Wstęp: Ostatni poranek w Nungwi, pakujemy nasze manatki, piasek koralowy do butelki, muszelki do woreczka i kierunek: Stone Town! Mama i Kasia jeszcze plażują, a my dzielnie pakujemy się dala dala (nazwa na lokalny busik), nasz jedyny plecak ląduje na dachu, my do środka jak sardynki. Kogo można spotkać w najtańszym środku transportu dla lokalnej ludności? Oczywiście... innych Polaków:)
Cel: Stone Town, "Kamienne Miasto" - zabytkowa cześć stolicy Zanzibaru i miejsce narodzin Frediego Mercuriego.
Materiały i metody: Dala dala z Nungwi do Stone Town: 5 000 TSH (2 os. + bagaż), nocleg bez ciepłej wody: 40 000 TSH/2 os., kolacja po zmroku w Forodhani Gardens - 10 000 TSH/2 os.
Przebieg: Ucięliśmy sobie z parą rodaków ciekawą dyskusję, wymieniając różne uwagi - m.in. o tym jak zawyżane są ceny dla turystów, również podsunięto nam dobry sposób na "spice tour on our own" czyli wersję popularnej wycieczki na plantacje przypraw na własną rękę. Po niecałych 2 godzinach dotarliśmy na miejsce, i udało nam się skontaktować z Psamem z CouchSurfingu - który nie tylko pomógł nam znaleźć szybko przystępny cenowo nocleg, ale również oprowadził (razem z 2 dziewczynami z Polski które były jego gośćmi - taki zbieg okoliczności!) po Stone Town. I był to strzał w dziesiątkę, bez jego pomocy nie wiedzielibyśmy, że rzeźbione drzwi z półokrągłym zwieńczeniem są indyjskie a z prostokątnym arabskie, że niewielki placyk jest centrum miasta i bastionem politycznej opozycji, pewnie nie doczytalibyśmy w przewodniku, jakie były cuda Domu Cudów - najokazalszej budowli centrum (cuda to bieżąca woda, elektryczność i winda), nie trafilibyśmy do najtańszego sprzedawcy przypraw w Darajani Market (np. woreczek przypraw tu kosztuje 1 000 TSH a na plantacji... 3000 TSH), a już z całą pewnością nie uzyskalibyśmy odpowiednich (czyli takich jak dla mieszkańców) cen na nocnych straganach Forodhani Garden (np. za samosa należy się 500 TSH a nam, turystom, bez zmrużenia oka chciano sprzedać za dwa razy tyle...). Mogliśmy też dowiedzieć się jak wygląda system edukacji i jak ma się sprawa z własnością terenów na Zanzibarze (np. obcokrajowcy nie mogą nabyć ziemi - mogą kupić dom, budować hotel, ale ziemia należy dalej do państwa). Bez wątpienia taki przewodnik, i to bezinteresowny - to skarb.
Dyskusja wyników i wnioski: W pierwszej chwili Stone Town może wydawac się chaotyczne i męczące, jednak jeśli mamy szczęście być do niego wprowadzonym okazuje się całkiem przyjazne. Dobrze jest się zgubić w zagmatwanych uliczkach i z zaskoczeniem wpaść na swój hostel, podglądać przez okno meczetu modlitwy, zobaczyć jak robi się zanzibarską pizze na nocnym targu (a w niczym nie przypomina ona naszej pizzy, bliżej temu do omleta...) i obejrzeć zachód słońca na tarasie jednej z nadbrzeżnych restauracji.