Wstęp: Jak na to, że Calakmul było jednym z dwóch najpotężniejszych, prekolumbijskich miast Majów (drugim było Tikal – jedna z naczelnych atrakcji turystycznych Gwatemali) – to w Meksyku zaskakująco mało się to miejsce promuje. Powód jest oczywisty – jego położenie. Odległe od wszystkiego – a przede wszystkim od typowych „gringo trails”, utartych marszrut zachodnich turystów. Znajduje się w środku olbrzymiego rezerwatu biosfery Calakmul, wśród hektarów gęstej dżungli, ponad 60 km od głównej, prostej jak od linijki drogi, spinającej dwa krańce południowej części półwyspu Jukatan. Żadnych większych ośrodków w pobliżu, żeby się do niego dostać zwykle trzeba spędzić przynajmniej jedną noc w kompletnie nieciekawym
Xpujil (czyt. Szpuhil) w stanie Campeche – trzy ulice na krzyż, kilka hoteli (z czego jeden ma sensowne ceny), jakiś sklep i mikro dworzec ADO. Ze względu na to problematyczne położenie sama byłam bliska odpuścić to miejsce (bo poruszamy się transportem zbiorowym, gdyby mieć swój samochód to temat nie stanowiłby w zasadzie problemu) – ale okazało się, że Calakmul jest już chyba ostatnią strefą archeologiczną, która w covidowym szaleństwie nie zabroniła wspinania się na piramidy! No więc musiałam sobie odbić te wszystkie zakazy…
Cel: Ruiny jednego z dwóch najpotężniejszych miast Majów -
Calakmul.
Materiały i metody: *Transport: -Przejazd między Palenque a Xpujil, jeden dziennie autobus AU (jadący do Cancun) – 429 MXN, 6h, odjazd o 18 – co daje przyjazd o północy. W Palenque okazało się, że są colectivo kursujące częściej do/przez Xpujil – ale niestety mieliśmy już zbyt zapobiegawczo kupione bilety na dalszą podróż…
-Przejazd z Xpujil do Calakmul (ponad 100 km w jedną stronę, z czego ponad 60 km wąską, średniej jakości parkową drogą) – około 2h OW, ok. 500 MXN/os zorganizowanym transportem zbiorowym – ale pluliśmy sobie w brodę, że nie wzięliśmy prywatnej taksówki (przy trzech osobach wyszłoby pewnie na to samo)…
*Wstęp do Calakmul: trzeba kupić dwa bilety, do rezerwatu biosfery (te bilety zdają się drożeć o jakieś 30% rocznie) – 165 MXN, wstęp do strefy archeologicznej: 85 MXN (razem: 250 MXN).
*Nocleg w Xpujil: Hotel Chaac Calakmul – 470 MXN/pokój 3-osobowy – bardzo podstawowy, ale mogliśmy się tam zameldować koło północy i na kilka godzin snu do porannej pobudki wystarczył.
*Waluta: Peso meksykańskie, MXN = ok. 0,20 PLN, 1 PLN = 5 MXN.
Przebieg: Do Xpujil dotarliśmy koło północy (tak przyjeżdżał autobus z Palenque), szybki prysznic – i kimono, bo już o 7 rano startował transport do ruin. I ten zbiorowy busik napsuł nam później krwi -a w zasadzie nie sam transport, a inni współtowarzysze podróży – rano ktoś zaspał, i opóźnił wyjazd, a przy powrocie para Niemców spóźniła się godzinę [!] na planowany powrót. A że nam spieszyło się ruszyć w dalszą drogę (zdecydowanie nie chcieliśmy spędzić kolejnej nocy w Xpujil), to wyklinałam typów srogo… Przez takie zachowania nigdy nie jeżdżę na zorganizowane wycieczki, bo nic mnie tak nie denerwuje jak ludzie nie szanujący cudzego czasu, i to czasy szczególnego – bo podróżniczego…
Ale nawet jak zwieńczenie wycieczki podniosło nam ciśnienie, to sama wizyta w kompleksie ruin była magiczna. To jest naprawdę wyjątkowe miejsce, i takiej panoramy jak ze szczytu tutejszych piramid nie widziałam nigdy… Strefa archeologiczna jest wielka, i trzy godziny, które zwykle taki zbiorowy transport czy umówione taksówki dają na miejscu, nie było wystarczające, by to wszystko komfortowo obejść… I tak część strefy była zamknięta – ale najważniejsze – piramidy – można było zwiedzać jak zawsze.
Gęsta, ale sucha dżungla (inna zupełnie niż w okolicach Palenque) przejęła to miejsce w sposób absolutny. Wszędzie pełno nieuchwytnych (przynajmniej moim aparatem) ptaków i małp. Widoczne ruiny są zwykle oczyszczone tylko częściowo, do połowy, z jednej strony – co pozwala zobaczyć jak, jeszcze niedawno, szczelnie porastała je roślinność. Sama nazwa miejsca – Calakmul – została nadana przez amerykańskiego botanika i odkrywcę, i w majańskim języku znaczy „dwa sąsiadujące wzgórza” – bo przykryte leśnym dywanem piramidy zdawały się być naturalnymi pagórkami. I nawet gdy chodzi się po tym – było nie było – utrzymanym stanowisku, gdzie wytyczono ścieżki i las trzymany jest w ryzach – piramidy i inne budowle pojawiają się zupełnie znienacka. Do tego stopnia, że gdy szukając tej największej z piramid trafiliśmy na jakąś strukturę (bez wielkiego polotu większość budowli ma tu nazwy „Struktura X” – z kolejnym numerem), nie byliśmy pewni, czy to to – i dopiero po wejściu na jej szczyt zobaczyliśmy nieopodal to, czego faktycznie szukaliśmy. To zdziwienie, gdy oczom ukazuje się wielka, zatopiona w dżungli piramida – niezapomniane i bezcenne. Zawsze zastanawiałam się jak to jest, że takie miejsca zostawały nieodkryte dla zachodniego świata przez całe wieki – ale tutaj doskonale widać, jak potężny kamuflaż daje tropikalny las.
