – mam nadzieję, że w krótce te cenne przedmioty zostaną zakonserwowane i zaprezentowane w bardziej należyty sposób…
Poza ścisłym centrum Aksum ma jeszcze kilka zabytków, po których skrupulatnie obwozi nas przewodnik, pilnując jednak czasu – o 14 mamy samolot powrotny do Addis (na szczęście od połowy roku działa znów zniszczone w czasie wojny lotnisko w Aksum). Oglądamy w szybkim tempie grobowce starożytnych władców, pozostałości pałacu Dungur (zwanego pałacem Królowej Saby), kamień Ezana – na którym niczym na kamieniu z Rosetty widnieją trójjęzyczne inskrypcje (tutaj w gyyz, po sabejsku i w starożytnej grece), wykuty w skale grób przypisywany Baltazarowi, jednemu z trzech biblijnych królów odwiedzających Jezusa w stajence. Ale też sceny codzienne z życia współczesnych mieszkańców Aksum, które jednak wydają się pochodzić z innej epoki – ręczne żniwa niewielkimi sierpami, młócenie zboża siłą bydlęcych kopyt – z takim tylko usprawnieniem, że robi się to na asfaltowych drogach…
Na koniec nie starcza czasu na lunch, ale na kawę - zawsze. A parzenie kawy w Etiopii to ceremoniał sam w sobie – jesteśmy okadzani świeżo prażonymi ziarnami, napar przygotowuje się w charakterystycznych, brązowych czajniczkach. Do stołu przynosi się zawsze dużą tacę, na której, poza owym dzbankiem, niewielkimi filiżaneczkami, czasem płatkami kwiatów, znajduje się obowiązkowo kadzielniczka z rozgrzanymi węgielkami i kadzidłem. I co jak co, ale etiopska kawa jest doskonała!