Wstęp: Szlak łączący
Pico Arieiro (1818 m n.p.m.) z
Pico Ruivo (1862 m n.p.m., najwyższy szczyt Madery) uchodzi za najbardziej wymagającą – ale też jedną z ładniejszych- tras trekkingowych na wyspie. Na samo Pico Arieiro można podjechać samochodem, zaś na Pico Ruivo prowadzą dwie drogi – dłuższa i trudniejsza z Pico Arieiro i druga łatwiejsza, (choć mniej widokowa) z
Achada do Teixeira(gdzie również można podjechać autem). Przejście trasy w dwie strony to już bardzo zaawansowane wyzwanie, na które porywa się znacznie mniej osób. Część nawet zaczyna z takim zamiarem, ale po przejściu jej w jedną stronę nie widzi szans powrotu, i decyduje się na drogą taksówkę, z Achada do Teixeira do pozostawionego pod Pico Arieiro samochodu (ponoć od 80EUR). Alternatywą są wycieczki z Funchal, które dowożą chętnych pod Arieiro i odbierają ich po kilku godzinach pod Achada do Teixeira. U nas ja przeszłam trasę w jedną stronę, zaś mama przeszła fragment z Pico Arieiro i odebrała mnie z Achada do Teixeira.
Cel: Trekking z Pico Arieiro do Pico Ruivo, Verada PR1.
Materiały i metody: *Parking przy Pico Arieiro jest darmowy, ale szybko się zapełnia. Trochę niżej jest drugi, większy, bez utwardzanej powierzchni –trochę dodatkowej drogi na szczyt, ale to też jest opcja.
*Parking przy Achada do Teixeira jest darmowy.
Przebieg: Z Santa Cruz, gdzie mieszkałyśmy, do centrum Madery, pod Pico Arieiro prowadziła całkiem prosta droga. Wydawało się - wspaniale. Jednak, jeśli z poziomu morza mamy się w kilka kilometrów wspiąć na 1800 metrów to znaczy, że „prosta droga” będzie niesamowicie stroma… Już kilka minut od ruszenia z domu miny nam zrzedły, gdy jak okiem sięgnąć trasa, dokładnie prostopadła do oceanu, pięła się pod kątem chyba 40 stopni w górę…
Przy takim początku dnia nie trzeba by nawet kawy. Sprawdzana kompulsywnie prognoza pogody zdawała się być dzisiaj korzystna dla górskich wycieczek, z dużymi nadziejami wypatrywałam szczytu
Pico Arieiro, pod który można praktycznie podjechać samochodem. Niestety, na jakieś kilkaset metrów od niego zaczęła się moja największa, widokowa, mleczna zmora.
Pogrążony całkowicie w chmurach przewalających się przez granie niekończącym, gęstym dywanem. Czekamy pierwsze pół godziny, drugie – dochodzi 9.00, nic dalej nie widać. Próba wyjścia- mleko. Koło 9.30 zrezygnowane zawracamy, z przystankiem na położonym nieco niżej parkingu. Ostatni rzut oka – i tak jakby się przejaśnia. W końcu na szczycie Pico Arieiro widać charakterystyczny radar w kształcie golfowej kulki. Nalegam, byśmy spróbowały raz jeszcze – wracamy 9.40. Widoczność – idealna… Piękny prezent imieninowy!
Trasa z Pico Arieiro do Pico Ruivo to 5,6 km w jedną stronę, i zwykle zajmuje on jakieś 3-4h. Nawet, jeśli nie zamierzacie przechodzić całej trasy, warto przejść jego relatywnie łatwy, a bardzo piękny, początkowy fragment. Obejmuje on pierwszy taras widokowy –
Ninho da Manta, i znajdujące się kawałek dalej tzw.
Schody do nieba - jeden z bardziej pocztówkowych widoków Madery. Tutaj rozdzielamy się z mamą, i ja ruszam stromo w dół – bo trasa łącząca oba szczyty nie idzie bynajmniej jakąś przyjemną przełęczą – a bardziej ma urok kanionu, gdzie najpierw trzeba sporo zejść w dół, nim wdrapiemy się na kolejny szczyt.
Część trasy biegnącą bliżej dna doliny obchodzi trzeci szczyt, Pico das Torres. Biegnie przyklejona do jego zbocza, wykutą przy skale ścieżką, raz po raz przechodzącą przez wykute w skale tunele. Ten fragment jest dość łagodny, choć trasa ciągle biegnie lekko w dół – co niechybnie zwiastuje, że będzie trzeba o tyle więcej wdrapać się w górę…
Ostatnia godzina była już ciężkim podejściem, gdzie niejedni wypluwali płuca, inny zawracali. Trasa prowadzi najpierw do Schroniska, gdzie łączy się ze szlakiem z Achada do Teixeira, by biec jeszcze 0,5km w górę- już na samo Pico Ruivo. Gdy piłam spokojnie kawę pod schroniskiem dotychczas idealne, błękitne niebo zaczęły znowu zasnuwać chmury. Przelewały się z prawej i z lewej strony – gdy niemal dobiegłam na szczyt Ruivo otaczały go już z trzech boków, blokowane górskimi szczytami, zostawiając jedno, szybko zamykające się okienko widokowe. Trasa do Achada do Teixeira (2,8 km ) już pogrążyła się w chmurach. Tyle było widoków… Na niej spotkałam się z mamą, i wczesnym popołudniem opuściłyśmy zamglone szczyty centralnej Madery.
*
Zjeżdżamy do miasteczka
Santana, niegdyś odciętego od reszty wyspy górską zaporą, dzisiaj łatwo osiągalnego eleganckimi tunelami obiegającymi wyspę i nieprawdopodobnie usprawniającymi przemieszczanie się z jednego jej końca na drugi (co docenia się niepomiernie bardziej po dniu jazdy góra-dół „powierzchniowymi” serpentynami). Ponoć dzięki temu wiekowemu odosobnieniu zachowało się tutaj nieco więcej niegdyś typowych dla Madery domków: krytych strzechą, o trójkątnych fasadach. Teraz stoją zupełnie absurdalnie w centrum małego miasteczka – przerobione na sklepiki, kwiaciarnie. Ale ładnie utrzymane, całkiem urocze. Nie żeby jechać tu specjalnie, ale „po drodze” można się zatrzymać.
Do Santany łatwiej było kiedyś dotrzeć od strony oceanu-chociaż i tutaj dostępu broniły strome, spektakularne klify. Oglądać je można z jednego z licznych punktów widokowych – my zahaczyłyśmy tego dnia o dwa –
Rocha do Navio i
Santo António (a rankiem kolejnego dnia jeszcze o jeden,
Guindaste). Z tego pierwszego biegnie do podnóża klifów niewielka kolejka linowa – obsługująca ze trzy domki na dnie… Nie wiem, co robi większe wrażenie – że wybudowano kolejkę dla tak skromnej populacji, czy że tych kilku farmerów lub rybaków tak uparcie tkwi przy swoich maleńkich, targanych wiatrem posesyjkach…