Wstęp: Powoli godzimy się z myślą, że nawet jeśli kiedykolwiek odzyskamy bagaż należy uzupełnić garderobę Michała...
Cel: Koszulki, bielizna, kąpielówki...
Materiały i metody: T-shirt w centrum: 15000-20000 TSH
Przebieg: Spacerujemy po zakurzonym "centrum" wioski, od sklepu, do sklepu. Z większością dostępnych ubrań jest tylko jeden problem - są używane... Gdy im się bliżej przyjrzeć, są to regularne second-handy. Niby w porządku, ale takie kąpielówki kupić? Nie wiadomo, po kim, może jak turyści zostawiają to odsprzedają? Łatwiej o nową koszulkę, a najprościej kupić kangę - tradycyjny strój kobiecy, prostokątna, kolorowa, bawełniana tkanina - obowiązkowo opatrzona sentencja w suahili. Ale my wszakże chcemy stroju dla mężczyzny...
Nie ma też możliwości uzyskania rachunku (do ewentualnego rozliczenia z linią lotniczą). Gdy prosimy o niego w jednym sklepie słyszymy: Ale to jest sklep Simsona, wszyscy znają Simsona, jak powiecie, że od Simsona, to wszystko będzie ok!
Hakuna matata, nie ma problemu! - Ale
Turkish Airlines nie znają Simsona... - uśmiechamy się z lekkim zniecierpliwieniem... - Nie, nie, wszyscy znają Simsona, nie tylko tu, ale w wiosce też! Bo ja jestem nie tylko właścicielem sklepu, ale też taksówkarzem! Może chcecie taksówkę, w lokalnej cenie, my friends... Itd, itp...
Tak nam minął cały dzień, trochę szkoda... Ale wieczorem znajdujemy perełkę wśród lokalnych knajpek, wielka porcja, tanio i smacznie. Tortille z warzywami i kurczakiem, ryby, potrawki, świeży shake z mango, banana… Codziennie inne menu, zależy, co udało się upolować. Wszystkie stoliki są zapełnione, gdy przychodzi pora black-outu, kelner roznosi spokojnie świeczki. Wiadomo, zwykła rzecz.