Wstęp: Tu właśnie, na samym południowym czubku wyspy, zaczęła się historia Nowego Jorku – wtedy jeszcze, Nowego Amsterdamu. Legendę o kupieniu wyspy od Indian za garstkę koralików można włożyć między bajki - mógł być to zwyczajowy dodatek do transakcji, która pewnie i tak nie oznaczała dla Indian przeniesienia prawa własności. Była to raczej umowa o wspólne użytkowanie tej ziemi – którą Europejczycy mocno „nadinterpretowali”…
Cel: Dolny Manhattan i historycznie najstarsza część Nowego Jorku, obecna Dzielnica Finansowa.
Materiały i metody: *Wstęp do 9/11 Memorial & Museum: dostęp do pomnika jest darmowy, wstęp do muzeum: 24$; otwarte codziennie: od 9 do 20 (21 w Pt i Sob). W muzeum można robić zdjęcia tylko w miejscach, gdzie nie ma osobistych pamiątek po ofiarach – te sale są wyraźnie oznaczone. *Jedzenie: jeśli postanowicie zwiedzać te rejony od wczesnego ranka i szukacie miejsca na śniadanie – przyjemne bistra są przy Greenwich Street.
Przebieg: Jakiekolwiek były początki, miejsce szybko stało się jednym z najważniejszych portów Nowego Świata, któremu potrzebna była ochrona. Na polecenie ówczesnego gubernatora Nowych Niderlandów, na północnym krańcu portowej osady stanął w 1652 roku drewniany mur. Miał chronić przed Indianami, którym obecność Europejczyków przestała się podobać, ale też stanowić zabezpieczenie przed atakiem Anglików, z którymi Holandia toczyła już wojnę. Miasto ostatecznie jednak oddano Wielkiej Brytanii bez walki, za cenę świętego spokoju i utrzymania pewnych przywilejów, przepisów celnych i posad… Osada zaczęła się dynamicznie rozwijać, mur stał się zbędnym ograniczeniem – można go było rozebrać. Ale nazwa pozostała – nosi ją teraz ulica utożsamiana z całym amerykańskim runkiem finansowym -
Wall Street (ang.
wall – mur, ściana).
Znamienną palisadę upamiętniają drewniane bloki ukryte w brukowanej jezdni środkowego odcinka Wall Street. Turystom łatwo je przeoczyć, gdyż uwagę w tym miejscu odwraca
pomnik Jerzego Waszyngtona, stojący na schodach
Federal Hall. Posąg ma znajdować się na tej samej wysokości, co nieistniejącego już balkon dawnego ratusza. W tym własnie miejscu Waszyngton miał być zaprzysiężony na pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych, - kładąc rękę na Biblii pożyczonej z pobliskiej tawerny... Mimo tak ważnej roli w historii rodzącego się kraju, Nowy Jork nie stał się stolicą młodej Republiki. I to mimo faktu, że zabiegał o to jeden z twórców Konstytucji - Alexander Hamilton. Miał on jednak skutecznego oponenta - Thomasa Jeffersona. Ten drugi pragnął czystego, nowego miasta, daleko od finansowych machlojek i portowej wrzawy, a blisko jego rodzinnej Wirginii. Panów podzieliły również kwestie długu, który kolonie zaciągnęły podczas wojny o niepodległość. Hamilton chciał, by przejął go rząd federalny, i następnie wypuścił obligacje skarbowe – stanowiąc tym samym podwaliny nowego systemu finansowego; Jefferson sprzeciwiał się zbyt dużej ingerencji nadrzędnej władzy federalnej, oraz reprezentował interesy stanów południowych, które w dużej mierze spłaciły już swoje długi… Ostatecznie wypracowano kompromis – Jefferson dostał swoją stolicę w Filadelfii (a docelowo, w nowopowstającym Waszyngtonie, D.C.), zaś Hamilton – skup długu i obligacje, a później miano ojca chrzestnego Wall Street.
***
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Wall Street i giełdy jest szarżujący byk autorstwa Arturo Di Modica -
Charging Bull. Rzeźba, która jest moim równolatkiem, miała symbolizować „siłę i moc narodu amerykańskiego”, który podniósł się po kryzysie giełdowym z 1987 roku. Od momentu nielegalnego umieszczenia jej przez autora na Broad Street (później ją przeniesiono) szybko zyskała popularność – zawsze oblegany przez turystów byk jest maskotką maklerów giełdowych. Dotknięcie imponujących, brązowych jąder ma przynieść dobrobyt macającemu – toteż „wyślizgane” genitalia błyszczą się na złoto.
Od 2017 roku, na przeciwko byka stoi
Nieustraszona Dziewczynka, Fearless Girl – początkowo miała promować równą reprezentację kobiet na rynkach finansowych, szybko jednak stała się symbolem ruchów feministycznych. Nie spodobało się to Di Modice – uznał, że Dziewczynka zmienia wymowę jego rzeźby. I może faktycznie, ale czy nie jest teraz bardziej aktualna?
***
Giełda, która w okolicach dolnego Manhattanu funkcjonuje jakieś 200 lat, na początku obsługiwała ruchliwy port Nowego Jorku. Z czasem jednak, wysunęła się czoło handlowych transakcji całego Świata – których po dziś dzień walutą rozliczeniową są głównie amerykańskie dolary. By przypieczętować swoją dominującą rolę w globalnej ekonomii postanowiono w połowie lat 60 XX. wieku wybudować w pobliżu imponujące
Centrum Światowego Handlu - World Trade Center.
