Wstęp: Słoneczny poranek od razu zmienia perspektywę – miasto wydaje się być bardziej przyjazne, przystępniejsze. Nasz hostel jest położony w szeroko rozumianym śródmieściu-
Huangpu - historyczna, chińska starówka jest oddalona jedynie o kilka minut drogi.
Cel: Stare Miasto Szanghaju -
Nanshi - z ogrodem Yu Yuan. Wieczorem zaś przeniesiemy się w miejscu (i tak jakby czasie) – nocna panorama miasta z wysokości 100 piętra SWFC.
Materiały i metody: Wstęp do Świątyni Bóstw Miejskich – 10 CNY, wstęp do ogrodu Yu Yuan: 40 CNY. Jedzenie uliczne na starówce: Pierożki na parze – 12 sztuk: 22 CNY, mały smażony placek z dymką – 5 CNY. Z centrum do dzielnicy Pudong dostać się można tanio i wygodnie metrem – linia nr 2, przystanek Lujazui. Wjazd na 100 piętro wieżowca SWFC (Shanghai World Financial Centre) – zwanego też „otwieraczem” – 180 CNY (nie jest to tania impreza, można też wjechać na 94 piętro za 120 CNY…).
Przebieg: Nie trudno poznać, kiedy trafiamy na miejsce – wśród wysokich bloków zaczyna się enklawa kilkupiętrowych budynków o zdobnych, drewnianych balkonach, więcej ulicznych straganów - zarówno z jedzeniem jak i pamiątkami, dekoracyjne, czerwone lampiony. Zupełnie odmienna jest kolorystyka architektury od tej na którą napatrzyliśmy się w cesarskim Pekinie – ściany budynków są białe, stolarka ma ciepły, czerwony odcień brązu, dachy kryte są gęsto ułożonymi, popielatymi dachóweczkami. W tym stylu utrzymane są wszystkie budynki starówki, dzięki czemu całość tworzy spójną całość. Charakterystyczny punkt to niewielkie jezioro z biegnącym prze środek mostem – przechodzi on wzdłuż pawilonu popularnej herbaciarni.
Od wczesnych godzin porannych uliczki wypełniają się tłumami turystów, nawoływaniami sprzedawców, głośną kakofonią muzyki dobiegającej z poszczególnych lokali – w każdym miejscu w innym stylu, o innym natężeniu… Jest mnóstwo punktów z jedzeniem, każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Najdłuższa kolejka jest do pierożków na parze – przez szybę widać jak kilkanaście osób uwija się przy ręcznym nadziewaniu małych zawiniątek, które lądują w wieżach z bambusowych koszy. Pełno jest rzeczy smażonych, placków z dymką, naleśników. Są też szaszłyki, całe ptaki nadziane na patyki, kurze łapki, smażone tofu w sosie… Są również pamiątki, od drogiego tradycyjnego rękodzieła, po tanie bajery z pogranicza tandety. Tutaj jednak fakt, że wszystko jest „Made in China” jest akurat zaletą!
Kręcąc się bez celu po uliczkach trafiamy do taoistycznej świątyni lokalnych bóstw miasta. Ma układ podobny to innych tego typu przybytków, znany nam już chociażby ze świątyni lamaistycznej w Pekinie. Ta jednak poświęcona jest opiekuńczym bóstwom miasta. W chińskiej tradycji zostają nimi zwykle wybitnie zasłużone, historyczne postaci, które z biegiem czasu zyskują boskie atrybuty.
Ci, którzy zmęczą się gwarem starówki powinni obowiązkowo udać się do ogrodu
Yu Yuan - którego nazwa oznacza Ogród Spokoju i Wytchnienia. Mimo sporej liczby zwiedzających ciągle spełnia pokładane w nazwie nadzieje. Jak to w klasycznym ogrodzie chińskim z XVI wieku znajdziemy tu pawilony z misternie rzeźbionymi ścianami, galerie i korytarze dających cień, tajemnicze przejścia pomiędzy przyległymi sekcjami. Yu Yuan pełen jest barwnych krzewów, kwitnących azali i kamelii, ogródków skalnych, sztucznych strumieni i stawów w których kłębią się pomarańczowe karasie i czerwonolice żółwie. Żadna podróż po Chinach nie byłaby pełna bez odwiedzenia chociażby jednego takiego ogrodu.
***
Opuściwszy bardzo ładną, ale też i szalenie turystyczną i raczej drogą starówkę wychodzimy na mniej reprezentatywne ulice handlowe – wszelkie pamiątki, przynajmniej te z dolnej półki finansowej, kupimy tu przynajmniej dwa razy taniej. Jest trochę sklepów tuż przy ulicy, jednak prawdziwe zakupowe szaleństwo zaczyna się w kilkupoziomowych centrach handlowych, pełnych niewielkich stoisk. Tak jakby nasze bazarki upchnąć w pionie. Wchodząc tam miałam wrażenie, że włamałam się do fabryki Świętego Mikołaja – czego tam nie było! Od ubrań, butów, przez zabawki, drobiazgi do urządzania domu, świetne artykuły papiernicze, kosmetyki, drobna elektronika, perły i kamienie szlachetne, herbaty, klasyczne suweniry, takie jak ceramika, chińskie węzły i lampiony… W zasadzie całe popołudnie tam nam przeleciało, razem z wieloma dziesiątkami juanów…
***
Wieczorem, zostawiwszy wszystkie zdobycze w hostelu (a jest tego sporo!) zmieniamy kompletnie dekoracje – po całym dniu spędzonym na zabytkowej starówce jedziemy do serca nowoczesnego Pudongu, by z jednego z wysokościowców podziwiać nocną iluminację. Do wyboru jest kilka opcji – najbardziej popularne to futurystyczna wieża telewizyjna Oriental Pearl Tower, Shanghai World Financial Centre z prześwitem na szczycie – dzięki czemu zyskał przezwisko „otwieracz”, oraz najwyższy budynek Pudongu, skręcona wokół własnej osi Shanghai Tower – zwana też „korkociągiem”.
Ciężko być obojętnym na nocny Pudong z bliska – szczególnie na mieniącą się wszystkimi kolorami tęczy „Perłę”. Nasz cel jest nieco z tył, na drugim planie – im bliżej jesteśmy, im bardziej trzeba zadzierać głowę by zobaczyć szczyt – tym większe robi wrażenie… Podróż windą na 100 piętro - 474 metry nad ziemią! – jest tak szybka, że zmiana ciśnienia zatyka uczy. Na każdym kroku towarzyszy nam obsługa w srebrno-turkusowych wdziankach, panie w popielatych kozakach – takiego uniformu spokojnie można by się spodziewać na statku kosmicznym. I oto jesteśmy, na samym szczycie – objąć wzrokiem można panoramę Szanghaju po obu stronach przeszklonych ścian – widok jak z lotu ptaka. Z początku nawet ma się ten irracjonalny lęk by podejść do nich po przeszklonej podłodze… Światła miasta ciągną się po horyzont, Szanghaj to w końcu największe miasto Chin, metropolia o ponad 22 milionach mieszkańców! Jest efekt – wow! Tylko pamiętajcie by zdążyć na szczyt przed 10 wieczorem – wtedy bowiem gasną światła najwyższych atrakcji – gdy wychodzimy z budynku zarówno on, jak i ‘korkociąg’ i Pearl Tower kłują niebo pogrążonymi w mroku iglicami…