Wstęp: Wczesnym rankiem wytoczyliśmy się na dworzec Periferico na wschodnim krańcu starego miasta Oaxaci – chłodno, ciemno i bez domu. Chcieliśmy zobaczyć, czy jeszcze da się podróżować jak za starych czasów, szukając noclegu na bieżąco, pukając do drzwi napotkanych hosteli. Oczywiście można – ale okazuje się, że w Meksyku nie będzie to koniecznie przyjemne doświadczenie… W tych czasach jednak wszystkie przyzwoite miejsca widnieją już na Bookingu albo innych portalach, i rezerwują się z wyprzedzeniem. Przyjemne miejsca były pełne, nory za 200-300 MXN/pokój raczej straszne. Trafiliśmy na zdawałoby się całkiem czysty i przyjemny hotelik, ale – co okazało się później, właściciel miał mocną manię kontroli i czuliśmy się tam jak na kolonii karnej – ciągle śledzeni, woda ciepła tylko jak się upomnisz, i to tylko między 7 a 10, dziwaczny regulamin i więcej… Później przeczytane opinie na Google utwierdziły nas w przekonaniu, że ten człowiek nie był do końca normalny… Od tego czasu rezerwujemy noclegi z 1-2 dniowym wyprzedzeniem, uważnie czytając opinie na Bookingu…
Cel: Stolica stanu Oaxaca – miasto tej samej nazwie (czyt. Łahaka).
Materiały i metody: *Transport: Autobus AU (gorszy standard niż popularne ADO, nie ma toalet, ale też nie ma lecącej non-stop telewizji…) – 506 MXN, 7h.
*Nocleg: 450 MXN/pokój, Casa Rustica – trzymajcie się od tego z daleka…
*Taksówka z centrum na dworzec ADO – 60 MXN. Uber tu w zasadzie nie fukncjonuje…
*Jedzenie: Na targu 20 de Noviembre np. Comedor Chabelita - enchilada z mole negro i kurczakiem – 65MXN, chili relleno -40MXN, tlayuda – 60-100 MXN; alejka Pasillo de Carne Asado - najmniejsza porcja (250g wołowiny i 250 g kiełbaski chorizo) – 100 MXN, do tego tortille - 20 MXN i dodatki - po 15 MXN (porcja sosu, warzyw, itd.).
Na śniadanie: Cafe Alex –zarówno typowo meksykańskie jak i bardziej europejskie (tosty, sałatka owocowa z jogurtem i granolą) zestawy z kawą i świeżym sokiem pomarańczowym – około 100 MXN.
Na czekoladę (śniadania też dobre) – przy rynku, Chocolate Mayordomo. Ceny od 35-40 MXN.
*Waluta: Peso meksykańskie, MXN = ok. 0,20 PLN, 1 PLN = 5 MXN.
Przebieg: Już w pierwszych promieniach wschodzącego słońca Oaxaca wyglądała na przyjemne miasto. Nie za duże, nie za małe, kolonialne, z masą jednopiętrowych, kolorowych domków i kilkoma bardziej monumentalnymi budowlami kościelnymi. Ładnie pisał o nim Paul Theroux w swojej najnowszej książce:
Całe żółtawe miasto starych pobrużdżonych domów z prażonych słońcem i nagryzionych erozją stiuków i kamieni wygląda tak, jakby je wyrzeźbiono w dojrzałym serze. Kamień nadający architekturze Oaxaki swoisty centkowany żółtawo-zielonkawo-brązowy kolor to tuf wulkaniczny, zwany „toba volcanica” lub „cantera verde”, który wydobywa się w kamieniołomach na wzgórzach całej okolicy. Pomimo skromnych fasad wiele większych domów ma ocienione patia, w środku duże pokoje, a czasem wewnętrzne podwórka przypominające atria, z zadaszonymi wejściami (zaguanes), fontannami, płaskorzeźbami i kruchymi plamami w szarych donicach. W latach sześćdziesiątych XIX wieku wiele starych kościołów i klasztorów, w tym wspaniały kościół Świętego Dominika Guzmana, skonfiskowano i zbezczeszczono na mocy antykościelnych ustaw wprowadzanych przez prezydenta Benito Juáreza, który urodził się w małej miejscowości San Pablo Guelato w górach na północnym wschodzie stanu Oaxaca i wychował w jego stolicy. (…) Fala antyklerykalizmu jednak przeminęła i kościoły oraz klasztory wróciły do dawnej świetności. Ale nie wybudowano luksusowych ośrodków turystycznych.Na równinie węży. Podróż po Meksyku, P. Theroux
Historyczne centrum można podzielić na dwie części – ta na północ od zadrzewionego rynku jest bardziej odnowiona, pełna kolorowych domków. Więcej tu hipsterskich knajpek, eleganckich sklepów z rękodziełem, wystaw na wolnym powietrzu i galerii sztuki. Jest tu ponoć świetne muzeum kultur, w dawnych budynkach klasztoru Santo Domingo – ale oczywiście jest teraz zamknięte. Część na południe od rynku jest zdecydowanie bardziej handlowa – poza uliczkami ze sklepami i szmelcem są tam dwa wielkie tragi – jeden z barwnym rękodziełem (Mercado Juarez), dla którego Oaxaca będzie jednym z ważniejszych stolic w Meksyku, a drugi z jedzeniem (Mercado 20 de Noviembre).
I ten drugi targ stał się naszym ulubionym miejscem na jedzenie, bo stosunek jakości do ceny był nie do przebicia. Ogólnie Oaxaca jest znana z dobrego jedzenia, jej sława kulinarnej stolicy kraju zbudowała duże oczekiwania – i nie zostały one zawiedzone. Ani razu w tym mieście źle nie zjedliśmy (ogólnie jedzenie w Meksyku jest bardzo smaczne, ale można trafić na gorsze rzeczy – tutaj było zawsze 10/10). Najsłynniejsze w oaxacańskiej kuchni są
sosy mole - których miasto ma aż 7 rodzajów. Na świecie zwykle mole uważa się za sos z czekoladą, ale prawda jest taka, że tylko niektóre rodzaje mole zawierają czekoladę, a nawet jeśli – to jest ona tam w charakterze przyprawy, drobnego, ledwo wyczuwalnego dodatku – a bazę stanowią orzechy, owoce (takie jak rodzynki) i nawet kilkanaście rodzajów różnych papryczek. Najbardziej polubiliśmy na wspomnianym targu Comedor Chabelita, gdzie za kilkanaście złotych można było zjeść świetne mole negro, np. z enchiladami z kurczakiem. Dobre były też nadziewane papryczki, smażone w cieście trochę przypominającym racuchy (chile relleno), czy
tlayuda - „oaxacańska pizza” – chrupka tortilla z pastą z fasoli i dodatkami. Na targu jest też cała zadymiona aleja poświęcona grillowanemu mięsu – panuje tam szczególny sposób zamawiania jedzenia – w jednym miejscu wybieramy dodatki i dostajemy koszyk na jedzenie, a w drugim zamawiamy mięso – i jest kilka gotowych zestawów do wyboru –wzięliśmy najmniejszą porcję (i tak było to łącznie pół kilo mięsa!) i w trójkę się całkiem najedliśmy! Były też dobre śniadania, kawy, czekolady – ogólnie jak ktoś lubi jeść, to Oaxaca powinna obowiązkowo być na trasie jego podróży po Meksyku!