CD.
Materiały i metody: *Autobus z dworca w Bharatpur do Jaipuru – 193 INR mężczyzna i 100 INR kobiety – pierwszy raz spotkaliśmy się z rozróżnieniem ceny ze względu na płeć; 4h.
*Hotel Arya Niwas w Jaipurze – 3080 INR/noc pokój 2 os; 2180 INR/noc pokój 1os.
*Waluta: rupia indyjska, INR, 1000 INR = ±50 PLN.
Przebieg: Nie pozostało nam nic więcej, jak wydostać się z
Bharatpur - opcje na to (publicznym transportem) były w zasadzie trzy: pociąg, który odjeżdżał dopiero koło 16, albo autobus – łapany blisko bram parku, przelotowy z Agry do Jaipuru, lub bezpośredni z głównego dworca tej zapyziałej mieściny. W drugim wariancie autobusy miały być częstsze, więc tam poszliśmy szukać szczęścia. A trzeba przyznać, że te prowincjonalne dworce to nie jest łatwe miejsce dla zachodnich podróżników, nic kompletnie nie było tam zapisane alfabetem łacińskim – wszystko w hindi, alfabetem dewanagari. Plus człowiek nabiera niestety tej okropnej podejrzliwości, gdy ktoś udziela mu rad – czy przypadkiem to nie będzie przekręt, czy znowu nie starają się nas wykiwać – a jak wiadomo domena transportowa jest zwykle pełna takich „uprzejmych”. Tym razem, jednak, musimy być wdzięczni pomocnemu Indusowi, który pomógł nam kupić bilety, z numerowanymi miejscami [!] i wsadził do dobrego pojazdu. Standardy tych rządowych, lokalnych autobusów są bardzo niskie – poobijane, wiekowe maszyny, niewygodne siedzenia, koloryt w postaci obnośnych sprzedawców jedzenia i pana porządkowego-konduktora gwizdkiem wprowadzającego cień zorganizowania w tłok podróżnych (i tymże gwizdkiem daje znać, gdy ktoś chce wysiąść). Na plus wychodzi oczywiście cena – tym sposobem trasę Delhi-Agra-Fathepur Sikri-Bharatpur-Jaipur, którą „uprzejmi” doradcy z Delhi uważali że zdecydowanie powinniśmy zrobić wynajętym samochodem za promocyjne 18 000 INR, zamykamy w jakichś 2 500 INR (na 3 osoby).
Cztery godziny potrzebne na pokonanie jakiś 170 km (w tym pół godziny już w samym Jaipurze) czujemy w krzyżach przez kilka kolejnych dni… Ale i tak najbardziej męczy hałas na indyjskich drogach i w indyjskich miastach. Nie jest to przecież nasze pierwsze azjatyckie „rodeo”, ale tutejsze nieustające trąbienie wznosi się na nowy poziom…
*
Tym bardziej z wielką ulgą stanęliśmy w progu naszego hotelu. Cenowo była to pewna ekstrawagancja na tle średniej wyjazdu (choć nie na standardy choćby europejskie), ale warto było. Miejsce zasłużyło na honorową wzmiankę w relacji – w ładnie odrestaurowanym, historycznym budynku, marmurowe podłogi, przyjemny ogród –człowiek czuje się jak kolonialny oficjel na placówce, i jakoś nie jest mu z tym źle… Na plus też przyjemne detale radżastańskiej sztuki. Przykładem może być zawieszony w recepcyjnym hallu
pad - zwój religijnego, folkowego malowidła stanowiącego tradycyjnie tło śpiewnej recytacji religijnych eposów - wymierającej już antycznej sztuki, która w Europie skończyła się gdzieś w czasach Homera, a tutaj jeszcze można spotkać praktykujące je społeczności. Mniej udane były wieczorne pokazy tańca i śpiewu radżastańskiego… Niemniej, miejsce było naszą niezwykle przyjemną oazą w chaotycznym Jaipurze!