Ale wśród nowojorczyków nie brakowało sceptyków. „To przykład bezcelowego gigantyzmu i technologicznego ekshibicjonizmu, które niszczą dziś żywą tkankę wielkich miast” – pisał ceniony krytyk i historyk architektury Lewis Mumford. „Kto boi się ogromnych, złych budynków? – zastanawiała się na łamach »New York Timesa« Ada Louise Huxtable, krytyk architektury. – Wszyscy, ponieważ gigantyzm kryje w sobie tak wiele niewiadomych. Przy tak ogromnej skali triumf od tragedii oddziela ślepy los. To ruletka. Wieże WTC albo dadzą początek nowej erze drapaczy chmur, albo staną się największymi nagrobkami świata.” Prawdą miało okazać się jedno i drugie.M. Rittenhouse,
Nowy JorkGdy ukończono ich budowę były najwyższymi budowlami świata, zastosowano w nich rewolucyjne rozwiązania inżynieryjne, które później stały się standardem przy budowie drapaczy chmur – takie jak „skaczące” żurawie, które przenoszą się z pięta na piętro w trakcie budowy kolejnych kondygnacji, czy system wind lokalnych i ultra-szybkich wind zatrzymują się na wybranych piętrach. W WTC pracowało na co dzień 50 tysięcy osób, a nawet cztery razy tyle interesantów i turystów przewiało się przez wieżowce.
Większość nowojorczyków nie lubiła „bliźniaków”. Żartowano, że wyglądają jak pudełka, w które opakowano wieżowiec Chryslera i Empire State Building. Być może byli i tacy, którzy marzyli w skrytości, by pozbawione uroku klocki schować do ogromnych kartonów i odesłać gdzieś w siną dal. Wszystko zmieniło się, gdy legły w gruzach. Nowojorczycy nadal wiedzieli przecież, że były szkaradne, ale nie miało to większego znaczenia. Teraz, gdy w linii horyzontu pojawiła się tragiczna wyrwa, zostały pokochane trudną miłością.M. Rittenhouse,
Nowy JorkSpacerując stosunkowo wąskimi ulicami Dzielnicy Finansowej można lepiej zrozumieć, jak przerażające to musiały być momenty – słupy kurzy i dymu w „szklanych kanionach” Manhattanu, kompletny paraliż komunikacyjny, zniszczone centralne węzły infrastruktury. Wszystkie jednostki wodne skierowano do ewakuacji ludzi z Dolnego Manhattanu, tłumy „uchodźców” maszerowały Mostem Brooklyńskim. W sercu dzielnicy, w epicentrum nowojorskich ataków, powstała wyrwa -
„strefa zero, ground zero”. Na wiele lat zmieniła się w plac budowy. Podjęto decyzję o nieodbudowywaniu wież – to miejsce na zawsze miało stać się miejscem pamięci. Tam, gdzie stały budynki, znajduje się wyjątkowy memoriał – kwadratowe baseny, w których hektolitry wody wpadają w niewidoczną otchłań. Subtelne, nienaznaczone pretensjonalną martyrologią, poruszające. Pod nimi zaś otwarto muzeum -
9/11 Memorial & Museum - upamiętniające niemal 3 tysiące ofiar zamachów. Chociaż szkoda wszystkich tych żyć, szczególny hołd składa się służbom ratunkowym i siłom szybkiego reagowania – strażakom, ratownikom medycznym, policjantom. Oni doskonale wiedząc, co się dzieje, bez wahania ruszyli nieść pomoc nieświadomym ludziom uwięzionym w budynkach. Był to dzień gdy Nowy Jork (i całe Stany) straciły największą liczbę ratowników i strażaków w historii. W muzeum można zobaczyć nie tylko pozostałości fundamentów po wieżach i wydobytych z ruin fragmentów konstrukcji, ale też dowiedzieć się więcej o historii ich powstania i roli w kulturze masowej. Można zobaczyć pamiątki po ofiarach i przedmioty wydobyte w trakcie akcji ratunkowej, posłuchać ściskających za serce nagrań ostatnich wiadomości głosowych zostawionych przez pasażerów feralnych lotów swoim bliskim. W końcu można prześledzić krok po kroku jak rozwijała się akcja, gdy jeszcze nie było wiadomo co się dzieje – ile jest zamachowców, ile jest celów. Bo w końcu zamachy z 11 września to nie tylko Nowy Jork i WTC – trzeci samolot uderzył w Pentagon. Czwarty samolot, dzięki heroicznemu oporowi załogi i pasażerów rozbił się na polach Pensylwanii – prawdopodobnie jego celem był Kapitol lub Biały Dom.
Muzeum trzeba koniecznie odwiedzić. Robi to tym większe wrażenie, że przecież każdy doskonale pamięta tamten dzień, to wydarzenie poruszyło Świat. Każdy pamięta, co robił 11 września 2001 roku - gdy dotarła do niego wiadomość o przerażającym ataku. Ja na przykład robiłam zadanie z matematyki, akurat zepsuł nam się telewizor i wieści (nieco może nawet wyolbrzymione – komunikat brzmiał „koniec świata, wojna!”) dotarły do nas telefonicznie, od znajomych rodziców. Ale wtedy nikt nie wiedział, co się wydarzy – czy faktycznie wybuchnie wojna światowa? Czy zaatakowane zostaną kolejne obiekty? Czy celem jest także Europa? Myślę, że śmiało można powiedzieć, że był to najbardziej transformujący moment XXI wieku – świat zmienił się niemal z dnia na dzień -nieodwracalnie. Zaostrzenie przepisów bezpieczeństwa w ruchu lotniczym odczuwamy po dziś dzień, zaś terroryzm stał się prawdziwie globalnym problemem, który może dotknąć każdego i wszędzie – nie tylko w miejscach naznaczonych aktualnym konfliktem zbrojnym. Ledwo rozpoczęty wiek szybko stracił swoją niewinność…