Widoki ze szczytów dwóch najwyższych piramid – Struktur II i I – są obłędne. Prawdziwe, spokojne morze zieleni, niemal niezmącona, gładka tafla dżungli. Ciągnie się to po horyzont, 360 stopni dookoła głowy. I choć kusi, by pomyśleć, że taki widok widzieli np. jeńcy składani na szczytach piramid w ofiarnych rytuałach – tak wtedy musiała to być zupełnie inna panorama. Okolice były zamieszkane przez setki tysięcy ludzi, rejony te były wśród najwcześniej i najgęściej zaludnionych obszarów w okresie klasycznym Majów – więc ktokolwiek by się tu wspiął, widziałby pewnie inne piramidy, miasta i wioski, dachy szałasów, uprawne poletka, dymy rytualnych ognisk palonych dziesiątki kilometrów stąd, może nawet u wielkiego rywala – Tikal, położonego całkiem niedaleko (w prostej linii) na południe…
Jak
Calakmul doszło do swojej prominencji? Zapewne dzięki, temu, że stało się domem tajemniczej i ambitnej
dynastii Węży (znamy 8 władców), która uczyniła zeń rywala gwatemalskiego Tikal, i na jakieś 130 lat, w szczycie okresu klasycznego, strąciła je z pozycji majańskigeo hegemona. Choć kiedyś tak ważne, teraz o sławie tego pogrążonego w gęstej dżungli miasta i wpływie na świat Majów dowiadujemy się raczej z próżni, którą stworzyło w zapisie archeologicznym rywala (tajemniczo ubogie w stele i projekty architektoniczne lata 560-690 n.e. w Tikal n), niż zapisów znalezionych w samym mieście. Badacze składali historię zagadkowej dynastii Węży z kawałków zapisów rozsianych po sąsiednich miastach, gdzie raz po raz pojawiał się tajemniczy hieroglif z uśmiechniętym wężem. Dynastia raczej nie pochodziła oryginalnie z Calakmul, ale po 635 roku na pewno już tu panowali. Jednak zapewne sporo wcześniej, drogą hojnej dyplomacji, jeden z pierwszych znanych nam władców – Kamiennoręki Jaguar - przeciągał na swoją stronę miasta sprzymierzone z Tikal, zwłaszcza te położone najbliżej rywala. Krąg sojuszników wężowych władców zaciskał się wokół Tikal jak postronek, aż w końcu przypuszczono zwycięski atak – kierował nim kolejny z władców, Świadek Nieba. To zapoczątkowało „złoty wiek” dominacji królów Węży, którym niektórzy historycy przypisują dążenie (z umiarkowanym sukcesem) do tworzenia czegoś zbliżonego w idei i formie do imperium – choć tradycyjnie kulturę Majów uważa się raczej za system państw-miast (niczym starożytna Grecja), bez imperialnych zapędów (jak Rzym, czy chociażby późniejsi Aztekowie)… Niemniej, przez ponad wiek, władcy z Calakmul dozorowali system miast wasalnych, których władcy nie mieli czasem nawet własnych, królewskich tytułów (kiedy Węże z Calakmul nazwali siebie
kaloomte, królami królów). Dalej szafowali politycznymi intrygami, strategicznymi mariażami, jednych przekupywali, innych zastraszali. I co jakiś czas „przywoływali do porządku” niepokorne, i ciągle groźne Tikal – tak długo, aż rywal nie odzyskał sił na tyle, by pod koniec VII wieku rozgromić ostatniego wielkiego Wężowego władcę – Ognistego Pazura. Później wpływy Calakmul malały, a i cała cywilizacja Majów powoli degradowała – o tym okresie upadku pisałam w
poprzednim wpisie.
Tikal nigdy jednak nie osiągnęło potęgi, jaką mieli Węże, a w połowie IX w. klasyczna cywilizacja Majów upadła. Nie wiadomo, czy z powodu przeludnienia, chwiejności rządów czy przedłużającej się suszy miasta epoki klasycznej ogarnął chaos, a w końcu ludność je porzuciła.
Czy temu upadkowi mogli zapobiec Węże? Jak potoczyłyby się losy, gdyby Ognisty Pazur pokonał Tikal w 695 r.?
-Uważam, że upadku można było uniknąć – twierdzi archeolog, który kieruje wykopaliskami w Wace. – Niepowodzenie wysiłków na rzecz zjednoczenia środkowego obszary cywilizacji Majów pod jedną władzą było głównym czynnikiem sprzyjającym anarchii, wojnom, i niezdolności poradzenia sobie z suszą.
Być może kiedyś poznamy odpowiedź. 40 lat temu królowie Węże byli tylko pogłoską. Przed 20 laty uważano ich za lokalnych władców Calakmul. Dzisiaj wiemy, że panowali nad najrozleglejszym królestwem Majów w dziejach.”Imperium królów Węży, E. Vance. National Geographic Magazine 09/2016